Katastrofa budowlana w gminie Szubin
Życie pod górkę
Państwo Rosiek mają pięcioro dzieci. Najmłodszy Igor ma 7 lat, Sebastian 11, Seweryn -15, rok starszy jest Mikołaj. Jest jeszcze Bartosz, 19-latek.
- Był czas, że odebrano nam dzieci. Walczyliśmy o nie i znów jesteśmy wszyscy razem. A teraz, bez domu, jak sobie poradzimy, gdzie pójdziemy?- rozpacza kobieta. Przyznaje, że ściana domu od dawna była popękana, a deski na dachu pogniłe. Trzy lata temu w budynku był też pożar. - Jak mieliśmy remontować? - tłumaczy. - Mąż ma 500 zł emerytury, a ja tylko rodzinne dostaję. Gdyby gmina dała belki to mąż z sąsiadami, by zrobili...
Bogdan Kosiński, mieszkający po sąsiedzku krewniak państwa Rosiek, też nie widział katastrofy, przybiegł chwilę później. - Usłyszałem straszny huk. Myślałem, że coś wybuchło - opowiada.
Przeczytaj także: Podczas remontu zawaliła się ściana budynku. Zginął pracownik
Ewakuacja, natychmiast!
Dom jest niewielki i stary. Kiedyś należał do gospodarstwa rolnego. Po upadku PGR mieszkania, za niewielkie pieniądze, wykupili lokatorzy. Do wczoraj w budynku żyły trzy rodziny, w sumie 14 osób. W wyniku katastrofy dwa mieszkania nie nadają się do użytku.
Sąsiadów państwa Rosiek - Iwonę i Henryka Bajczyków też strażacy wczoraj ewakuowali. I ich syna Marcina. 18-letni chłopak uczy się w Żninie na blacharza.
- Jest decyzja, że muszą opuścić dom. Nie będziemy go rozbierać. Zabezpieczymy tylko przed wiatrem i deszczem - informuje Mieczysław Berka z jednostki PSP w Szubinie. Są też strażacy OSP z Szubina i ochotnicy z Ciężkowa. Pomagają poszkodowanym ratować dobytek.
- Na razie idziemy do rodziny. Możemy tam pobyć 3-4 dni - mówi pan Henryk Bajczyk. Rodzina mieszka niedaleko, w Słupach. Gdzie podzieją się potem, jeszcze nie wiedzą.
- Sąsiadka mówiła, że z ich strony belki na dachu są podgniłe i trzeba podłożyć nowe, ale nikt się do tego nie brał - przyznają mieszkańcy. Niczyjej winy w katastrofie nie widzą.
- Co ja mogę zrobić. Męża renta chorobowa to 1000 złotych, jest po zawale. Ja mam cukrzycę, i nadciśnienie, nie mogę długo stać, bo nogi bolą. Gdzie ja pójdę do pracy - pyta retorycznie Iwona Bajczyk. Oboje z mężem są zdruzgotani katastrofą, do której doszło wczoraj rano i sytuacją, w której się znaleźli. Podobnie z rodziną mieszkającą po drugiej strony budynku. Ona może zostać. Nie chce.
Boją się o dzieci!
- Nie będę ryzykować, mam małe dzieci - podkreśla Adrian Habera. O przegniłych belkach w dachu rozmawia niechętnie. - Niby były zniszczone, ale jak wbijało się gwóźdź, to szło ciężko - opowiada.
Wraz z żoną i dwójką dzieci w wieku 11 i 9 lat przeniósł się wczoraj do rodziców w Wąsoszu. Jak długo tam będą? Nie wiadomo!
Apel o pomoc
Słupy to biedna wieś popegeerowska. Niewielka, ledwie sto kilkanaście rodzin.- Wiele osób korzysta u nas ze wsparcia ośrodka pomocy społecznej - przyznaje Agnieszka Krajnik-Damazyn, sołtys Słupów. Szykuje nocleg w świetlicy wiejskiej dla państwa Rosiek. - Udostępnimy wszystko, co jest: polówki, koce. Trochę rzeczy mają swoich. Na pewno wystąpię z apelem o pomoc dla tej rodziny - zapowiada.
Państwo Rosiek noc spędzili w świetlicy. Wczoraj po południu odwiedził ich psycholog. Decyzje, co dalej, jeszcze nie zapadły. - Postanowić coś można dopiero za kilka dni - wyjaśnia Magdalena Jęziorowska, zastępca dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szubinie.
W ratuszu czekają m.in. na ekspertyzy. Trzeba wyjaśnić, czy możliwa jest odbudowa domu.
Czytaj e-wydanie »