https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ojcowie.pl - wszystko dla dziecka

Adam Willma [email protected]
Krzysztof Gawryszczak prezes stowarzyszenia Ojcowie.pl
Krzysztof Gawryszczak prezes stowarzyszenia Ojcowie.pl Fot. Adam Willma
- Walczymy z czymś, co - nie wiadomo dlaczego - nazywa się systemem prorodzinnym.

Z testów i badań, którym poddano Krzysztofa Gawryszczaka wynikało, że jest dobrym ojcem. Pani sędzia zezwoliła więc na kontakty z dzieckiem. Czterdzieści osiem godzin rocznie.

Gdyńskie mieszkanie Krzysztofa położone jest rzut beretem od plażę. Ale o plaży Gawryszczak nie ma nawet czasu pomyśleć. Wstaje o szóstej i do południa dopisuje na maile ojców. Aby nie zgubić się w tej nawałnicy spraw, podzielił korespondencję na 12 skrzynek mailowych. Dla setek ojców w Polsce jego stowarzyszenie jest ostatnią nadzieją.

Mur na szpilkach

Stowarzyszenie Na Rzecz Poszanowania Prawa Dzieci i Rodziny "Ojcowie.pl"

81-404 Gdynia ul. Legionów 57/2
tel.58 699 33 51,
kom.:0 792 143 003

- Nie mam nic do stracenia - mówi Krzysztof. - Wojna o własne dziecko kosztowała mnie 10 lat przepraw sądowych i dwa zawały. Sąd zrujnował mi relacje z synem. Niczego gorszego nie może mi już zrobić.

12-letni Bartek, urodził się z nieformalnego związku dwanaście lat temu. Gawryszczaka ominęła więc przeprawa rozwodowa i bitwa o podział majątku. Zależało mu jednak na kontaktach z dzieckiem.

- Przeszedłem przez bagno polskich sądów rodzinnych i dziś znam ten układ od podszewki - z nerwów zapala papierosa. - Mężczyzna, który staje do walki o dziecko, zwykle już na starcie rozbija się o ścianę babskiej solidarności. W sądzie znajduje się nagle w otoczeniu samych kobiet - sędzi, ławniczek i pełnomocnika strony przeciwnej. Później czekają go różne testy prowadzone niemal wyłącznie przez panie, a na koniec wypełnienia postanowień sądu pilnuje kurator, która też jest zwykle płci pięknej. Ten system jest czystą dyskryminacją. Wiem, co mówię, bo przez nasze biuro przetoczyły się setki takich spraw.

Nie bój się, syneczku

Gdy rozpoczęła się batalia o dziecko, Gawryszczak pracował jako kierowca. Choć z opinii psychologów wynikało, że doskonale sprawdza się w roli ojca, pani sędzia na spotkania z dzieckiem wyznaczyła mu dwa dni w miesiącu. Po dwie godziny. Obowiązkowo w obecności matki i kuratora sądowego.

- Upał czy piękna zima - musieliśmy z synem siedzieć w domu, bo sąd zezwolił wyłącznie na widzenia w domu. - wspomina. - Cóż było robić? - mały pokoik, który mieliśmy do dyspozycji zamieniłem w salę gimnastyczną i bawialnię. Na tych paru metrach kwadratowych graliśmy w piłkę, walczyliśmy bambusowymi kijami i robiliśmy tysiąc innych rzeczy.

Dwa lata Gawryszczak walczył o to, aby mieć sąd przyznał mu więcej czasu na spotkania z Bartkiem. Wywalczył 72 godziny:

- Nie mogłem dać dziecku nawet czekolady. Kieszonkowe, które miałem dla niego zabierała matka, podobnie jak dwa telefony które mu kupiłem. Przed każdym spotkaniem "właścicielka" dziecka nakręcała atmosferę: "Nie bój się syneczku, nic się nie stanie. To tylko dwie godziny i będziesz mógł wrócić do mamusi".

Po kilku latach przecierania sądowych korytarzy Gawryszczak uświadomił sobie skalę zjawiska. Zgłaszali się do niego ojcowie z różnych zakątków Polski. Jego mieszkanie zamieniło się w przytułek dla ojców dziećmi:

Nie mogłem odmówić, bo wiem, jak działa machina wymiaru sprawiedliwości. Zanim uda się wyprostować niby oczywiste sprawy, sądy zwykle uważają za oczywiste, że dziecko powinno przebywać pod opieką matki. Nawet jeśli później okazuje, że to osoba zupełnie nieodpowiedzialna.

Poczekalnia na wersalce

Na wersalce koło kuchni spał już zawodowy żołnierz (udało się odbić ukrywaną przez żonę córkę), Anglik z Londynu (ratował 5-miesięczne dziecko przed uzależnioną od alkoholu matką) i ojciec ze Śląska (poszukiwał na Wybrzeżu dzieci porwanych przez matkę). Za każdym, razem po długich sądowych bojach, orzeczenie było korzystne dla ojców.

Udało nam się doprowadzić do tego, że sędziowie nie działają już tak automatycznie, gdy na sali widza przedstawiciela naszej organizacji. Dziś mamy już sieć współpracowników w całej Europie, praktycznie wszędzie, gdzie są Polacy - mówi z duma Gawryszczak. - W wielu miastach możemy liczyć na swoich informatorów, dzięki czego kilka razy udało nam się zlokalizować ukrywane przez matki dzieci.

Ojciec? Prać!

Nie zawsze jednak rzeczywistość jest czarno-biała. Gawryszczak przyznaje, że zaliczył kilka wpadek:

- Bywało, że po czasie dowiadywaliśmy się, że ojciec stosował przemoc w domu. Dziś już nauczyliśmy się omijać takie rafy. Zanim zdecydujemy się na pomoc, dokładnie czytamy akta wszelkie, żeby mieć pewność, że działamy w słusznej sprawie. Niestety nie zawsze pomoc jest skuteczna.

Krzysztof spogląda na zdjęcia syna, które wyświetla komputerowy monitor:

- Często pojawia się syndrom Gardnera, czyli efekt prania mózgu przez matkę. Przebywające niemal cały czas pod jej opieka dziecko zaraża się niechęcią do ojca. Nie chce robić matce przykrości pozytywnym stosunkiem do drugiego rodzica. W efekcie samo zrywa kontakty.

Podczas gdy na Zachodzie zjawisko to jest powszechnie znane od lat, jeszcze niedawno polscy sędziowie wzruszali ramionami słysząc o Gardnerze. To dzięki takim organizacjom jak nasze, ta wiedza zaczęła się upowszechniać. Wiem na ten temat sporo z własnego doświadczenia, ostatni kontakt z moim dzieckiem miałem w lutym. Cały czas czekam na sygnał od niego...

Napięcie w kontaktach

Według Gawryszczaka najgorszym doświadczeniem, na które musi przygotować się ojciec dziecka jest poniżenie:

Tata jest traktowany głównie jako bankomat. To on, oprócz alimentów ponosi wszelkie koszty badań i nadzoru kuratorskiego. Gdy zliczyliśmy wszystkie naliczone koszty sądowe, jakie podczas trzech lat rozpraw poniósł jeden z ojców w Gdańsku, wyszło tego dokładnie 38 tysięcy złotych!- załamuje ręce Gawryszczak. Jego zdaniem nie bez znaczenia są też osobiste doświadczenia sędziów. - Jeśli w wydziale rodzinnym naszego sądu większość orzekających sędzin to panie "po przejściach", to nikt mi nie wmówi, że nie ma to wpływu na orzeczenia. Poza tym sądy rodzinne we wielu miastach traktowane są jako miejsca zsyłki dla sędziów, którym powinęła się noga gdzie indziej.
Krzysztof: - Mężczyźni często przegrywają w sprawy, bo nie wytrzymują psychicznie. Wybuchają i w ten sposób grzebią swoje szanse. Nie potrafią układać tak misternych planów jak kobiety i wzbudzać litości. Nic dziwnego - sam nie mogłem się opanować, gdy pani sędzia uważała za stosowne odpytać kiedy się urodziło moje dziecko, co lubi jeść i czy potrafię gotować Nagroda za dobrą odpowiedź była zgoda na dłuższe kontakty.

Przez dziesięć lat sądowej walki Gawryszczakowi nie udało się wywalczyć - choćby krótkich - wakacji z synem. Sąd doszedł do wniosku, że "relacje emocjonalne między nami są jeszcze zbyt słabe".

Uważaj na zdjęcie!

- A przecież nasze relacje są skutkiem jej decyzji! - Gawryszczak odpala kolejnego papierosa. - Poniżające bywają też sztuczki prawne stosowane przez wiele matek. - Klasyką jest dziś oskarżenie o pedofilię. Taki zarzut oznacza dziś automatyczne ucięcie kontaktów z dzieckiem na wiele miesięcy. Mieliśmy i taki przypadek, że zanim sprawa została wyjaśniona, mężczyzna nie mógł widzieć się z synem przez 3 lata! Niektórzy reagują już tak nerwowo, że nawet widząc u mnie zdjęcie z synem na kolanach radzą, żeby je zdjąć, w obawie przed oskarżeniem.

Zanim nadejdzie kolejny zawał, Gawryszczak chciałby doczekać zmian w prawie - wraz z zaprzyjaźnionymi prawnikami opracował dziesiątki poprawek i zmian w ustawach.
- A prywatnie? Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze nauczyć syna dobrze gotować. Bo matka go tego nie nauczy.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Anna Maria
Witam,
Gratuluję wszystkim Tatom, starającym się o dziecko i o kontakt z nim! Długo byłam w związku, zbyt długo... byłam ponieważ chciałam właśnie, aby moje dzieci miały ojca (ja go nie miałam). Przegrałam z alkoholem! Ale nie o tym! Ja powinnam pisać do sądu o nakaz odwiedzania i interesowania się dziećmi! Nie ma żadnych ograniczeń z mojej strony! Wiem, że dzieciom ten kontakt jest potrzebny! Zwłaszcza młodszemu synowi! który wydzwania do taty, czy i kiedy może do niego przyjść! Panowie! Jest również druga strona medalu, w której ojcowie OLEWAJĄ swoje dzieci!
Pozdrawiam
L
Liliana
Mój mąż też ma syna z poprzedniego związku. Walczył kilka lat o widzenia z synem. Niestety, nie wytrzymał presji. Dziś dziecko nie zna ani jego, ani moich dzieci, czyli swojego rodzeństwa. Alimenty mąż ma zasądzone, ilekroć próbował dogadać się z matką dziecka, ta straszy podwyższeniem alimentów o kilkaset złotych. Podsyła dziecku czasami jakiś prezent, napisze list, ale znając jego matkę, niczego dziecku nie przekazuje. Syn ma nawet jej nazwisko rodowe, nie ojca. To też zagrywka tej kobiety. Obserwuję czasem na NK konto tego chłopca, czy kopiuję zdjęcia dla męża, żeby widział, jak syn dorasta. Poza tym, jeśli kiedyś dziecko będzie miało pretensje do ojca, to mu pokażemy wszystko, co świadczyć będzie o zainteresowaniu ojca , dzieckiem. Planuję też, żeby w przyszłości nasze dzieci nawiązały kontakt z tamtym chłopcem, może w ten sposób się pomału uda.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska