Mecz miał dwie fazy do momentu pokazania czerwonej kartki Keicie i po. W pierwszej było dużo niedokładności. Piłkarze byli skupieni, by nie stracić gola. Tak zresztą zostali ustawieni przez trenerów. Za mało zawodników brało udział w akcjach ofensywnych. Stosowano tylko długie podania, ale były one z reguły niedokładne.
Potem był gol Kalu Uche. Wstrzelił on sprytnie piłkę w pole bramkowe, ale można mieć pretensje do obrońców, że nie "przecięli'' tego dośrodkowania. Łatwo się mówi, a potem trudniej zrobić to na boisku, bo zagranie było trudne do przewidzenia.
Po stracie gola nie widziałem u Greków determinacji, zespół nie funkcjonał. Dopiero czerwona kartka i osłabienie rywala ich pobudziło. Od tego momentu można mówić od drugiej fazie spotkania. Grecy grali agresywniej. Dużo ożywienia wniósł Samaras. Efektem takiej postawy były gole. Moim zdaniem Nigeryjczycy za bardzo się cofnęli i dlatego rywalom było łatwiej atakować. Aktywny był Karagounis, jak na kapitana przystało.