Olimpia Grudziądz zanotowała w rundzie jesiennej postęp w porównaniu z poprzednim sezonem. Jednak ciągle jest o krok za najlepszymi drużynami.
Włodarze klubu z Grudziądza byli niezwykle aktywni na rynku transferowym. Pozyskani piłkarze mieli przede wszystkim zapobiec nerwowości związenej z utrzymaniem, która miała miejsce w poprzednim sezonie. Po cichy liczono, że biało-zieloni pomieszają szyki zespołom, które deklarowały walkę o a-wans do T-Mobile Ekstraklasy.
Zespół trenera Tomasza Asensky'ego potrafił zabierać punkty faworytom, takim jak Cracovia czy Zawisza Bydgoszcz, ale także nie umiał pokonać żadnego z beniaminków. Szczególnie żal remisów z Okocimskim Brzesko i Stomilem Olsztyn. Zdarzyła się też porażka z będącą w kryzysie Sandecją Nowy Sącz. Warta podkreślenia jest seria ośmiu meczów bez porażki, ale trzeba też zauważyć, że aż pięć z tych spotkań zakończyło się remisem.
Zespół o dwóch twarzach
O ile do występów na własnym boisku nie można mieć do grudziądzan większych pretensji, tak ich postawa na wyjazdach wymaga wiosną zdecydowanej poprawy, jeśli chcą dołączyć do ligowej czołówki.
Zaledwie 9 punktów wywalczonych w 9. meczach wyjazdowych chluby biało-zielonym nie przysparza. Zawodnicy tracili na boiskach przeciwnika wiele ze swoich atutów i nie zmienią tego, opinie, że to oni prowadzili grę i byli zespołem lepszym. Zawodzili w najważniejszym elemencie piłkarskim czyli skuteczności. Bez tego trudno marzyć o sukcesach.
Jak tłumaczył trener Asensky główną przyczyną było to, że zespół nie potrafił odrabiać strat i podnieść się mentalnie po straconej bramce.
Olimpia u siebie, i Olimpia na wyjazdach to dwie zupełnie inne zespoły. Takie dwie twarze nie sprzyjają stabilizacji.
Szkielet i nowicjusze
Olimpia utrzymała większość piłkarzy z poprzedniego sezonu, którzy teraz tworzyli szkielet zespołu. Można do niego zaliczyć bramkarza Michała Wróbla, stopera Marcina Stańka, pomocników Dariusza Kłusa i Mariusza Kryszaka oraz operujących w ofensywie Adama Cieślińs-kiego i Piotra Ruszkula. Do nich dokoptowano grudziądzkich nowicjuszy, których pozyskano w przerwie letniej. Doświadczony Michał Łabędzki szybko wywalczył sobie miejsce na środku defensywy. Imponował spokojem i pewnością w interwencjach. Wspólnie ze Stańkiem tworzyli jedną z lepszych par środkowych obrońców. Łabędz-ki potrafił też zagrać jako defensywny pomocnik jeśli wymagała tego potrzeba zespołu.
Jednak objawieniem okazał Marcin Woźniak. Bezsprzecznie był najlepszy na lewej stronie defensywy. Grał bardzo nowocześnie. Często włączał się do akcji ofensywnych.Jego atutem jest siła i wytrzymałość.
Zobacz koniecznie: Po raz 52. wybieramy najpopularniejszego sportowca Kujaw i Pomorza. Każdy może zgłosić swojego kandydata
Na innych pozycjach trener Asensky często rotował składem, więc trudno mówić o pewniakach. Jednak na skrzydłach miał czterech równorzędnych piłkarzy i dlatego nikt nie miał monopolu na grę.
Klubowi rekordziści
Jesienią Olimpia nie mogła obyć się bez Ruszkula. Zagrał we wszystkich meczach, także w trzech pucharowych. Okazał się najlepszym strzelcem zespołu. Jednak najwięcej minut na boisku przebywał Wróbel. Bramkarz Olimpii po wyleczeniu kontuzji wrócił między słupki i zaliczył aż 1440 minut, a więc 16 pełnych spotkań.
Największym walczakiem w zespole jest Kłus. Jak na kapitana przystało nigdy nie odpuszcza i pierwszy daje sygnał do walki. Swoją ofiarność okupuje kartkami. Wsumie uzbierał ich już sześć. Tyle samo mają Łabędzki i Woźniak.
Czytaj e-wydanie »