Są pierwszymi recenzentami swoich prac. Ona mówi szczerze, co nie podoba się jej w jego wierszach. On też krytycznie ocenia twórczość swojej żony. Zawsze z humorem i uśmiechem na twarzy. Tacy już są
W ubiegłym roku minęła 35. rocznica ich ślubu. Maria Szymańska jest emerytowaną nauczycielką, a Tadeusz Szymański - byłym starostą mogileńskim.
Lubię patrzeć, obserwować ludzi
Pani Maria rysowała i malowała od dziecka. W tym kierunku też się kształciła. - Rozpoczęłam pracę w szkole i malowanie poszło na bok. Gdy dzieci dorosły, wróciłam do mojej wielkiej pasji. Znów zaczynałam od podstaw. Najpierw był rysunek, potem akwarele. Dziś sięgam też po pastele i farby olejne. Lubię się bawić farbami: pędzlem, rękoma lub szpachlą. Kopiuję znane obrazy, które chciałabym mieć u siebie w domu, a nie stać mnie na nie. W życiu nie za dużo mówię. Lubię patrzeć, obserwować ludzi, przyrodę. Potem to co widzę przenoszę na moje prace. Często też portretuję. Mówią, że w tej dziedzinie mam największe zdolności - opowiada.
Mówią też, że potrafi w drugim człowieku dostrzec coś interesującego w jego w oczach i umiejętnie przenieść to na płótno. Coraz częściej otrzymuje zamówienia, nawet przez internet od nieznanych jej osób. - Przesyłają mi kilka zdjęć, dostają portret na takim tle, na jakim sobie życzą. Nie jest to sztywne kopiowanie - podkreśla pani Maria.
Na swoim koncie ma już kilka wystaw. W przyszłym roku zorganizuje kolejną. Będzie szczególna, bo w pałacu w Lubostroniu. Dlatego chce na nią ściągnąć swoje najlepsze prace. Części z nich na pewno nie pokaże. Trafiły bowiem za granicę. Obraz podarowany prezydentowej Annie Komorowskiej raczej też nie pojawi się na wystawie.
Może skusi się i wyda jakiś tomik
Pan Tadeusz już na studiach pisał wiersze. Do dziś nosi przy sobie zeszyt, w którym zapisuje różne pomysły. W zależności od nastroju, są wesołe lub smutne, refleksyjne lub dosadne. Zawsze szczere i ze sporą dawką emocji. Najbardziej lubi te krótkie, czterowersowe. Oto jeden z nich, pod tytułem "Wiara":
"Medalik na szyi noszę od dziecka
nie obrzydziła go okupacja radziecka
i pewnie dalej wierze byłbym oddany
gdyby nie pleban z parafii porąbany"
Tworzy również, jak to nazywa, poezję użytkową. Są to wiersze rymowane pisane z okazji jubileuszu, urodzin, ślubu, okolicznościowego spotkania. - Gdy jakiś pracownik odchodzi na emeryturę, zawsze w prezencie dostaje ode mnie wiersz - zdradza. Znajomi często korzystają z jego talentu zamawiając wiersz na okoliczność wydarzenia, na którym chcą zabłysnąć.
Pan Tadeusz nie podpisuje się pod swoimi wierszami lub publikuje je (na portalu digart.pl) pod pseudonimami. Dlaczego? - Obawiam się, co ludzie powiedzą, jak to przeczytają, że nazwą to grafomanią. Już samo pisanie i tworzenie sprawia mi przyjemność. Gdybym spotkał się ze ścianą nieprzychylnych opinii, być może zarzuciłbym pisanie. A tego bym nie chciał - wyznaje szczerze.
Być może jednak w końcu skusi się i wyda jakiś tomik ze swoimi ulubionymi wierszami. Być może towarzyszyć im będą zdjęcia obrazów stworzonych przez małżonkę. - Tak, to byłby dobry pomysł - głośno myśli.
A jednak się udało. Spotkanie autorskie z Marią i Tadeuszem Szymańskimi [zdjęcia]
Krytycznie o sobie
Nigdy nie czyta swoich wierszy żonie. - Biorę kartkę z odręcznie napisanym wierszem i sama czytam. Męczę się, bo straszne kulfony stawia - śmieje się pani Maria.
Są pierwszymi recenzentami swoich prac. - Okazuje się, że mąż bardzo krytycznie podchodzi do mojej twórczości, a ja do jego - zdradza pani Maria. Robią to zawsze z humorem i uśmiechem na twarzy. Tacy już są.
- Ingeruje pan w prace żony? - pytam pana Tadeusza.
- Ależ skąd. Ja tylko krytycznie oceniam - śmieje się.
Oboje szanują swoje pasje i cieszą się, że je mają. Dzięki temu ich życie jest jeszcze ciekawsze.