Zdaniem Prof. MIROSŁAWA KARWATAz Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, zajmującego się teorią i socjologią polityki
- Wyolbrzymiamy znaczenie specjalistów od marketingu. Działanie marketingowców przynosi skutek głownie w przypadku “bezjajecznych" polityków, do których ani Kwaśniewski, ani Kaczyński nie należą.
Jarosław Kaczyński, który jest znanym machiavellistą wiedział, że zyskuje nawet wtedy, gdy pozwoli na zdobycie kilku punktów Kwaśniewskiemu, bo spodziewa się zyskać więcej na Platformie.
LiD twierdzi, że to właśnie jego obóz jest realną alternatywą dla PiS-u i chyba ma po rację, bo PiS i PO ideologicznie różnią się nieznacznie. Platforma bywa równie populistyczna, a jest mniej sprawna w sztuczkach marketingowych. Tusk uprawia politykę w ładniejszym stylu, niż Kaczyński, ale to różnica stylu, a nie programu.
Wygrała w tej debacie telewizja, której udało się nas przekonać, że zaserwowano nam ważne wydarzenie. Ale pamiętajmy, ze cyfry rzucane w debacie pochodzą ze ściągawek, a nie z ugruntowanej wiedzy.
Pomimo starań Jarosława Kaczyńskiego, nie do końca powiodła się próba zmiany wizerunku. Premier pokazał się jako polityk bardzo zręczny taktycznie, ale nastawiony głownie na “swoich", zamknięty, odczytujący metafory i skróty myślowe jako rzeczywistość, odwołujący się do podobnych sobie,
Kwaśniewski potwierdził dotychczasowy wizerunek - człowieka otwartego, pojednawczego, pragmatycznego, trochę rozmytego ideologicznie.
Choć merytorycznie (logika, dystans) wygrał Kwaśniewski, to jednak wynik debaty był remisem z lekką przewagą Kaczyńskiego. Bo zwycięstwo merytoryczne nie jest tym samym co zwycięstwo psychologiczne. Kaczyński może nie zjednał sobie nowych zwolenników, ale utwierdził swój elektorat i nieco uśpił przeciwników.
Skutecznie też sprzedał chwytliwe hasło o “partii zwykłych ludzi".
Zdaniem specjalisty od marketingu politycznego SEBASTIANA DROBCZYŃSKIEGO
Sebastian Drobczyński
Centymetry - błąd sztabu Kwaśniewskiego. Nie wykorzystano różnicy wzrostu, która w poważnym stopniu wpływa na postrzeganie kandydatów.
Dynamika - jej brak był największą wadą tej debaty. Po tych aktorach sceny politycznej można było spodziewać się większej dynamiki przekazu.
Fonia - inaczej odbiera się debatę słuchając ją w radiu w czasie prowadzenia samochodu, inaczej oglądając w telewizji. Ludzie, którzy jedynie słuchali mówią o nudzie w pierwszych dwóch częściach. Dopiero trzecia część przyniosła ożywienie.
Humor - Kaczyński próbował pokazać się z innej strony, niż znaliśmy go wcześniej. Wychodziło to niestety sztucznie i niezbyt wiarygodnie.
Kreacje - Kwaśniewski kreował się na męża stanu, Kaczyński był łagodnym bulterierem, zdawał sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na zbyt agresywną postawę, choć czasami pozwalał sobie na przekraczanie granicy.
Ocena - 4,5 dla Kwaśniewskiego i 3,5 dla Kaczyńskiego. Ale tylko z mojej perspektywy. Ta debata nie przełoży się w zasadniczy sposób na wybory. Utwierdziła raczej w przekonaniu przekonanych. Być może lekki zawód mogli poczuć ci, którzy oczekiwali na większy poziom agresji u Jarosława Kaczyńskiego i spodziewali się, że “zmiażdży komucha".
Przestrzeń - zbyt duża. Ustawienie nie pozwalało na to, aby panowie patrzeli sobie prosto w oczy. Pomysł siedzącej debaty ograniczył gestykulację, a co za tym idzie - żywość i dynamikę.
Publiczność - Była bardzo ważna dla Jarosława Kaczyńskiego. Niemal za każdym razem, gdy premier próbował żartować natychmiast odwracał głowę w kierunku publiczności szukając potwierdzenie. “Byłem śmieszny, prawda?".
Ręce - u Kaczyńskiego korespondowały z agresją, której nie udało mu się do końca wyeliminować. Zaciśnięte dłonie, wskazujący palec. Kwaśniewski przyjął sposób gestykulacji, którym chciał dać się poznać jako mąż stanu. Gestami starał się wykazywać skłonność do “dialogu" “porozumienia". Ten repertuar Kwaśniewski ma nieźle opracowany.
Siedzenie - elegancki sposób siedzenia jest umiejętnością. Lepiej opanował ją Kwaśniewski. W przypadku Kaczyńskiego krój garnituru obnażał duży brzuch. Taką, z pozoru mało istotną, informację kodujemy nawet podświadomie, podobnie jak mnóstwo innych szczegółów.
Ubiór - jeśli zamiarem Kwaśniewskiego było pokazanie się jako mąż stanu, to ubiór był właściwie dobrany, miał łagodny charakter, krawat był niemal niezauważalny. Doradcy Kaczyńskiego postawili na ekspansywność, którą podkreślał krawat w tonacji ciemnej czerwieni.
Wzrok - uciekał obu panom. Patrzyli głównie w podłogę i tu gorzej wypadł Kwaśniewski. W przypadku Jarosława Kaczyńskiego wzrok (charakterystyczne szerokie otwieranie oczu) był dość spójny z gestykulacją. Za każdym razem po wygłoszeniu hasła kierował się jednak do własnej publiczności, aby zyskać poparcie.
Zawód - dotyczy obu uczestników. Ale większe pretensje można kierować w stronę Aleksandra Kwaśniewskiego. Kwaśniewski nie miał nic do stracenia, bo LiD tych wyborów nie wygra, a Kwaśniewski raczej premierem nie będzie. Były prezydent mógł więc sobie pozwolić na mocniejsze uderzenie, popisanie się swoimi pomysłami, ich realizacją. Sposób mówienie Kwaśniewskiego i mowa ciała pozostawiała wiele do życzenia. Były prezydent zapomniał, że w takiej debacie dobrze jest popisać się znajomością cyfr.
Żal - że wygrał układ. Oba sztaby miały decydujący wpływ na formę tej debaty. Marketing polityczny składa się z działań oficjalnych i nieoficjalnych. Można przypuszczać, że sztabowcy obu stron dogadali się, że w ich wspólnym interesie leży ograniczenie wpływów Donalda Tuska. Dostali na to gratisowo całą godzinę w czasie najlepszej oglądalności i zyskali punkty już na wstępie. Nie łudźmy się - zaserwowano nam wyreżyserowany spektakl, któremu daleko do amerykańskich debat. Obaj panowie poza kamerami pożegnają się grzecznie i z uśmiechem, bo wiedzą, że jeszcze nieraz będą musieli współpracować. Tu nie ma mowy o wojnie na serio. W prawdziwej konfrontacji padłyby pytania, na które zwykły odbiorca chciałby usłyszeć odpowiedź. "Olek, ile wypiłeś na Ukrainie?", albo "Jarek, dlaczego żyjesz tylko z kotem, dlaczego koledzy ze studiów wspominają, że dziewczyny się nie interesowały?". Takiej debaty bez wątpienia się doczekamy, ale dopiero za kilka lat.