W środę wieczorem, do jednej z miejscowości w powiecie świeckim, wezwano pogotowie. Z opisu stanu chorego wynikało, że może chodzić o osobę zaburzoną psychicznie. Na miejscu okazało się, że mężczyzna cierpi na schizofrenię.
Choć wyraźnie pobudzony, zachowywał się spokojnie. Sam wsiadł do samochodu i położył się na noszach. Nie było podstaw do tego, aby związać go pasami. W drodze do szpitala psychiatrycznego towarzyszył mu ratownik. W szoferce znajdowali się kierowca i lekarz. Wydawało się, że to rutynowa interwencja.
Wprost na ulicę
Po kilkunastu minutach jazdy, gdy karetka znajdowała się na obwodnicy Świecia, niespodziewanie schizofrenik poderwał się i po krótkiej szamotaninie z ratownikiem wyskoczył z karetki. Cudem nie dostał się pod koła innych samochodów. Działo się to w miejscu, w którym nie ma oświetlenia.
Chwilę potem chory z powrotem leżał na noszach - tyle, że trzeba było go wieść na intensywną terapię. Pacjent jest nieprzytomny. Ma liczne złamania kości czaszki. Lekarze jego stan określają jako ciężki. Pokiereszowany psychicznie jest także ratownik, który omal nie wypadł z samochodu. Prawdopodobnie będzie mu potrzeba pomoc psychologiczna.