https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Palą im się ręce do gaszenia ognia

Zmorą strażaków są wywrócone ciężarówki z  naczepami. W tym roku odnotowali kilka takich  zdarzeń. Niezbędna jest wtedy dobra  organizacja: trzeba sprowadzić sprzęt ciężki, by  podniósłby tira.kilka godzin jest zablokowana.
Zmorą strażaków są wywrócone ciężarówki z naczepami. W tym roku odnotowali kilka takich zdarzeń. Niezbędna jest wtedy dobra organizacja: trzeba sprowadzić sprzęt ciężki, by podniósłby tira.kilka godzin jest zablokowana. Fot. archiwum
Początek roku jest dla strażaków łaskawy. - Nawet wichury nas omijają - mówią. - W ubiegłym roku, mimo zimy - już było gorąco.

W ubiegłym roku strażacy mieli pełne ręce roboty. Wyjeżdżali aż 1147 razy. W tym: 267 razy do pożarów, głównie stodół, stoków siana i traw. Aż 855 razy wyjeżdżali do miejscowych zagrożeń: wypadków, zwarć instalacji elektrycznej, itp. Odebrali też 25 fałszywych alarmów.

Polewali przy pożarach

-Było kilka dużych pożarów, które strawiły cały dobytek - mówi Hieronim Saran, rzecznik prasowy PPSP w Chełmnie. - Siódmego stycznia 2006 roku w Trzebiełuchu palił się budynek mieszkalno-inwentarski. Gasiło go dwanaście jednostek. Straty wyceniono na 150 tysięcy złotych. Działaliśmy prawie dziesięć godzin. Przyczyną pożaru była nieprawidłowa eksploatacja urządzeń grzewczych na paliwo.

W maju w Bajerzu pożar strawił stolarnię. Strażacy nie mogli odłączyć tam prądu. Mimo to udało im się uratować mienie warte 500 tysięcy złotych.

- Przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej - mówi Hieronim Saran. - Tak jest w wielu przypadkach. Z tego samego powodu w Żyglądzie spłonął dom.__W Chełmnie, przy Czereśniowej pięć zastępów gasiło pożar domu i udało się uratować mienie warte 100 tysięcy złotych. Przyczyną pożaru było zapalenie się oleju na patelni zostawionej na kuchence. Nic nie zostało też po pożarze stodoły w Piątkowie. Działało tam dziewięć zastępów. Z kolei w Jeleńcu pożar zboża na pniu objął około 2,5 hektara i gasiło go aż pięć zastępów.

Bywało gorąco

W 2006 roku trzy razy zdarzyło się, że trzeba było pędzić do dwóch dużych zdarzeń jednocześnie.

- Wtedy posiłkowaliśmy się jednostkami OSP oraz pracownikami, którzy nie wyjeżdżają na co dzień do akcji - mówi rzecznik strażaków. - Na służbie do zdań bojowych gotowych jest bowiem sześciu strażaków. Mimo wszystko w ubiegłym roku było mniej zdarzeń tragicznych, choć ilość ofiar śmiertelnych - zbliżona. Ludzie jeździli bezpieczniej, rzadziej się paliło. Kiedyś ogień wybuchał na skutek niedbale zainstalowanych kominów. W nowych budynkach są stawiane zgodnie z normami. I teraz każdy obiekt musi mieć nasz odbiór. Ten wymóg zdaje egzamin, są efekty - mniej ognia!

Toksyny i mrożonki na ulicy

Na naszych drogach ciężarówki miały problemy z zakrętami.

- Kiedyś volvo przewróciło się na bok na krajowej "jedynce" w Stolnie - opowiada Hieronim Saran. - Postawił go dopiero dźwig. Niedaleko tego miejsca renault, przewożący środki chemiczne, wpadł do rowu. Sześć zastępów przez dziewięć godzin, z pomocą sprzętu i w ubraniach ochrony przeciwchemicznej minimalizowano wyciek i neutralizowało substancje.

W Klęczkowie z ciężarowej scanii wypadły mrożonki. W działaniach brało udział sześć zastępów JRG i PSP, jeden zastęp OSP. Dźwig postawił przewrócony pojazd. Straty oszacowano na 85 tys. złotych. Działania trwały około 11 godzin.

- Z kolei w Paparzynie jedna osoba została poszkodowana, gdy przewrócił się samochód ciężarowy - dodaje Saran. - W działaniach brało udział siedem zastępów. Zneutralizowano wycieki. Straty wyniosły 150 tysięcy złotych. Uratowano mienie wartości 300 tysięcy złotych. Działania trwały ponad pięć godzin.

Groźne wybuchy i chemikalia

Do niebezpiecznym zdarzeń strażacy zakwalifikowali wyciek amoniaku w chełmińskim zakładzie "Body Coty". Niezbędna była wówczas ewakuacja pracowników tej firmy i sąsiadującego z nim zakładu "Ursus".

- Natomiast podczas wybuch gazu w domu w Piątkowie jedna z osób została niemal cała poparzona - informuje rzecznik chełmińskiej PPSP. - Butla z gazem propan-butan, zasilająca kuchenkę, znajdowała się za nisko, bo w piwnicy. Trzeba było ewakuować ludzi z zagrożonego domu. Straty oceniono na 100 tysięcy złotych. Uratowano z kolei mienie o wartości 150 tysięcy złotych. Przyczyną wybuchu była nieszczelność instalacji gazowej.

Chełmińscy strażacy cieszą się, bo w tym roku mogli wydać trochę pieniędzy na wyposażenie.

Strażak, jak kobieta - lubi zakupy i ... prezenty

- Kupiliśmy: radiometr do mierzenia poziomu substancji radioaktywnych, a nie każdy powiat go posiada i trójnóg aluminiowy z windą do ratowania ludzi na przykład ze studni - wymienia rzecznik. - Ratownik może się przypiąć szelkami i na lince z ofiarą będą ewakuowani. Kupiliśmy żaroodporne ubrania, poskramiacze do łapania zwierząt, bo czasem jeździmy łapać jenoty i bezpańskie psy. Poza tym: zbiornik pneumatyczny na ciecze, laryngofon do komunikowania się strażaka w akcji z dowódcą mimo założonej maski, kamizelkę KED unieruchamiającą kręgosłup, fantom z ruchomą żuchwą, kombinezon chroniący przed owadami i aparaty z powietrzem kompozytowym - lżejsze i łatwiejsze do przenoszenia.

Będą kolejne zakupy?

- Marzy nam się ciężki samochód gaśniczy, namiot ewakuacyjny ze sprzętem, ubrania żaroodporne, olejoodporne i skokochron - wymienia Hieronim Saran. - Liczymy, że radni miejscy kupią nam łódź płaskodenną do ewakuacji.

Monika Smól


Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska