"Dzień Zwycięstwa, maj zielony, białe pachną bzy. Dziadek usiadł zamyślony, wspomniał wojny dni" - takie wierszyki recytują na szkolnych apelach dzieci. Dziś pewnie też je powiedzą...
A my pytamy, jakie starsi ludzie z Domu Dziennego Pobytu Senior na osiedlu Leśnym mają wspomnienia z wojny. I z jej zakończenia - 8 lub 9 maja. Czyli z Dnia Zwycięstwa.
- W 1939 roku zdałam maturę w Liceum Handlowym w Bydgoszczy. Mieściło się przy ulicy Królowej Jadwigi. Po egzaminach wyjechałam na wakacje - mówi pani Kamila Wysocka. Wtedy mieszkała w Nakle. Wiedziała, że tamte wakacje będą wyjątkowe, ale nie taką wyjątkowość miała na myśli. - Wybuchła wojna i nie mogłam wrócić do domu przez najbliższych sześć lat - kontynuuje pani Kamila. - Niemcy zabrali cały majątek rodzicom. Ja zamieszkałam u dalszych krewnych. Pod koniec wojny przeprowadziła się do siostry, nauczycielki. - Jej mąż służył w armii - opowiada bydgoszczanka. - Został zamordowany w Katyniu, ale my obie o tym nie wiedziałyśmy. Wysyłaliśmy do niego listy polecone, ale przychodziły z powrotem...
Podpatrywanie
Pani Kamila pamięta ostatnie dni wojny, jak gdyby to było przed chwilą. Pan Aleksander Remidowski - też. - Miałem kilka lat, a rozróżniałem, jaki żołnierz jest z jakiego wojska - dodaje pan Olek. - Lubiłem im się przypatrywać, ale tylko, gdy oni na mnie nie patrzyli. Mały Olek mieszkał wówczas w miejscowości Korwie, 20 kilometrów od Wilna. - Gdy Niemcy uciekali z Rosji, byli ubrani, jak na wyjście. Tacy eleganccy. Rosjanie natomiast wyglądali, niczym wędrowcy. Mieli plecaki przewiązane grubymi sznurami.
Kolejny obrazek zapamiętany przez pana Olka: - Niemcy, którzy uciekając z naszej wsi, zostawili po sobie mnóstwo chleba pod mostem. A parę dni wcześniej ci sami Niemcy rano gimnastykowali się na powietrzu i kąpali się w jeziorze. Krótko po tym kraj obiegła wieść, że wreszcie jest koniec wojny. Rodziny, które miały radia i akurat usłyszały tę informację, przekazywały ją dalej, biegając od jednego gospodarstwa do drugiego. Po wojnie przez parę lat większość rodzin w ogóle nie obchodziła Dnia Zwycięstwa przypadającego 9 maja.
Pamięć
Janina Foksińska, i jako dziewczynka, i już jako dorosła, brała udział tego dnia w obchodach, ale też znacznie później. - Do 1956 roku, gdy zdawałam maturę, nie świętowaliśmy z tej okazji - twierdzi. - Dopiero w latach 70. Pracowałam wtedy jako nauczycielka polskiego i muzyki. Prawie co rok przygotowywała okolicznościowe apele na to święto.
- To były montaże słowno-muzyczne - opowiada pani Janina. Występy trwały kilkanaście minut, a przygotowania - przynajmniej kilka dni. Pani Janka opisuje, jak czasem do nocy robiła z zespołem chorągiewki. - Kilkanaście osób, po godzinach, siedziało przy stole i wycinało je z krepy i bibuły. Na jednego 9 maja szykowaliśmy nawet po 100 chorągiewek i nikt nie narzekał, bo to przyjemna praca była - zaznacza. - Teraz ludzie idą na łatwiznę. Kupują flagi. To nie to samo, co przed laty.
Chór
Chór "Wiolinki", prowadzony przez nią w szkole przy ul. Karłowicza, śpiewał pieśni patriotyczne. Ludzie na widowni mieli łzy w oczach. Tak samo wilgotne oczy robiły się i dzieciom, i dorosłym, którzy w maju 1945 przerywali prace w polu, żeby popatrzeć na maszerujące przez ich wioski wojska. - Pamiętam, jak wkraczali do nas Rosjanie - podkreśla Maria Nalewaj. - Mieszkałam w Łochowie. Żołnierze szli szosą. Mieli walonki i karabiny na sznurkach. Szli w kierunku Nakła. - Obserwowałam ich i niektórzy na mnie też spoglądali. Bo była mała. Starsze dziewczyny nie mogły patrzeć na wojaków. Matki nastoletnich dziewcząt ukrywały je w piwnicach. Dla bezpieczeństwa. Żeby do gwałtów nie dochodziło.
Przyjemne migawki z tamtych lat też w myślach naszych rozmówców pozostają. - Na naszym podwórku Rosjanie urządzili sobie kuchnię polową - mówi dalej pani Maria. - Mnie, 4-latce, bardzo się ta kuchnia podobała.
Patriotyzm
- To były ciężkie, ale mimo wszystko piękne czasy - uważają niektórzy seniorzy. - Rodzina, jeżeli wojna jej nie rozłączyła, miała poszanowanie dla siebie i dla innych. Miała wartości. Nie goniła za pieniądzem. Bo to człowiek, a nie banknoty, się liczy.
- A dzisiaj niektórzy nie wiedzą, co to jest patriotyzm - wzdycha pani Janina. - Wielu młodych ludzi nie rozumie, że można oddać życie za ojczyznę. A przecież można.
Czytaj e-wydanie »