Sprawa dotyczy interwencji strażników miejskich, którzy dwa tygodnie temu, ukarali ponad 20 właścicieli źle zaparkowanych samochodów na miniosiedlu na bydgoskim Górzyskowie. Dostało się nawet osobom, które zostawiły samochody na podjazdach do swoich własnych garaży.
Czytaj: Bydgoszcz. Strażnicy miejscy szaleli, aż zabrakło im blokad
Problemem okazał się znak wyznaczający strefę zamieszkania - w jej granicach można parkować tylko na wyznaczonych do tego celu miejscach.
Wściekli mieszkańcy poprosili o interwencję władze swojej spółdzielni mieszkaniowej.
- Spotkaliśmy się ze strażnikami, ale nie znaleźliśmy żadnego optymalnego rozwiązania - mówi tymczasem Grzegorz Życzyński, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Komunalni.
Czytaj: Plan zagospodarowania bydgoskiego Starego Miasta uchylony. Ratusz marzy o kasacji wyroku
Tłumaczy, że rozważano dwie możliwości - likwidację strefy zamieszkania, oraz wyznaczenie miejsc postojowych na podjazdach do garaży.
- Pierwsza opcja prowadziłaby do jeszcze większego bałaganu. Natomiast drugi pomysł jest sprzeczny z kilkoma przepisami, a do tego oznaczałby uprzywilejowanie właścicieli garaży, co mogłoby powodować uzasadnione pretensje pozostałych mieszkańców - wyjaśnia Życzyński.
Nie pomogła też prośba o bardziej liberalne podejście strażników w podobnych sytuacjach. - Z zasady nigdy nie wchodzimy z własnej inicjatywy w strefy zamieszkania. Jeśli jednak otrzymamy konkretne zgłoszenie z prośbą o interwencję, to musimy się jej podjąć. A tak właśnie było w przypadku bloków przy Fałata 1-6 - tłumaczy Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
Ostatnią szansą ratunku dla mieszkańców są jeszcze drogowcy. - Zwrócimy się do zarządu dróg z prośbą o spotkanie. Sprawa jest trudna, niezwykle złożona, i wygląda na beznadziejną, ale może wspólnie uda nam się coś wymyślić - dodaje Grzegorz Życzyński.
Zmotoryzowani lokatorzy bloków przy Fałata muszą więc uzbroić się w cierpliwość. I wciąż uważać, gdzie mogą parkować bez ryzyka rozgniewania sąsiadów.
Czytaj e-wydanie »