- Lubi pan Anglię?
- No pewnie. Dzieciństwo spędziłem na Wyspach Brytyjskich. W wieku 11 lat przyjechałem do Polski. Gdy uzyskałem pełnoletność, ponownie wyjechałem do Anglii. Spędziłem w niej wówczas równo dekadę.
- To komu będzie pan dziś kibicował?
- Polakom! Sentymenty odkładam na bok i kibicuję biało-czerwonej drużynie.
- Nasi piłkarze powinni się bać Rooney'a i spółki?
- Reprezentacja Anglii nie przedstawia dziś takiej siły, jak w przeszłości. Na pewno nie jest więc zespołem, którego należy się bać. Jasne, jest wspomniany Rooney, Gerrard, jeszcze kilku młodych i klasowych zawodników. Ale oni też mają słabe strony, które można wykorzystać.
- To co może podpowiedzieć pan naszym piłkarzom?
- Trener Fornalik na pewno będzie wiedział, jak dotrzeć do ich głów. Muszą zachować respekt do rywali. Muszą być także skoncentrowani aż do momentu, gdy zabrzmi końcowy gwizdek. W meczach przeciwko angielskim piłkarzom trzeba pokazać cały arsenał cech wolicjonalnych. Samo zaangażowanie w mecz może nie wystarczyć. Trzeba walczyć; w Polsce jest na to takie określenie: trzeba gryźć trawę.
- Nasz zespół powinien od pierwszych minut rzucić się do szaleńczych ataków?
- Wykluczone. Musi zagrać bardzo roztropnie; uważnie i konsekwentnie w defensywie. I być dobrze zorganizowanym podczas wyprowadzania kontr. Polakom w meczach z Anglią musi dopisać wreszcie szczęście. Za dużo było w przeszłości meczów, kiedy tego łutu im brakowało.
Czytaj też: Polska - RPA [bramka Komorowskiego
- Największe zagrożenie, to Rooney?
- Wcale tak nie uważam. Wayne jest teraz kapitanem, dużo pracuje dla drużyny, potrafi cofnąć się pod własną bramkę, żeby dać wsparcie kolegom w obronie. Dużo też rozgrywa. Uważałbym natomiast na Welbecka. To klubowy kolega Rooney'a z Manchesteru United. Pod bramką rywali jest prawdziwym diabłem wcielonym.
- Kibicuje pan Polakom, to jaki wynik obstawia?
- Zwyciężymy 1:0. W którejś fazie meczu na boisku pojawi się Arek Piech, były mój klubowy kolega z Ruchu Chorzów i zdobędzie zwycięską bramkę.