- Od urodzenia jestem niepełnosprawny, mam chore nogi. Lekarz uważa, że to powikłanie wskutek wybuchu w elektrowni atomowej w Czarnobylu - opowiada pan Łukasz, który urodził się przedwcześnie w 1986 roku.
Jest on kuzynem mamy Pawła. - Zawsze mogę na niego liczyć - podkreśla pani Katarzyna. - Gdy muszę być z Pawłem w szpitalu, a mąż jest w pracy, Łukasz zajmuje się naszymi dziećmi. Gdy nie mogłam być z Pawłem w szpitalu, Łukasz spędzał na oddziale całe dnie. Spał przy moim synu na materacu na podłodze, jak większość matek.
- Oglądaliśmy razem filmy i rozmawialiśmy. Lubimy ze sobą rozmawiać, zwłaszcza o dziewczynach - uzupełnia Paweł. - Moja nie zostawiła mnie, gdy zachorowałem, ale wujek nie miał tyle szczęścia. Nie rozumiem tego, bo wszyscy cenią wujka. On ma złote serce - podkreśla Paweł.
Pan Łukasz przez kilka lat pracował w Polednie.
- Obsługiwałem maszynę sprzątającą zakład. Lubiłem tę pracę. Dzięki niej, mimo kalectwa, byłem niezależny. Niestety, z początkiem roku firma rozwiązała ze mną umowę i odtąd tułam się, bo nie mam funduszy na wynajem pokoju. Tymczasowo przygarnęła mnie Kasia, dzięki niej nie wylądowałem w schronisku dla bezdomnych.
Ale sytuacja skomplikowała się w poniedziałek, gdy Paweł wrócił z oddziału hematologii w Bydgoszczy do Parlina.
Wraz z pięciorgiem rodzeństwa i rodzicami zajmują dwa pokoje w dawnym pałacu, w tym jeden podzielony na dwa mniejsze.
Gdy Paweł był w szpitalu, pan Łukasz spał na jego łóżku.
- Teraz wróciłem na kilka dni do domu i brakuje miejsca dla wujka. Szukamy więc dla niego pokoju. Nim wujek znajdzie pracę, za wynajem tego pokoju ma zapłacić gmina - wyjaśnia Paweł.
- Zależy mi zwłaszcza na pracy, żeby nie musieć żebrać o pomoc. Nie boję się żadnego zajęcia - podkreśla pan Łukasz. - Chętnie nauczę się czegoś nowego, wręcz wyglądam takich wyzwań. Poradzę sobie z różnymi obowiązkami, bo jestem bystry. Byleby tylko ktoś nie zraził się moim kalectwem, byleby dał mi szansę...
- Wujek byłby świetnym opiekunem dla dzieci - rekomenduje Paweł. - Dzieciaki lgną do niego, bo bardzo dobrze się z nimi dogaduje. Moje rodzeństwo może to potwierdzić.
Jutro Paweł rozstanie się z rodziną ponownie. Wraca do Bydgoszczy na kolejny blok chemii.
- Wczoraj miałem podaną dawkę bezpośrednio do kręgosłupa, ale nie czuję się fatalnie, bo przyjmowałem ją kolejny raz. Tylko nowa chemia mnie rusza - wyjaśnia.
Cały czas trwają też poszukiwania dawcy szpiku dla Pawła. Choć nie udało się jeszcze znaleźć jego bliźniaka genetycznego, lekarze przygotowują go do przeszczepu.
- Mam osiem tygodni poślizgu z powodu infekcji, które osłabiły mnie tak bardzo, że nie mogłem przyjmować kolejnych bloków chemii - wyjaśnia Paweł. - Staram się być cierpliwy. Ciągle wierzę, że leczenie się opłaci i że doczekam się przeszczepu szpiku kostnego, który uratuje mi życie.
Pan Łukasz też czeka na operację ścięgna Achillesa, która ma zwiększyć jego sprawność.
- Nieszczęście chodzi parami - mówią Paweł i pan Łukasz, ale też doceniają, że mogą liczyć na siebie. - Obaj jesteśmy chorzy, musimy sobie pomagać - kwituje Paweł.
Gdyby ktoś mógł dać pracę panu Łukaszowi, podajemy kontakt do niego: 731 150 125.