- W sierpniu miną trzy lata od czasu, kiedy polscy żołnierze po raz pierwszy wyjechali do Iraku. Jak odbierali was Irakijczycy dwa lata temu, a jak wygląda to dzisiaj?
- Ludzie rozpoznają nas. Wiedzą, że jesteśmy z Polski. Słyszymy często: "Bolanda good", "Cześć". Czasem rozpoznają tylko PSYOPS, czyli grupę działań psychologicznych. Wtedy od razu pytają, czy mamy piłki, zeszyty (arab. defter), zapalniczki (dzidaha) i chętnie się z nami witają. Pamiętam jak pewnego razu jakiś mężczyzna przyniósł nam pepsi, żebyśmy się napili, bo skwar. A drugi, widząc, że palę papierosa, poczęstował swoim... Takie zachowania nie zdarzały się dwa lata temu. Irakijczycy odnosili się z dużo większą rezerwą do wojsk koalicji.
- Pamiętam, jak opowiadałeś o przeciekających namiotach? Czy warunki socjalne polskich żołnierzy w Iraku się poprawiły?
- Teraz są znacznie lepsze. W kontenerze śpi jedna, czasem dwie osoby. DFAC (dinning facility) oferuje o wiele lepszą żywność. Jest codzienna, dostępna dla każdego łączność z krajem, kafejka internetowa, klub żołnierski i siłownia. Wyświetlane są filmy w zaimprowizowanej sali kinowej.
Wtedy przez pięć miesięcy spaliśmy w 40-50 osobowych namiotach. Często dostawaliśmy zamiast posiłku racje żywnościowe (MRE - meal ready to eat). Były
problemy z telefonami do kraju, z dostępem do Internetu, ze wszystkim...
- To nie jedyna zmiana.
- Dużo zmieniliśmy. Wtedy promowaliśmy Dywizję Międzynarodową, teraz Irackie Siły Bezpieczeństwa, czyli zarówno armię, jak i policję, czy iracką straż graniczną. Wtedy nie mieliśmy aktualnej bazy danych. Bardzo mało zdjęć, opisów, analiz społeczności i mediów irackich. Teraz w naszej dokumentacji to wszystko się znajduje i to z okresu trzech ostatnich lat. W 2003 roku w Iraku pracowaliśmy mając do dyspozycji otrzymane od Amerykanów proste ulotki i plakaty. Teraz mamy koszulki, piłki, ołówki, puzzle, czapki, maskotki, plakaty, komiksy, zeszyty i wiele, wiele innych. Zmieniliśmy też sposób rozdawania ulotek. Kiedyś po prostu dawaliśmy je same, oddzielnie, teraz wkładamy w komiksy i zeszyty całymi zestawami, np.: informujące o zagrożeniach minami i pułapkami z takimi, które promują Irackie Służby Bezpieczeństwa, a także namawiają do udzielania informacji o terrorystach i ochrony infrastruktury Iraku.
Bydgoszczanie w Iraku
Bydgoszczanie w Iraku
Pierwsi polscy żołnierze wyjechali do Iraku w sierpniu 2003 roku. PKW - Polski Kontyngent Wojskowy, liczył wtedy 2500 żołnierzy. Teraz jest ich 800. W tej, jak w każdej z poprzednich pięciu misji, są również żołnierze z Centralnej Grupy Działań Psychologicznych z Bydgoszczy: chor. Paweł Seweryński, st. plut.Stanisław Biesek, mł. chor. Dawid Wrzosek i kpt. Tomasz Kacała.
Dla niektórych z nich jest to pierwsza służba w Iraku, dla innych już druga. Ci ostatni są w stanie ocenić zmiany, które zaszły tu przez ostatnie dwa lata. Ta wiedza nie pomagała w rozstaniu się po raz kolejny z rodziną, wręcz przeciwnie... W styczniu 2004 roku Tomasz Kacała wrócił do swojej rodziny, po półrocznym pobycie na Bliskim Wschodzie. W styczniu tego roku pojechał tam znowu.
- Czy Irakijczycy, jako naród, zmienili się po tych dwóch latach i po swoich wyborach?
- Raczej tak. W miastach widać ciągle dużo plakatów wyborczych. Nie jest to już tak spolaryzowana sytuacja, jak kiedyś (Irakijczycy - koalicja), ale prawdziwa, czasem niestety dosłownie, walka szyitow z sunnitami; zwolennikow Sadra ze zwolennikami Zarkawiego lub byłymi członkami partii Baas. Rywalizuje prawie każdy z każdym, a koalicję traktuje się, zależnie od narodowości, jako mniejsze lub większe zło.
- Czy w takiej sytuacji to co robicie ma sens? Powstanie w Iraku, walka między od wieków różniącymi się szczepami - wszystko to może być argumentem na rzecz wycofania wojsk koalicji z Bliskiego Wschodu.
- Można tak na to patrzeć, ale będąc tutaj widzimy rzeczy, które pozwalają nam wierzyć, że nasza praca nie idzie na marne. Na przykład dzisiaj rano, podczas porannej odprawy dowiedziałem się, że cywil iracki znalazł podłożoną bombę. Zgłosił to policji i dzięki temu zabezpieczono tamto miejsce. W naszych krajach nie byłoby to nic nadzwyczajnego - zwykłe spełnienie obywatelskiego obowiązku, tutaj ludzie nie zawsze mają zaufanie do policji albo na tyle odwagi, żeby się z nią kontaktować. Trzeba pamiętać, że policjanci i żołnierze iraccy to obecnie główny cel uderzeń terrorystow.
- A ty, kiedy czułeś się bardziej bezpieczny w Iraku? Dwa lata temu, czy teraz?
- W czasie pierwszej zmiany chyba nie miałem pełnej świadomości zagrożeń. Teraz jechałem do Iraku wiedząc, że 17 polskich żołnierzy straciło tu życie. Ale jednocześnie wypracowano już procedury, które uwzględniają większość sytuacji. Są tu ludzie, którzy byli tu wcześniej, realizujemy nieco inne zadania. To już nie my mamy zaprowadzać tu porządek, ale sami Irakijczycy są za to odpowiedzialni. Chyba nie czuję się teraz jakoś bardziej zagrożony, mimo że sytuacja w Iraku daleka jest od spokojnej.
- Jakie było twoje pożegnanie z rodziną, kiedy żona, mama, wiedziały już dokładnie dokąd jedziesz i jak smakuje tak długa tęsknota?
- Ja ciągle wyjeżdżam na jakieś misje i żona zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Moja mama natomiast, do ostatniego dnia, namawiała mnie, żebym nie jechał, bo "tam jest niebezpiecznie". Jak to matka...
- A kiedy twoi bliscy będą mieli ciebie znów w Polsce?
- Przyjechałem do Camp Echo w Diwaniji 27 stycznia. Prawdopodobny termin powrotu to druga połowa lipca tego roku.
- Czy tym razem mogłeś wziąć ze sobą polskie jedzenie? Brakowało ci go wtedy, za pierwszym razem, pamiętam. Czy też na polską kuchnię będziesz musiał poczekać do lata?
- Mogłem wziąć i wziąłem: barszczyk, grochową, grzybową, pomidorową. Wszystko w proszku oczywiście, ale to zawsze coś... Przywiozłem też kiełbasę i ogórki kiszone. Śmieszne, ale polskie smaki sprawiają, że człowiek nie czuje się tak daleko od domu.