Przygoda z telewizją
- Chwyciłam za telefon - wspomina pani Zdzisława. - Pan, z którym rozmawiałam, bardzo się zdziwił, że na nitkę nakłułam dwieście metrów pestek. A ten człowiek z "Teleexpresu" miał tylko siedemnaście metrów.
_Za sprawą Alicji Kłopotek, dziennikarki bydgoskiej telewizji, do Łęga zjechała ekipa dokumentalistów. A później był występ w programie Manna i Materny "MdM". Do Warszawy na kręcenie materiału Zdzisława Szydłowska jechała z całą rodziną.
Wprawiona pielęgniarka
- Chciałam pokazać swoją pasję - mówi pani Zdzisława. - Te moje korale nie pojawiły się przecież od tak. Wymagają wysiłku i koncentracji.
Na stoliku leży drewniana podstawka, na niej igła. Obok, na dużej szpulce zawinięte są najnowsze sznury korali. Gdzieś w słoiku spoczywają natomiast pestki. Najpierw zostaną namoczone, bo nawet pani Zdzisława - mimo pielęgniarskiego fachu - nie poradzi sobie z nakłuciem stwardniałych pestek po jabłkach. Za nizanie pestkowych korali zabiera się w rozmaitych okolicznościach. Przy kawce ze znajomymi paniami lub przy "Wiadomościach".
Obieżyświat i nie tylko
Ale przecież życie pani Zdzisławy nie ogranicza się do siedzenia w domu. Gdy z mężem marynarzem wybiera się w egzotyczne podróże, ani myśli zabierać ze sobą pestki po jabłkach. Z wojaży przywożą maski i muszle. Całkiem pokaźna kolekcja jest w korytarzu. Zwiedziła cały świat. Kraje, które odwiedziła, trudno zliczyć. Nie była tylko w Australii i dwóch Amerykach. Bardzo lubi też pracę w ogrodzie, nie może się już doczekać wiosny. W drugiej kuchni urządziła pracownię, w której wyrabia świąteczne stroiki i ozdoby. Na co dzień jest pielęgniarką. Okoliczne miejscowości zna doskonale. Własnym samochodem dociera wszędzie tam, gdzie ktoś czeka na zastrzyk.
Z potrzeby chwili
Pierwsze korale pojawiły się 27 lat temu. Z potrzeby chwili. W sklepach cudem trafiało się na ciekawą biżuterię, trzeba więc było radzić sobie samemu. Koleżanki na artystyczne tworzywo wybrały jarzębinę lub dynię, ona piękno spostrzegła w ciemniejących z czasem pestkach po jabłkach. Pomimo upływu czasu nie porzuca żmudnego zajęcia. Powodów jest wiele. Autorka naszyjników wylicza ich sporo. - _Nie lubię marnować czasu - _wyznaje. - _Cenię wolny czas, nie mogłabym leżeć godzinami na kanapie. Wolę robić korale.
**_Terapia z oszczędnością
Nakłuwanie pestek igłą na nitkę to też terapia - pozwala na wyciszanie emocji. - _Uspokajam się - _zdradza Szydłowska. - _Jak coś tam nie tak się dzieje, to te moje korale się przydają.
_Zdzisławę do kontynuowania pasji prowadzi też pewna cecha charakteru. Nie toleruje marnotrawstwa. Wszystko musi zostać wykorzystane. Nic nie ląduje na śmietniku. Jabłka są zjadane lub przerabiane na zdrowe soczki, pestki trafiają pod igłę, a z obierek wyrabia się rewelacyjny ocet winny. W ciągu 27 lat, jak obliczył syn Szymon, na korale poszło 150 tysięcy pestek z trzech ton jabłek. A z rozgłosu w mediach ma trzech dodatkowych dostawców.
Radość dla rodziny
Koralami Zdzisławy żyje cała rodzina. Z pasji córki była też dumna jej mama. To ona pilnowała, by córka przypomniała się twórcom Wielkiej Księgi Rekordów Guinnessa. Wniosek wysłano w 2001 r. :Anglicy ociągali się.**- _Za namową mamy napisałam list z ponagleniem i prośbą o wyjaśnienie - _mówi. Listonosz sporych rozmiarów kopertę przyniósł w końcu stycznia. Znajdował się w niej certyfikat po angielsku oraz polsku - _Cieszyłam się, ale i żałowałam, że nie mogę podzielić się radością z mamą - wspomina łężanka. - Mama zmarła kilka tygodni przed pomyślną wiadomością z Londynu.
- Ten rekord Guinnessa, to moje ważne życiowe osiągnięcie - _wyznaje. - _Zapracowałam na niego.
