Już mówi się o odwołaniu Waldemara Szczepańskiego, który podpadł pielęgniarkom nieustępliwością, a nawet... krętactwem. - Gdy rok temu domagałyśmy się podwyżki, dyrektor zadawał się rozumieć nasze argumenty. Tylko dlatego przyjęłyśmy jałmużnę w wysokości 200 złotych, bo obiecał nam więcej, gdy dostanie dodatkowe pieniądze od NFZ. Wydawało się to realne - mówi Gabriela Chmiel, szefowa ZwiązkuZawodowego Pielęgniarek i Położnych w Wojewódzkim Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych.
Przyznał pod naciskiem
Minął rok, a pensje pielęgniarek pozostały na tym samym poziomie: 1800 zł brutto plus premie za niedziele i święta. - Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że w lipcu 2008 roku wpłynęły do szpitala trzy miliony złotych - mówi Gabriela Chmiel. - Dyrektor zaprzeczał temu. Dopiero, gdy powiedziałam mu od kogo o tym wiem, przyznał, że rzeczywiście dostał te trzy miliony.
Zabolało to pielęgniarki, bo... - To nic innego, jak zerwanie porozumienia zawartego z nami w kwietniu 2008 roku. Pan Szczepański zobowiązał się na piśmie, że w przypadku uzyskania dodatkowych środków, możemy liczyć na podwyżkę - przypomina Gabriela Chmiel. - Czujemy się oszukane.
Nadzieja wróci w lutym
Waldemar Szczepański zapewnia, że pamiętał i pamięta o pielęgniarkach, że rozumie ich ciężki los, jednak nie miał i nie ma pieniędzy na podwyżki. I znowu daje nadzieję: - Może pod koniec lutego uda mi się coś załatwić?