Kaczyński nie tylko się zgłosił, ale natychmiast z wielkim rozmachem rozpoczął kampanię reklamową, bardzo kosztowną zważywszy na prawdziwe bombardowanie opinii publicznej telewizyjnymi reklamówkami.
Dobrze przemyślany chwyt czy falstart ? - zaczęli się zastanawiać specjaliści. Wydaje się, że wczesny start ma dziś sporo zalet. Nie ma żadnego pewnego kandydata do prezydentury. Stawka kandydatów potencjalnych jest wyrównana i to raczej na niskim poziomie realnych szans. Ten kto szybciej zdoła utrwalić się w opinii publicznej jako kandydat rzeczywisty zyskuje, przebija się do społecznej świadomości. Kaczyński pracuje jednak nie tylko na siebie, pracuje także na rzecz swej partii Prawo i Sprawiedliwość, która na razie w sondażach plasuje się poniżej oczekiwań i ambicji liderów, które wydają się nieograniczone. Ja prezydentem, brat premierem - mówi pierwszy kandydat. PiS chce bowiem wybory parlamentarne wygrać, by narzucić swój sposób rządzenia i nie ulegać Platformie Obywatelskiej, do której ma stosunek podejrzliwy, mimo oficjalnych deklaracji o woli pełnej i harmonijnej współpracy. Na razie PO jest zdecydowanym liderem, ale ostatnio traci, nie mogąc znaleźć właściwego klucza do pozyskania opinii publicznej. PiS wykorzystuje te słabsze notowania PO, by rozpocząć wielką kampanię i spróbować w ostatnich przedwyborczych miesiącach zdystansować rywala. Kampania prezydencka Lecha Kaczyńskiego jest więc ważna także w kontekście wyborów parlamentarnych.
Ostry start PiS stawia w trudnej sytuacji PO. Nie bardzo wiadomo, czy Donald Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich, a przynajmniej nie widać u niego takiej determinacji, takiego parcia do władzy jak u braci Kaczyńskich. PiS już na starcie zdobywa więc punkty. Jawi się jako ugrupowanie zdecydowane, mające mocnego lidera i mające program. Wprawdzie program wiążący się głównie ze zmianą konstytucji jest mało realny, gdy idzie o możliwość jego realizacji, ale niewątpliwie pokazanie go na starcie kampanii jest chytrym zabiegiem marketingowym. To jest wizja państwa silnego, rządzonego twardą ręką, zdekomunizowanego, zlustrowanego, uczciwego. Dla jednych jest to wizja przerażająca, wizja permanentnej rewolucji i rozliczeń bez granic, innym może się jednak wydać bezpieczną przystanią, zwłaszcza w zestawieniu z obecnym chaosem, kiedy to władzę obejmują kolejne komisje śledcze, spychając w cień lub bezwzględnie walcząc z innymi władzami, zwłaszcza z prezydentem i premierem.
Wraz z pojawieniem się pierwszego oficjalnego kandydata zmienia się nieco sytuacja polityczna po prawej stronie sceny politycznej. PiS musi rozpocząć walkę z PO i widać to już było na konwencji promującej Lecha Kaczyńskiego, w trakcie której nie oszczędzono ani Tuska, ani Rokity przypominając im dawne zachowania, niechętne lustracji, które w opinii PiS były wielkimi politycznymi błędami. Walka między kandydatami do wspólnego rządzenia będzie ostra, a nawet bezwzględna. Drugi front to atak na prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który ciągle cieszy się znacznie wyższym społecznym zaufaniem niż kandydat Kaczyński. Trzeba więc zrobić wszystko, by to zaufanie zmniejszać. Wystarczy zresztą posłuchać pytań zadawanych przez przedstawicieli PiS w komisjach śledczych, by zobaczyć, że polowanie na Kwaśniewskiego jest stałym elementem gry. Ta gra nabierze teraz przyspieszenia.
Pierwszy kandydat
Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "polityka"
Lech Kaczyński jako pierwszy oficjalnie zgłosił się do prezydenckiego wyścigu. Wprawdzie nieco wcześniej podobne deklaracje składał prof. Zbigniew Religa, ale ostateczną decyzję zapowiedział na czerwiec, tak więc nie jest jeszcze kandydatem.