Droga z Chrzanowa do Krakowa, okolica Frywałdu. Na pasie rozdzielającym nitki autostrady leżał pies. Ruszał się, ale prawdopodobnie był ranny. Podnosi głowę ale nie wstaje.
– Wracałam akurat z pracy, kiedy to zobaczyłam to zjechałam na pas awaryjny i zadzwoniłam do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Okazało się, że mieli już takie zgłoszenie – relacjonuje Iwona Florczyk.
Po chwili na miejscu faktycznie zjawili się inspektorzy KTOZ, ale.. nie mogli nic zrobić. – Niestety inspektorzy nie mogli dostać się do psa z powodu ciągłego ruchu na autostradzie – mówi Barbara Grzywacz z KTOZ. W dodatku autostrada A4 jest prywatna i zarządza nią spółka Stal Export.
Od strony Krakowa nadjeżdża jednak samochód. Zatrzymuje się na wysokości psa po drugiej stronie drogi. Na miejscu jest też policja. Nikt jednak nie zabezpiecza psa. – Jest mróz, pies jest prawdopodobnie ranny. Żadna ze służb nic nie robi – mówi Iwona Florczyk.
KTOZ natychmiast wysyła do spółki odpowiednie pismo z prośbą wstrzymania ruchu. – Inspektorzy widząc, że pies trzęsie się z zimna zwrócili się do policji, która była na miejscu, żeby pozwolono im zabezpieczyć i zabrać psa – dodaje Barbara Grzywacz.
Niestety, mimo kolejnych próśb, zwierze wciąż leżało pomiędzy pasami autostrady.
– Chciałam go zabrać, ale bałam się, że może się wystraszyć i wpaść pod samochód – dodaje Florczyk.
Okazało się, że Stal Export ma umowę z firmą, która rozwiązuje takie problemy. Po około 40 minutach na miejscu zjawia się czerwony samochód z blaszaną paką.
Pan, który przyjechał przez kolejne 15 minut nie wysiadł z samochodu, inspektorzy znów interweniowali u policjantów, ich prośby były bezskuteczne. – Jedyną odpowiedzią jaką uzyskali było, że mają natychmiast odjechać, bo stoją w miejscu, gdzie nie mogą i są nieupoważnieni, aby tam przebywać, bo uprawnienia ma owa tajemnicza firma – mówi przedstawicielka KTOZ.
– Jak się okazuje przyjechał... sprzątnąć zwłoki. Ale zwierzę żyło – dodaje pani Iwona.
Po ok dwóch godzinach pobytu na autostradzie inspektorzy zmuszeni zostali do odjazdu, ponieważ pan z tajemniczej firmy odmówił wykonania interwencji, dopóki KTOZ nie odjedzie.
Kiedy udało im się nawrócić, jadąc w stronę Krakowa mijali miejsce zdarzenia. Ani psa, ani samochodu, już nie było.
– To był szczeniak, pozwolono mu powoli umierać na mrozie – kwituje Iwona Florczyk. Dodaje, ze oprócz niej zatrzymał się jeszcze tylko jeden samochód.
Zapytaliśmy Stal Export co stało się z psem. „Pracownicy mają zakaz podchodzenia do rannych zwierząt, ze względu na wcześniejsze przypadki pokąsania lub spłoszenia takiego zwierzęcia i zwiększenia w ten sposób zagrożenia.
Ranny pies trafił wczoraj do najbliższej placówki weterynaryjnej w Zabierzowie, przetransportowany tam pojazdem przygotowanym do transportu żywych zwierząt. Jak wykazały przeprowadzone na miejscu badania, nie miał niestety szans na przeżycie wypadku, wskutek rozległych obrażeń wewnętrznych. Decyzją lekarza został uśpiony, o czym informujemy ze smutkiem” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu spółki.
– Dlaczego to wszystko trwało tak długo? – pyta pani Iwona. Nie wiadomo.
Poniżej prezentujemy oświadczenie spółki: