
- Od początku stycznia z koleżanką widywałyśmy go, jak błąkał się nieufny po całym Rypinie - opowiada pani Jola. - Chodził za ludźmi, ale gdy ci się do niego odwracali, od razu uciekał.

Kiedy przyszły mrozy... - Postanowiłam, że zabiorę go do domu. Ale trzeba go było najpierw znaleźć - opowiada pani jola. - Koleżanki mąż widział go w pobliżu Biedronki. Pojechałyśmy tam i był.

- Musiałyśmy go dogonić i złapać. Bardzo się bał, ale nie wykazał agresji - opowiada. - Wzięłam go do domu, ale tutaj u mnie może zostać jedynie do poniedziałku.

Dlatego poszukiwany jest chętny, który pieskiem zająłby się, dał mu dom. - Nie sądzę, że ma właściciela, bo nie miał żadnej obroży. Ale kto wie, może gdzieś się komuś zagubił. Jeśli nie, to potrzebuje nowego domu, już na stałe. Dobrego domu.