38-letnią matką zaopiekowali się lekarze ze szpitala w Łęczycy, a jej malutka córka została przewieziona do szpitala w Łodzi.
Matka nie potrafiła wyjaśnić policji, gdzie doszło do porodu. Śledczy ustalają natomiast, czy matka rodząc dziewczynkę w lesie nie naraziła dziecka na niebezpieczeństwo zagrożenia życia.
- Wszczęliśmy śledztwo w sprawie czy nie doszło do bezpośredniego narażenia utraty zdrowia i życia noworodka - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Z naszych informacji wynika, że czworo innych dzieci kobiety przebywa w rodzinach zastępczych. Po porodzie, który miał miejsce w lesie kobieta została przewieziona do szpitala w Łęczycy. Stąd jej dziecko przewieziono do Łodzi, a ona sama została na oddziale.
- Kobieta nie była zatrzymana. Została w środę przesłuchana przez policjantów w charakterze świadka - mówi asp. Aneta Sobieraj z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
W trakcie przesłuchania wskazała też rzekomego ojca dziecka. Funkcjonariusze dotarli do mężczyzny. On jednak, zaprzecza, jakoby miał być ojcem dziecka kobiety. 38-latka przyznała się, że alkohol piła w poniedziałek wieczorem, a rano postanowiła iść do lasu na grzyby.
- Tłumaczyła, że z dwoma mężczyznami wypiła łącznie litr wódki. Następnego dnia rano miała czuć się dobrze. Dlatego, jak twierdziła, poszła rano na grzyby. Wtedy miała zacząć się akcja porodowa – mówi Kopania.
38-letnia kobieta postanowiła skorzystać z przysługującego jej prawa do wolności... i mimo swojego stanu zdrowia, uciekła ze szpitala w Łęczycy. W czwartek mieszkańcy Leźnicy Wielkiej widzieli już ją w centrum osiedla.
Pijana matka urodziła dziecko w lesie w Leźnicy Wielkiej. Trafiła do szpitala w Łęczycy