"Wypłaćcie ludziom pieniądze, albo zamykajcie cały ten bajzel" - krzyczał do megafonu Jakub Żaczek ze Związku Syndikalistów Polski.
W Bydgoszczy powstała, właśnie w ramach ZSP, grupa byłych pracowników Hostelu24 Bed& Breakfast. ZSP pomaga zatrudnionym, którzy mają w Polsce wielki problem, by walczyć o swoje prawa w pojedynkę. Do grupy oficjalnie przystąpiło siedem osób z byłej załogi hostelu. Ale poszkodowanych jest więcej, według Żaczka 30, a nawet 40, osobiście zna 14.
Groźby karalne...
I tak np. pani Klara pracowała w Hostelu24 od czerwca do lipca br. Jak większość, na umowie zleceniu: - Firma cały czas twierdzi, że nie jest nam nic winna. Ba, twierdzi nawet, że zostaliśmy zwolnieni dyscyplinarnie. Ciekawe, jak tak można zwolnić kogoś na umowie zleceniu! Próbuje się odwrócić odpowiedzialność, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Odebrano nam godność, bo pracowaliśmy uczciwie. Hostel jest mi winien 2000 złotych.
Pracowników zatrudniała spółka 2.4.6. z siedzibą w miejscu, w którym odbywała się pikieta, czyli w hostelu przy ul. Lelewela w Bydgoszczy.
Wideo: Agnieszka Domka-Rybka
Tymczasem Krzysztof Kruk, pełnomocnik DSE (obecny właściciel hostelu) sugerował, że to nieodpowiedni adres na protest. Powiedział, że również roszczenie pikietujących kierowane są do nieodpowiedniej osoby.
- Nie można zapłacić za pracę, która nie została wykonana - mówił mecenas.
Polecamy także: „Oddajcie kasę nam za pracę”. Następna pikieta przed domem szefa hostelu? [wideo]
Jego słowa wywołały salwy śmiechu. Dodał, że spółka DSE złożyła do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z zakłócaniem czynności pracy hostelu, jak również groźby karalne przesłane na jego skrzynkę e-mailową.
"Hostel to odpowiednie miejsce na pikietę"
- Adres spółki 2.4.6., która podpisywała umowy z pracownikami to ulica Lelewela, tutaj znajduje się też hostel, więc to idealne miejsce na pikietę - uważa Żaczek. - Jest też "słup", ale nikt go nigdy nie widział. Tworzy się fikcyjne osoby prawne, a potem firma plajtuje. Całym tym interesem zarządza jedna osobana wszystkich dokumentach podpisuje się wciąż jedna osoba. Stosuje się kruczki prawne, żeby uniknąć odpowiedzialności i nie płacić. To skandal, na który się nie godzimy i będziemy tak długo tępić proceder, aż ten ktoś zrozumie, że nie ma w Polsce czegoś takiego jak niewolnicza, darmowa praca. Niektórzy pracownicy nie otrzymali wynagrodzeń wymagalnych nawet jeszcze w 2013 r. Pracodawca nie płaci mimo prawomocnych nakazów zapłaty. Tylko roszczenia osób, które są w ZSP sięgają ok. 17 tys. zł. Zwykle pracowały tutaj krótko. Gdy orientowały się, że nie mają szansy na wynagrodzenie rezygnowały. Trudno się dziwić, że nie chciały zostać dłużej w hostelu i pracować za darmo.
Sprawą zainteresował się także Magazyn Ekspresu Reporterów, który 21 stycznia wyemituje reportaż na ten temat.
