Tę historię przedstawiliśmy już na początku kwietnia na łamach "Pomorskiej". Orzeczenie w sprawie Piotra P. zapadnie jednak najprędzej pod koniec maja.
- Sąd wyznaczył już dwóch kolejnych biegłych, którzy zbadają między innymi sposób prowadzenia księgowości w Trakpolu - wyjaśnia P. - Nie było innego wyjścia, bo na ostatniej rozprawie eksperci odwoływali wnioski z własnoręcznie przygotowanych ekspertyz.
Piotr P. żąda 10 mln zł odszkodowania za niesłusznie odsiedziany areszt na przełomie lat 2001 i 2002: - Spędziłem za kratami siedem i pół miesiąca. Moja firma przestała działać. Pracę straciło pół tysiąca osób, których zatrudniałem, a sam jestem dziś zrujnowany - przyznaje biznesmen.
Problemy zaczęły się od kontroli szczecińskiego Urzędu Skarbowego, które były prowadzone w bydgoskim oddziale przedsiębiorstwa wielobranżowego Trakpol. - Inspektorzy sprawdzali dokumentację księgową oraz odprowadzany VAT chyba siedemnaście razy - wspomina P. - Wszystkie wypadły na korzyść podatnika, czyli mojej firmy.
Mimo to prokuratura zarzuciła kierownictwu Trakpolu oszustwa podatkowe związane z zatrudnianiem osób niepełnosprawnych. Śledztwo zostało umorzone w 2003 roku z braku dowodów.
- Postępowanie prowadziło aż czterech prokuratorów - dodaje Piotr P. - To była dla mnie gehenna.
Czytaj e-wydanie »