Piotr Petrykowski najpierw miał zostać tancerzem, potem astronomem, a jest pedagogiem.
Wszystko zaczęło się od przygody z baletem. Profesor, jeszcze wtedy miały chłopiec, miał sposobność ćwiczeń i przyglądania się artystom, ponieważ jego tata był wicedyrektorem Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Mały Piotr lubił balet, ale gdy zaczął dorastać porzucił go na rzecz tańca towarzyskiego. Brał udział w turniejach, brylował na scenie, aż w końcu zdobył papiery nauczyciela tańca. To było jeszcze w liceum. Chodził wówczas do "Piątki", interesował się matematyką i fizyką i marzył o patrzeniu w gwiazdy. I zgodnie z planem zdał na astronomię. Po jakimś czasie zaczął myśleć, że to jednak nie jest to, czym chciałby zajmować się zawodowo. Starał się o przeniesienie na ekonomię, ale dostał odmowę. - Zajmujesz się kulturą, jesteś nauczycielem. Może powinieneś zostać pedagogiem? - usłyszał od znajomych. Tak też się stało.
Nie zrezygnował z działalności kulturalnej, cały czas uczył tańca, był dziennikarzem, współpracował z teatrem Horzycy.
Przyszedł rok 1981. Piotr Petrykowski skończył studia. Szykowała mu się niezła posadka, wcale nie naukowa - oficera rozrywkowego na statku "Batorym". W grudniu był internowany i o pracy tańczącego wilka morskiego musiał zapomnieć. Nie mógł znaleźć pracy, wysłał niemal 50 podań, dostał tylko jedną odpowiedź - z Ligi Ochrony Przyrody. W 1983 roku wystartował w konkursie na asystenta w Instytucie Pedagogiki UMK.
Po obronie doktoratu zainteresował się regionalistyką, co też wiązało się z podróżami po Polsce. O edukacji regionalnej napisał książkę, która była podstawą jego habilitacji.
Miał już pewność, że praca naukowa - teoretyka wychowania, jest jego powołaniem. Wciąż jednak zajmował się czymś jeszcze. M.in. współpracował z Krzysztofem Zanussim przy "Roku wschodzącego słońca", wygrał konkurs na wicedyrektora teatru Horzycy i był właścicielem agencji modelek - układał choreografię do wyborów regionalnych najpiękniejszej Polki.
Z tańcem musiał skończyć w 1999 roku. Po wypadku samochodowym miał poważne problemy z kręgosłupem. Twierdzi jednak, że dzięki umiejętności właściwego poruszania się, którą wcześniej nabył, sam potrafił radzić sobie z bólem - bez środków farmakologicznych.
Od 1998 roku prof. Piotr Petrykowski jest zastępcą dyrektora Instytutu Pedagogiki (prof. Aleksandra Nalaskowskiego), placówki wysoko ocenianej w różnych medialnych rankingach. Mówi, że jego hobby to... życie. Wciąż jednak kolekcjonuje wydawnictwa dotyczące baletu i astronomii. Choć nie tylko.