Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Witwicki o Włocławku upadłym i pełnym nadziei

Adam Willma
Adam Willma
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie. Ksenia Szarek
O Włocławku upadłym i pełnym nadziei rozmawiamy z Piotrem Witwickim, dziennikarzem, redaktorem naczelnym portalu Interia, autorem książki "Znikająca Polska"

Ulżyło ci po napisaniu tej książki?
W pewnym sensie tak. Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie. W pewnym sensie
awdzięczam tę książkę pandemii. Bo pracuję paręnaście godzin dziennie, robiąc zupełnie inne rzeczy. Pewnie do dziś bym nie skończył pisać, gdyby nie to, że trafiłem dwa razy na kwarantannę w ubiegłym roku.

Rzeczownikowi „mieszkaniec” albo „obywatel” często towarzyszy przymiotnik„dumny”. Jesteś dumnym włocławianinem?
Dumnym i rozżalonym. O te wszystkie niewykorzystane szanse i zmarnowany potencjał. Włocławek to najbliższe mi miejsce na świecie jestem wkurzony, że tak dziś wygląda.

Mieszkałeś w Toruniu, Warszawie, teraz w Krakowie. Gdy opowiadasz miejscowym o Włocławku, z jakimi reakcjami się spotykasz?
Raczej o to nie pytają, bo wszyscy wiedzą skąd pochodzę [śmiech]. Wszędzie
zresztą mam ten Włocławek, chodzę nawet w bluzie z Anwilu, więc jestem
włocławianinem zdeklarowanym. Znajomi wiedzieli o książce – że jeżdżę,
sprawdzam, interesuję się różnymi sprawami związanymi z Włocławkiem. Ale nie
znają szczegółów, pewnie niektórym kojarzy się bezrobociem, fajansem, drużyną
koszykówki. Dlatego postanowiłem opowiedzieć im te historię.

Wnikliwie opisałeś proces transformacji z początku lat 90. A przecież, gdy to
się zaczęło byłeś 7-letnim szczawiem.

Gdy jesteś dzieckiem, wszystkie problemy, które cię otaczają - olbrzymie
bezrobocie, upadające zakłady, kolejne nieudane próby ratowania miasta
są sytuacją naturalną, normą. 

Dopiero po latach zdałem sobie sprawę z tego w
czym uczestniczyłem, że obserwowałem sytuację nadzwyczajną, bo zmiana systemu
z komunizmu na kapitalizm była wydarzeniem historycznym. Ale wówczas
zauważyłem też, że wszyscy dyskutują o transformacji z punktu widzenia
Warszawy. Czasami ktoś coś napisze o PGR-ach. Ale nikt nie pochyla się nad
transformacją widzianą z perspektywy miast średniej wielkości.

 
W wielkim mieście, gdy upadnie fabryka, pozostaje Uniwersytet, pozostają
inne fabryki, inne zakłady. Tymczasem, gdy Włocławku na początku lat 90. padło
kilka fabryk z rzędu, było pozamiatane. Gdy kończyłem podstawówkę i zdawałem do
liceum, bezrobocie w powiecie włocławskim dochodziło do 30proc. Chciałem oddać
w książce ten moment, kiedy wszyscy myśleli, że już zawsze będzie źle albo
jeszcze będzie gorzej, że wszystko będzie upadać, że bezrobocie będzie tylko
rosnąć, że nie ma znikąd nadziei. Do tego kompromitacje kolejnych rządów,
skomasowane złe emocje.

Nie tylko złe.
Jasne, ale zależało mi na tym, aby po tamtych czasach nie pozostała wyłącznie
historia odliczana odsłonięciami pomników czy wystawami w muzeum. Bo to nie jest
najważniejszy aspekt historii tamtego czasu. Lata 90. dla Włocławka to upadek
fabryk, ale też rozkwit drobnej przedsiębiorczości. Możemy się na to zżymać, ale
otwarcie McDonalda we Włocławku było symbolicznym wydarzeniem.
 Chciałem
spojrzeć na to z tej perspektywy.

Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.
Piotr Witwicki: - Ktoś to musiał napisać, a ponieważ nikt inny tego nie zrobił, to padło na mnie.

W którym momencie dostrzegłeś, że ten włocławski scenariusz nie jest normą,
że jest też inna normalność?

Przez parę lat pomieszkałem w Toruniu. Później obserwowałem dynamiczny
rozwój Warszawy i Krakowa, w którym teraz mieszkam. Wracałem do Włocławka,
który tkwił w miejscu.

Patrzyłem, jak znikają moi koledzy - wielu fajnych ludzi
uciekło za granicę. Spotykałem ich podczas świątecznych urlopów, mocno
zakrapianych alkoholem To był przeraźliwie smutny widok. Ale najbardziej poraziło
mnie jedno wydarzenie. Ktoś ze znajomych powiedział, żebym sprawdził co się
dzieje z kinem Bałtyk.

 Poszedłem zobaczyć jak wygląda kino, w którym obejrzałem
pierwszy seans w życiu, do którego chodziłem na maratony
filmowe, magiczne miejsce. Weszliśmy po ciemku do bramy i nagle stanęła mi przed
oczami ta ruina. Trochę jakbyś w miejscu sklepów cynamonowych z opowiadań
Brunona Schulza zobaczył obrzygany śmietnik.

Ta książka wali czytelnika po głowie na każdej stronie. Aż rodzi się pytanie, a
gdzie jest nadzieja? I czy jest?

Zaczynałem pisać kilka lat temu. Wówczas traktowałem to raczej jako
element ceremonii pogrzebowej miasta. Ale od tamtego czasu świat się nieco
zmienił. Ludzie nie muszą już na przykład jeździć po całej Polsce w poszukiwaniu
pracy. Mogą pracować zdalnie pozostać w swoim mieście, tam gdzie jest ich historia,
tam gdzie pracują ich dziadkowie. Widzę reklamy i zachęty do inwestycji we
Włocławku. Jest nadzieja, kibicuję, żeby się udało. Włocławek ma swoje atuty i jeśli
tylko Polska rozwijałaby się w sposób trochę bardziej zrównoważony, mógłby je
wykorzystać.
 Ale pamiętam, że wcześniej też miewał te szanse, które kolejne ekipy
zarządzające miastem rozwalały w proch. Mimo wszystko, dziś patrzę
na Włocławek optymistycznie.

Piętno upadku z lat 90., wypalone na Włocławku żelazem, ma szansę zarosnąć?
Ktoś napisał książkę o upadku miasta przemysłowego Detroit. Okazało się, że to
„upadłe” miasto jednak zaczęło się odradzać. Bo pojawili się inwestorzy, bo okazało
się, że – skoro upadłe - to może tam jest tanio. Że jest atrakcyjna, tania siła
robocza. I paradoksalnie Detroit odbiło się od dna. Wierzę, że tak samo może być
w Włocławkiem. I mówię to nawet nie w kategoriach optymizmu i pesymizmu, staram
się realistycznie to oceniać. To nie jest tak, że wszystkie karty są rozdane. Tym
bardziej, że kraj nadal dynamicznie się rozwija. Nie widzę problemu, żeby częścią
tego rozwoju był Włocławek. Jest kilka miast w Polsce, które pokazały, że się da.

Tak wskazują cyfry, ale oprócz nich jest jeszcze mentalność, która jest tymi
latami upadku skażona.

Nie wiem w jakiej perspektywie można to odwrócić. 

Wiem natomiast, że dotąd nie
pojawił się we Włocławku ktoś, kto miałby taką siłę i realnie spróbował to zrobić. Bo
na pewno nie był taką osobą były milicjant, ale również nie obecny prezydent, który
być może sprawdziłby się ewentualnie jako wójt jakiejś gminy w okolicach
Lubrańca. Takiej nie za dużej. Wierzę w siłę jednostki i widzę, że jej nie ma. Trzeba
kogoś, kto tym miastem wstrząśnie, a nie będzie administrował masą
upadłościową. Ale zwrot może spowodować tylko ktoś, kto kładzie swoje życie na
szali, kto będzie gryzł trawę, żeby miasto wyszło z dołka. Kogoś takiego dotąd nie
było we Włocławku.

Wszyscy byli chyba pogodzeni, dlatego zawsze było podobnie. I
te schematy ciągle się powielały. Ja też jestem elementem tego schematu -
 chciałem być dziennikarzem Włocławku, ale nie dało się, więc musiałem zacząć
pracować w Toruniu. Taka jest moja historia i taka jest historia wielu ludzi.

Gdybyś zaprosił znajomych do Włocławka, co być im pokazał w mieście?
Przeważnie biorę znajomych do Rejsu nad Wisłą. To miejsce, w którym lubię
spędzać czas. Spacer ulicą 3 Maja jest takim dość specyficznym przeżyciem, ale z
odpowiednim narratorem ma sens. Niektóre kamienice są genialne. Historia tej
książki zaczęła się zresztą od spaceru. Po operacji wzroku nie mogłem czytać ani
oglądać telewizji. Chodziłem sobie po mieście. I za każdym razem, kończąc spacer
dochodziłem do jakiejś ruiny. Kiedyś, docierając do tego, co zostało z Celulozy,
stwierdziłem, że stoję w miejscu, o którym nie mam zielonego pojęcia. Owszem,
wiem że to Celuloza i wiem że upadła. Ale nie mam zielonego pojęcia, dlaczego. A
przecież jestem dziennikarzem, więc może powinienem wiedzieć? No i postanowiłem
poskładać te puzzle dla samego siebie. 
W tej książce nie ma o mnie ani słowa, ale
jest mocno osobista. Sięgałem do własnych wspomnień i próbowałem rozszerzyć ich
kontekst. Przypomniałem sobie, że kiedyś jako dziecko wsiadłam do złego autobusu i
wysiadłem przy fabryce Ursusa. Wówczas to była nowiutka fabryka. Doszło do mnie,
że nowy zakład upadł, bo nikt nie miał na niego pomysłu.

Zmęczyłeś się Włocławkiem? Wrócisz jeszcze do tego tematu w przyszłości?
Jako temat, to jest zamknięta historia. Napisałem i wszystkim, co jest dla mnie
ważne. Zamknięta. Będę wracał do Włocławka, ale jeśli będę chciał opowiedzieć
jeszcze jakąś historię, to wybiorę zupełnie inny temat. Niech inni piszą swoje książki
o Włocławku. Ja będę czytał i kibicował.

Nie obawiasz się wizyty we Włocławku po premierze książki?
Nie sądzę, aby tak masowo była czytana. Jest dość brutalna więc na bank ktoś się
obrazi. Rafał Woś powiedział, że opisałem to miasto z czułością. I chyba
rzeczywiście tak jest. Ale to jest czułość dojrzałego faceta, który parę razy dostał
„strzał w ryj” od tego miasta.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska