Wiosenne wybory samorządowe w kraju i marszałek województwa kujawsko-pomorskiego z Prawa i Sprawiedliwości? Taki scenariusz wydaje się niemożliwy, a politycy PiS bronią się jak mogą przed postawieniem kropki nad „i”. Kamykiem, który wywołał lawinę spekulacji w tej sprawie była wypowiedź posła PiS, prof. Włodzimierza Bernackie-go z ubiegłego tygodnia. Krakowski politolog w lokalnym radiu zapowiedział, że wybory samorządowe mogłyby się odbyć już wiosną 2016 roku.
Pretekstem do sięgnięcia po władzę w samorządach byłby pomysł PiS, wedle którego należy odłączyć administracyjnie Warszawę od Mazowsza oraz stworzyć nowe województwo środkowopomorskie ze stolicą w Koszalinie. Atmosferę podgrzał dotychczasowy lider SLD Leszek Miller, który jest przekonany, że rząd Beaty Szydło rozpisze wybory do samorządów. O ile władza państwowa skupiona jest dziś w rękach PiS, o tyle w samorządach dominują koalicje PO-PSL. Sięgnięcie po władzę na szczeblu województw dałoby PiS niemal władzę absolutną w Polsce.
Jeśli, ze względów konstytucyjnych, nie udałoby się tego osiągnąć, zadaniem PiS miałoby być przeciągnięcie ludowców z sejmikowych koalicji z PO na stronę partii Jarosława Kaczyńskiego. Czy to realne?
W sejmiku Kujaw i Pomorza na to się nie zanosi. Dariusz Kurzawa (PSL) z sejmiku wojewódzkiego twierdzi, że nie pozwoli na to matematyka. - Mamy 33 radnych, z Platformy jest 14, jako ludowcy mamy 10 radnych. Marszałkiem trzecią kadencję jest Piotr Całbecki z PO - analizuje Kurzawa. - Natomiast PiS ma tylko siedem mandatów i bez rozbicia PO nie mogłoby stworzyć stabilnej większości.
Poza tym, przekonuje radny PSL, odwołanie marszałka jest możliwe tylko głosami trzech piątych składu sejmiku. - Zresztą - komentuje Kurzawa - dlaczego mielibyśmy porzucać koalicję z PO? Mamy zaufanie do kolegów z PO i do marszałka Piotra Całbeckiego, rządzimy już trzecią kadencję i nie widzę żadnych powodów, dla których mielibyśmy zrywać umowy.
Lider kujawsko-pomorskiego PiS Jan Ardanowski też nie sądzi, by doszło do rozmów z sejmikową reprezentacją PSL. Tłumaczy, że w kampanii obiecywali tylko podział województwa mazowieckiego i utworzenie siedemnastego regionu środkowopomorskiego. - Ale to nie jest prosta rzecz - wyjaśnia poseł Ardanowski. - Trzeba przeanalizować ekonomiczne i prawne możliwości takiego rozwiązania.
Tu pojawia się kolejny problem - jeżeli doszłoby do takich podziałów, czy wybory odbyłyby się tylko w nowych województwach, czy też w całym kraju? - Nie wiem - mówi Ardanowski - Nie jestem konstytucjonalistą. Natomiast co do zapraszania PSL do koalicji z PiS, to w polityce nigdy nie można mówić nigdy.
Co ciekawe, tego samego zwrotu użył Ryszard Bober, przewodniczący kujawsko-pomorskiego sejmiku z PSL: - W polityce nigdy się nie mówi nigdy, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy jest to bardzo mało realne. W tej chwili nie ma żadnych przesłanek, by sugerować, że PSL w naszym województwie złamie koalicję.
Dwa nowe województwa? W dwóch innych województwach - pomorskim i śląskim - samorządowcy nie wykluczają zmiany koalicji, jednak najpewniej ostateczna decyzja będzie należała do władz centralnych PSL.
Jarosław Katulski, radny Platformy w naszym sejmiku, także wątpi w próby „kupowania” radnych PSL przez kolegów z partii Jarosława Kaczyńskiego: - Nawet jeśli cały klub ludowców przeszedłby na stronę PiS robiąc wielką woltę - będzie to zaledwie 17 mandatów. A to nie pozwala na odsunięcie marszałka Piotra Całbeckiego, który jest z PO. Do tego potrzebne jest większość kwalifikowana, czyli trzy piąte głosów.
Radny Katulski nie zamierza spekulować na temat przyspieszonych wyborów samorządowych. Analizował kilka opinii polityków i konstytucjonalistów, ale nie wynika z nich jednoznacznie, czy można kolejne wybory samorządowe rozpisać: - Wątpię, czy tworzenie dwóch nowych województw to wystarczająca przesłanka do nowych wyborów.
Jednym z faktów przemawiających przeciw nowym wyborom są koszty. Te z ubiegłego roku były najdroższe - ich koszt wyniósł około 300 milionów złotych. Kolejny argument, który wyklucza zdaniem polityków PiS tworzenie koalicji z PSL, to sprawy kadrowe.
- Ludowcy najpewniej chcieliby w zamian utrzymania blisko stu tysięcy stanowisk w całym kraju związanych z działalnością PSL - mówi Jan Ardanowski. - A na to my nie możemy się zgodzić, byłoby to złamanie naszych przyrzeczeń wyborczych. Jeśli już - bierzemy pod uwagę tylko pewne programowe zbieżności, ale to wszystko.
Mówi się jeszcze o dosyć karkołomnym rozwiązaniu - wyborach tylko w nowo utworzonych województwach. Jednak i tu pojawia się konstytucyjna zagadka - czy w regionach, z których „zabrano” część powiatów skład władz samorządowych będzie taki, jak wybierano w 2014 roku?
I kolejne błędne koło - samorządy regionów uzgodniły i zatwierdziły w Brukseli niemal wszystkie plany rozwojowe z wykorzystaniem unijnych miliardów do 2020 roku. Czy po powstaniu nowej mapy administracyjnej należałoby raz jeszcze negocjować z Unią miliardowej wartości projekty?
Wszelkie spekulacje na temat rewolucji we władzach samorządowych liderzy Platformy oceniają negatywnie. Grzegorz Schetyna twierdzi, że powołanie dwóch nowych województw wiązałoby się ze zmianami granic administracyjnych ośmiu sąsiedzkich.
Jakby tego było mało poseł PiS Szymon Giżyński domaga się utworzenie województwa częstochowskiego, jeśli mieszkańcy wyrażą taką wolę. A tu pojawia się pułapka, w którą może wpaść rząd PiS i prezydent Andrzej Duda. Podczas kampanii obiecywali, że będą słuchać głosu ludu korzystając jak najczęściej z referendów. W tej sytuacji możemy spodziewać się nie tylko plebiscytu w Częstochowie, ale dziesiątków innych w całym kraju.