W latach 80. i 90. ubiegłego wieku znajdująca się pod starym miastem kopalnia soli została zalana.
Przypomnijmy, że biegli powołani przez Najwyższą Izbę Kontroli już w 2008 roku doszukali się związków między sposobem, w jaki przeprowadzono likwidację kopalni a pogorszeniem się jakości wód i stanu technicznego budynków w centrum Inowrocławia. W latach 2002-2005 ziemia w rejonie inowrocławskiego Rynku osiadała od 1 do 2 milimetrów rocznie. W latach 2005-2007 odnotowano wypiętrzenie około 14-15 milimetrów. Z przedstawionych przez NIK danych wynika, iż od 1986 do 1997 roku, a więc od początku do końca likwidacji, nad kopalnią zanotowano uszkodzenie tylko jednego budynku. Za to w latach 1998-2003 - problemy stwierdzono już w 45. W latach 1996-2006 Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego ze względu na zły stan techniczny lub groźbę katastrofy budowlanej wydał decyzję o wykwaterowaniu mieszkańców z 6 budynków komunalnych i 23 prywatnych.
Biegły z Akademii Hutniczo-Górniczej w Krakowie wyznał nawet, że "nie można wykluczyć wpływu byłej kopalni na stan bezpieczeństwa powierzchniowego miasta". Ostrzegał, iż w Inowrocławiu może dojść do powstania zapadlisk.
Przeczytaj również: Kopalnia przyczyniła się do podtopień na Kujawach?
O sprawie szeroko pisaliśmy w lutym 2013 roku. - Od ustaleń NIK-u minęło już kilka lat. Nikt nic z tym nie robi - wyznaje Jerzy Gawęda, radny powiatowy, szef inowrocławskiego PiS-u. Już NIK ustaliła, iż "od 1995 roku nikt nie przeprowadzał i nie zlecał badań procesów zachodzących w górotworze". - Do dziś nie ma nikogo, kto by to nadzorował. Jesteśmy jedynym miastem w Polsce, które nie ma właściciela złoża. Na konferencji w Wągrowcu naukowcy pokazywali Inowrocław jako negatywny przykład terenu pogórniczego, na którym nie prowadzi się żadnych obserwacji i badań, nawet podstawowych - podkreśla Jerzy Gawęda.
Dlatego też Jerzy Gawęda wspólnie z radnymi PiS-u Markiem Słabińskim i Jan Koziorowskim wystąpili do premier Ewy Kopacz z prośbą o objęcie nadzorem terenu pogórniczego, na którym leży Inowrocław. Wnioskują również o przeprowadzenie badań, które ustaliłyby stan faktyczny.
- Obawiamy się o bezpieczeństwo miasta. Zostawienie górotworu bez żadnego nadzoru to brak odpowiedzialności. W przeszłości występowały w Inowrocławiu już różne zapadliska. Nadzór nad tym terenem to obowiązek - przekonuje Jerzy Gawęda.
Czytaj też: Bajeczne wnętrza zalanej przed laty kopalni soli w Inowrocławiu znów ożyją?
Trzeba jednak w tym miejscu podkreślić, że dwa lata temu Monika Dąbrowska, ówczesna rzecznik prasowy prezydenta Inowrocławia zapewniała, iż zarzuty NIK-u się nie potwierdziły. - Z posiadanych przez Urząd Miasta ocen technicznych, ekspertyz, opinii i analiz nie wynika, aby zachodził związek pomiędzy działalnością górniczą lub przeprowadzoną likwidacją kopalni a stanem technicznym zabudowy miasta - tłumaczy. Ekspertyz tych do wglądu jednak nie otrzymaliśmy.
Podobne sygnały płynęły z IKS "Solino". Karolina Sobieraj, tłumaczyła nam wówczas, że w sierpniu 2011 roku spółka uzyskała specjalistyczną ekspertyzę techniczną, która nie potwierdziła żadnej z negatywnych ocen zawartych w wystąpieniu pokontrolnym NIK. - Co więcej, dokument wykazuje, że ewentualne zagrożenia dla powierzchni ziemi występujące w tym obszarze nie mają związku z działalnością górniczą. Mogą natomiast być związane z naturalnie występującymi zjawiskami krasowymi oraz z historyczną działalnością górniczą innych podmiotów - przekonywała.
PiS w najbliższych dniach wystąpi do przewodniczącego Rady Miejskiej Inowrocławia z wnioskiem o zwołanie sesji, która będzie całkowicie poświęcona bezpieczeństwu miasta. Politycy chcą, by na sesji pojawili się naukowcy, ale również przedstawiciele NIK-u.
Czytaj e-wydanie »