- Parking wzdłuż ogrodzenia szpitala wojskowego jest w fatalnym stanie. A co najgorsze za korzystanie z niego pobierane są opłaty. Czy szpital drwi sobie w ten sposób z pacjentów? - pyta Alicja Gac, nasza Czytelniczka.
Jakiś czas temu pani Alicja wybrała się w odwiedziny do znajomej przebywającej w szpitalu. - Plac przed budynkiem był zastawiony samochodami. Z trudem udało mi się znaleźć miejsce na niedawno utworzonym parkingu wzdłuż ogrodzenia. Musiałam być bardzo ostrożna, ponieważ pełno tam konarów, słupków i dziur - opowiada podirytowana. - No i w końcu stało się. Mimo najlepszych chęci i wielkich starań, uderzyłam tłumikiem o wystającą płytę. Na szczęście nic się nie stało, ale kto wie, czy następnym razem również będę miała tyle szczęścia - zastanawia się zdenerwowana.
Kiepski stan przyszpitalnego parkingu przeszkadza również samemu kierownictwu placówki.
- Niestety, problem z parkowaniem jest nam dobrze znany. Wynika on już z samego miejsca, w którym znajduje się szpital. Kiedy jednak budynek powstawał, nikt nie zastanawiał się, gdzie za parę lat będą parkować pacjenci i odwiedzający ich goście - przyznaje płk Krzysztof Kasprzak, komendant 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego. - Wcale mnie więc nie dziwi, że ludzie się bulwersują. Ich złość jest całkowicie uzasadniona. Niestety, w chwili obecnej nie stać nas na stworzenie nowych miejsc dla samochodów. Szczerze mówiąc, to wątpię, aby sytuacja ta szybko się zmieniła - przyznaje.
Jak twierdzi dobrym rozwiązaniem mogłoby być utworzenie wielokondygnacyjnego parkingu. Aby pomysł ten mógł zostać zrealizowany, potrzebne by było kilkanaście milionów złotych. - Jak na razie nieoficjalnie, ale występowałem już z wnioskiem o pomoc do jednostek samorządowych i uzyskałem ich poparcie. W międzyczasie szukamy również jakiegoś inwestora - mówi Kasprzak. - Na dziś nie pozostaje mi jednak nic innego, jak tylko apelować do bydgoszczan o wyrozumiałość. Jeśli tylko znajdą się odpowiednie pieniądze, problem parkingowy na pewno zostanie rozwiązany - zapewnia komendant.