
- Myślałem, że tutaj będzie zdrowsze powietrze, odpocznę. Wpadłem do polskiego tygla.
Przemysława Planka ściga prokuratura za brutalne zabójstwo we Włocławku. Bandzior z grupy "Niedzióła" uwił sobie gniazdko w Islandii. Tam zdążył napaść na... Sławomira Sikorę, znanego za sprawą filmu "Dług".
Plank pracuje w Reykjaviku jako robotnik budowlany. W ubiegłą sobotę był pijany, jak zwykle w weekendy. W towarzystwie swojego kompana Jacka Wesołowskiego "nawiedzał" domy Polaków mieszkających w Reykjaviku. Wesołowski to osobna historia - specjalista od kradzieży miedzi, aktualnie na przedterminowym zwolnieniu, pod nadzorem kuratora.
- Piją co weekend, a gdy skończą im się pieniądze, łażą po ludziach i wymuszają datki na piwo i drobne pożyczki. - mówi Piotr (imię zmienione), jeden z Polaków mieszkających w sąsiedztwie Planka. - Ludzie dają, bo nie chcą mieć kłopotów. Obaj dla szpanu posługują się grypserą, robią tym wrażenie na normalnych ludziach.
Informacja o pobiciu Sikory lotem błyskawicy rozniosła się pośród miejscowej Polonii. - Od dłuższego czasu wiadomo, że ten gość z Włocławka ma na sumieniu jakieś poważne przestępstwa w Polsce. Gadali o tym jego kompani od kieliszka. Z tego, co wiem, to nie jedyny facet, któremu na plecach siedzi polski prokurator. Przecież to jest jakaś makabra, codziennie na ulicach mijamy bandziorów, którzy powinni dawno być za kratkami - denerwuje się Ania, pracująca jako sprzątaczka w przychodni.
Właśnie więzienne wspomnienia były pretekstem do ataku na Sławomira Sikorę. Wesołowski i Plank przyglądali mu się od dłuższego czasu. Prawdopodobnie kojarzyli go z włocławskiego więzienia, gdzie Sikora odsiadywał wyrok.
Spłata długu
W 1994 roku Sikora wespół z Arturem Brylińskim, początkujący biznesmeni, zostali wciągnięci w spiralę zadłużenia. W krótkim czasie ich drobny dług zaczął przybierać monstrualne rozmiary, a lichwiarz okazał się niebezpiecznym psychopatą, który całkowicie podporządkował sobie przedsiębiorców.
Na skraju psychicznego wycieńczenia, nie mogąc uzyskać nigdzie pomocy Sikora i Bryliński postanowili pozbyć się swojego oprawcy pozorując rozgrywki mafijne. Zostali za to skazani na 25 lat więzienia. Zrealizowany w oparciu o te wydarzenia film "Dług" wzbudził publiczna debatę na wielką skalę. W 2005 roku Sikora został ułaskawiony przez prezydenta, Bryliński przebywa nadal "na przerwie" w odbywanej karze.
Po ułaskawieniu Sikora zrealizował kilka zamierzeń w kraju, po czym zaplanował, że wyjedzie z Polski, żeby przez kilka miesięcy pobyć wyłącznie z własnymi myślami. Wybrał Islandię. Wrażeniami z pobytu w nowym miejscu dzielił się regularnie na blogu. Dzięki blogowi udało nam się odnaleźć go w Reykjaviku.
- Zaczął Wesołowski. Któregoś dnia upił się, zaczął bredzić o cwelach, frajerach, ch... "Dostałeś ch... w d..." powiedział, co w gwarze więziennej oznacza "Nie mogłeś grypsować". Gdy wytrzeźwiał, udawał, że nic się nie stało, ale widziałem, że obserwują mnie z Plankiem - mówi Sikora.
W więzieniu obowiązuje ścisły podział. Jedni włączają się do brutalnej subkultury, inni ją odrzucają albo nie są do niej dopuszczani. Tych, którzy w grypserę wchodzą - obowiązuje ona również na wolności. Zakazane jest ujawnianie grypsery ludziom spoza więziennego kręgu.
Przecwelenie
W tym domu, pod swoim imieniem i nazwiskiem mieszka "Plankton", bandyta poszukiwany w kraju listem gończym
- Nie sądziłem, że wspomnienia są tak świeże - kiedy na mojej drodze pojawił się Plank i Wesołowski, natychmiast powróciła pamięć wydarzeń sprzed kilkunastu lat - mówi Sikora.
Polacy w Islandii wynajmują zwykle całe domy, w jednym może mieszkać nawet po kilkanaście osób. Plank i Wesołowski wybrali moment, kiedy ludzie powyjeżdżali na święta do Polski.
- W naszym domu się wyludniło i wówczas pojawił się Wesołowski, przyszedł z Plankiem. Plank podszedł do mnie, nazwał mnie świnią. Dwa razy uderzył pięścią w twarz, później opluł, wszystko zgodnie z grypserskimi zasadami "przecwelenia". Sięgnąłem po komórkę, powiedziałem, że dzwonię na policję. Plank odszedł, na pożegnanie wyciągnął swoje przyrodzenie i rzucił: "Następnym razem będę cię dymał" - relacjonuje Sikora. - Później raz jeszcze próbował z Wesołowskim dostać się do naszego domu, ale nie otworzyliśmy mu drzwi.
Od pogrzebu do śmierci
Przemysław Plank, pseudonim "Plankton" jest od ubiegłego roku ścigany w Polsce listem gończym. Prokuratura podejrzewa go o współudział w zabójstwie. Ciało Andrzeja S. pseudonim Hamel, zostało znalezione nad Jeziorem Wikaryjskim pod Włocławkiem. Była to typowa wojna gangów - "Hamel" uchodził za "żołnierza" Jakuba C., szefa konkurencyjnej grupy. Został zakatowany maczetami.
Plank związany był z tzw. grupą Niedzióła, (o sprawie pisaliśmy szeroko na łamach "Pomorskiej"), która ma na swoim koncie handel narkotykami, wyłudzenia, pranie pieniędzy i rozboje z bronią w ręku. Najnowszy wątek śledztwa dotyczy wywożenia kobiet do domów publicznych w Niemczech. Włocławska policja wespół z CBŚ oraz Biurem do spraw Przestępczości Zorganizowanej zatrzymała w tej sprawie już kilkanaście osób. Plank, na co dzień pracownik firmy pogrzebowej "Pascha", zniknął z Włocławka, a wraz z nim jeszcze dwie inne osoby poszukiwane w sprawie zabójstwa "Hamela".
Haracz z kanapek
Czmychnął do Islandii, gdzie miał znajomych. Tu znalazł pracę w firmie budowlanej na przedmieściach Reykjaviku. Ma tupet - do nowego kraju przyjechał pod własnym nazwiskiem, zaprosił nawet rodzinę. Gdy będziecie czytali ten tekst, Plank ubrany w szary drelich będzie zapewne montował wentylację w Hafnofiord pod Reykjavikiem przy ulicy Lingaflot 13. Możecie też spróbować nakłonić gangstera do powrotu, dzwoniąc na jego numer komórkowy 003 548 966 805.
- Tylko w ostatnim czasie wdał się z Wesołowskim w dwie awantury. Raz zrobili imprezę przy grillu. Chłopcy tak się bawili, że sąsiedzi musieli wzywać policję. Krótko później była jakaś zadyma w centrum Reykjaviku, podobno z użyciem noża. Znowu interweniowała policja. Tym razem Plank się przestraszył i uciekł w góry - mówi Jacek, również budowlaniec. - Chleją miejscowy bimber i po nim dostają małpiego rozumu. Wtedy pada hasło, że Włocławek rządzi w Reykjaviku. To jest cała grupa, może z 9 osób. W praktyce to "rządzenie" polega na tym, że Plank zabiera kolegom z budowy kanapki. Ale już majstrowi, chyba Ukraińcowi, nie podskoczy i z pokorą znosi, że ten rżnie Polaków na godziny. Wesołowski ostatnio zażądał od właściciela domu swojej działki za zwrócone do skupu puszki po napojach. Chodziło o jakieś tysiąc koron, czyli równowartość kilku puszek coli, ale jednocześnie rżnie wielkiego gangstera.
Gorzej, że przenosi na innych Polaków więzienne obyczaje: - W celi zawsze musi być cwel. I takiego znaleźli sobie w okolicy - Andrzeja, porządnego człowieka, który w Polsce miał problemy z alkoholem, ale wyszedł na prostą i przyjechał do Islandii, żeby się odbić życiowo - opowiada Piotr. - Zaczęli go nękać, nie oddali dużej kwoty. W końcu Andrzej się załamał, zaczął pić od nowa, przestał pojawiać się w pracy.
Ostatnio przyjechało z Polski dwóch kolegów Planka, ale coś ich wystraszyło i po dwóch dniach, w poniedziałek o 15.30 wyfrunęli z powrotem.
Skandynawska maniana
- Islandzka policja działa bardzo niemrawo. Oni tu cały czas stosują skandynawskie standardy, ale wobec bandytów z Polski to całkowicie bezskuteczne - dodaje Piotr. - Przestępca ma tu zagwarantowane duże prawa, więc ludzie zwykle boją się zeznawać. Wolą przemilczeć. Tak jak Andrzej - gdy go pokiereszowali, powiedział, że spadł ze schodów.
Sikora potwierdza tę obserwację: - Islandzka policja podchodzi do przestępcy w typowo skandynawski sposób, biorąc pod uwagę głownie jego prawa, a nie jego przewinienia. Wobec Polaków stosują dewizę - niech się tłuką we własnym gronie, byle nie ważyli się podnieść ręki na naszych. Ale ta filozofia się nie sprawdza. Ostatnio brutalnie pobity został pracownik sklepu, Islandczyk i zrobiła się z tego publiczna debata.
Problemem jest nie tylko skandynawskie podejście do przestępczości - w Islandii nie obowiązuje europejski nakaz aresztowania. A zatem procedura ekstradycyjna ciągnąć się może miesiącami. Jednocześnie ten kraj należy do strefy Schengen, w obrębie której można swobodnie podróżować. Jest więc idealną kryjówka dla europejskich przestępców. Zważywszy na fakt, że liczba Islandczyków jest mniejsza od populacji Bydgoszczy, trudno nie natknąć się na polskiego przestępcę.
- To jest jakaś paranoja. Przyjechałem tu, żeby się oderwać od polskich problemów, odetchnąć innym powietrzem i spokojnie popracować, a trafiłem znowu w sam środek polskich kłopotów - mówi Sikora. - Mam już dość, nie chcę tu żyć w poczuciu zagrożenia. Prawdopodobnie wyjadę z Islandii.
PS. Od islandzkiej policji bezskutecznie usiłowaliśmy uzyskać informacje o terroryzowaniu Polaków z Reykjaviku przez Planka. Do sprawy powrócimy niebawem.