https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Płomienie strawiły cały ich dobytek

Paweł Kędzia
Żaneta i Rafał Więcławscy z dziećmi:  ośmioletnim Bartkiem, pięcioletnią Dorotką i  trzyletnią Martynką. - Nic nie mamy, wszystko  zabrał ogień - wyznaje pani domu.
Żaneta i Rafał Więcławscy z dziećmi: ośmioletnim Bartkiem, pięcioletnią Dorotką i trzyletnią Martynką. - Nic nie mamy, wszystko zabrał ogień - wyznaje pani domu. Paweł Kędzia
Pogorzelcy ze Żmijewska potrzebują wszystkiego - od łyżki stołowej po meble.

     To było w tłusty czwartek.
     - Poszłam po drzewo. Gdy wróciłam to już Dorotka krzyczała: mama, mama. Nie wiedziałam co się dzieje, bo wyszłam przecież tylko na chwilę. Wybiegłam i zobaczyłam, że pali się cały budynek - relacjonuje pani Żaneta. Wbiegła do domu wyciągnęła córeczki. - Bóg łaskaw, że dzieciom się nic nie stało - mówi głowa domu.
     Szczęście, tym bardziej, że
     ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie
     Płomienie podsycała boazeria na ścianach. - Podbitka sufitu to była sklejka, łatwopalny materiał. Kleje, folia, to wszystko daje bardzo wysoką temperaturę. To były sekundy, moment. To naprawdę cud, że nikomu nic się nie stało - opowiada pan Rafał.
     - Strażacy pojawili się po dziesięciu minutach po tym jak ich wezwałam - zapewnia pani Żaneta.
     Pożar doszczętnie strawił dach i mieszkanie Więcławskich. - Straciliśmy wszystko co mieliśmy - przyznają.
     Są dziewięć lat po ślubie. Mieszkanie w Żmijewku wynajmowali od trzech. Przedtem żyli z rodzicami pani Żanety w Brzezinkach.
     Po tragedii wrócili właśnie do Brzezinek. - Mieszkamy u rodziców, na gromadzie. Oni są ludźmi starszymi, mają po siedemdziesiąt lat. Też chcą spokojnie pożyć, ale co zrobić - pani Żaneta zwiesza głos.
     Na pogorzelisku dzieci nie czują strachu. Kopią w śniegu, biegają po podwórku. Jakby nie pamiętały o wydarzeniach sprzed kilku dni. W przeciwieństwie do pani Żanety. - Do tej pory wszystko mam przed oczami, jak to się paliło - mówi.
     - Tego wieczoru, po pożarze, zawiozłem żonę na pogotowie. Była w szoku - dodaje mąż.
     Gmina nie pozostawia rodziny na pastwę losu.
     Pomocą służą zarówno mieszkańcy, jak i samorząd
     Urząd przekazał pieniądze obu poszkodowanym w pożarze rodzinom.
     Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej zorganizował zbiórkę odzieży. Obecnie Wojciech Rakowski, wójt Zbiczna, szuka mieszkania zastępczego. - Gmina ma niewiele lokali komunalnych, ale coś się znajdzie. Wszelkie propozycje omawiamy z państwem Więcławskimi. W grę wchodzi mieszkanie w okolicach Pokrzydowa - tłumaczy gospodarz gminy.
     - Wójt załatwia mieszkanie,
     _dosłownie staje na głowie - przyznaje pan Rafał. Pracuje w Brodnicy, dlatego rodzinę interesuje mieszkanie gdzieś w okolicy. - _Kokosów nie zarabiam, ale zależy mi na tej pracy
- przekonuje.
     Druga rodzina, która uratowała część dobytku, niedawno przeprowadziła się już do Sumówka.
     Rafał i Żaneta Więcławscy potrzebują dosłownie wszystkiego.
     Przydadzą się meble, talerze, garnki, rozmaite przedmioty codziennego użytku. Także odzież.
     Pomoc można przekazać do GOPS w Zbicznie lub bezpośrednio państwu Więcławskim (obecnie Brzezinki 10).
     Przyczyną pożaru była najprawdopodobniej nieszczelność przewodu kominowego. Jednak trwa jeszcze postępowanie wyjaśniające.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska