Pracownicy szkoły poważne zarzuty stawiają dyrekcji placówki. Wśród nich jest mobbing i dręczenie psychiczne. Zdaniem pedagogów niezdrowa atmosfera w szkole popchnęła do samobójstwa, 38-letnią Małgorzatę D., pracującą w szkole katechetkę.
Szykanowanie nauczycieli miało się rozpocząć w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to pracę w szkole rozpoczęła nowa, wyłoniona w konkursie dyrektorka.
- Wszyscy wypełnialiśmy ankiety, w których szczegółowo wpisywaliśmy swoje kwalifikacje. Na ich podstawie zostaliśmy podzieleni na trzy grupy. Pierwsza - osób z największymi kwalifikacjami - była traktowana łagodnie, drugiej ciągle udowadniano, że musi coś ze sobą zrobić. O trzeciej mówiono wprost: "słabe ogniwa", które trzeba wyeliminować, aby w szkole powstał mocny zespół - mówi jedna z nauczycielek.
Pedagodzy mówią też o panującej w szkole atmosferze strachu, donosicielstwa, wzajemnych podejrzeń. I wypełnianiu stosów dokumentów wymaganych przez dyrekcję. - Nie mieliśmy już prywatnego czasu. Kilku z nas cierpi na bezsenność, kilku spotyka się z psychologiem - mówią nauczyciele.
Dotychczas pracownicy szkoły oficjalnie nie skarżyli się na swoją przełożoną. Jednak po tragicznej śmierci katechetki złożyli zawiadomienie do prokuratury, pisma w kuratorium oraz u wójta gminy. Domagają się odwołania dyrekcji.
W piątek wieczorem o sprawie dyskutowali członkowie trójek klasowych Rady Rodziców.
- Rodzice popierają postulaty nauczycieli - mówi Wojciech Mucha, przewodniczący Rady Rodziców.
Dyrektor szkoły poinformowała wczoraj "Pomorską", że w najbliższych dniach wyda oświadczenie o sytuacji w szkole.
Natomiast władze gminy Płużnica na razie czekają.
- Nasze działania muszą być zgodne z prawem. Czekamy na stanowisko prokuratury oraz reakcję kuratorium - mówi Janusz Marcinkowski, wójt gminy Płużnica.