Wrzeszewo, 4 sierpnia, godz. 8.00. Tadeusz Chudy jedzie z Wrzeszewa do wsi gminnej Osiek, udaje się do Urzędu Gminy, rozmawia z wójtem, po czym telefonuje do naszej redakcji. Domyślam się o czym może być ta rozmowa.
- Zamokło po deszczu i znów nie możemy korzystać z telefonu - mówi gospodarz z Wrzeszewa i dodaje przy okazji, że nie chodzi bynajmniej tylko o niego. Jest jeszcze gospodarstwo Piotra Halata, Mieczysława Bieńkowskiego, Mirosława SzczechoAndrzeja Grochockiego, jest sklep, szkoła. Łącznie kilkunastu abonentów, wierzących jeszcze w moc Telekomunikacji Polskiej.
- Który to raz w tym roku nie ma połączenia?ąty, dziesiąty? - pytam.
- A kto by to liczył? Chyba więcej niż dwudziesty - sołtys Mieczysław Bieńkowski nie prowadzi takiej buchalterii.
Temat zgłaszamy w TP, ale nie w biurze napraw, bo nie chcemy słuchać muzyki przez telefon, tylko u Romana Wilkoszewskiego, rzecznika prasowego Telekomunikacji Polskiej. Ten spisuje wszystkie numery we Wrzeszewie.
Za jakiś czas nie ma problemu. Tadeusz Chudy i inni mogą dzwonić gdzie im się podoba. Prawdopodobnie do następnego deszczu.
Jest bowiem problem. Abonenci z Wrzeszewa korzystają ze zwykłego kabla ułożonego byle jak, płytko pod ziemią. Natomiast kilka metrów dalej biegnie światłowód, który TP mogłaby wykorzystać jako linię przesyłową.
Sołtys kręci głową i dziwi się, że tam, w TP, jeszcze nie wpadli na ten prosty, chłopski projekt.
Pogadamy sobie, gdy spadnie deszcz
Bogumił Drogorób

Po deszczu można chodzić sobie dookoła gospodarstwa z aparatem telefonicznym jako atrapą.
Telefon na wsi nie jest dziś zjawiskiem z lepszego świata. Odkąd sołtys przestał kręcić korbką i każdy z rolników ma telefon, chce mieć pewność, że sobie pogada. Nawet o byle czym, jak spadnie deszcz