https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomoc po nawałnicy. Miejsce z darami to nie jest darmowy market!

Agnieszka Domka-Rybka
Tomasz Wróblewski/zdjęcie ilustracyjne
Niektórzy wykorzystali sytuację i ustawili się w kolejce po dary: agregaty, piły, jedzenie czy środki czystości.

- Niektórzy traktowali miejsce z darami jak darmowy market - oburza się pan Robert, mieszkaniec Sośna w powiecie sępoleńskim (nazwisko znane redakcji). - Przychodziły osoby, które wcale nie ucierpiały w nawałnicy, a są znane z tego, że od lat korzystają z pomocy społecznej i mają dużą wiedzę o tym, gdzie i co można dostać za darmo. To tak zwani długotrwale bezrobotni. Los ofiar huraganu jest im obojętny. Najważniejsze tylko, by zgarnąć coś dla siebie.

Darowizny dla poszkodowanych w nawałnicy będą zwolnione z podatku? [projekt rozporządzenia]

- Mogę tylko potwierdzić, że, nietety, spotkaliśmy się z próbami wykorzystywania sytuacji do egoistycznych celów - mówi Marek Kunek (w Gminnym Ośrodku Kultury w Sośnie prowadzi akcję zbierania niezbędnych materiałów dla potrzebujących z różnych sołectw). - Szczególnym zainteresowaniem takich osób cieszyły się wartościowe rzeczy, jak między innymi agregaty prądotwórcze, ale nie żeby pożyczyć, tylko wziąć na stałe oraz łańcuchy i prowadnice do pił, a najlepiej całe piły. Poza tym, oczywiście, były to żywność, woda mineralna i środki czystości. Mówię w czasie przeszłym, ponieważ nie daliśmy się nabrać i bardzo szybko opanowaliśmy sytuację. Pomogli mieszkańcy, którzy się bardzo dobrze znają.

- To trudny teren, wiele osób korzysta z naszego wsparcia - nie kryje Ewa Kwasigroch, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sośnie. - Obecnie zajmujemy się udzielaniem zasiłków poszkodowanym. Znamy ich, więc nie ma szans, by pieniądze dostały się w niepowołane ręce. Pracuję na tym terenie od 27 lat i wiele już widziałam. Wierzę, że niektórzy mieszkańcy próbowali wykorzystać sytuację tam, gdzie są rozdawane dary. My się nimi nie zajmujemy.

Zarabiają na poszkodowanych w nawałnicy. Wichura wywiała im serca. I plotka się rozsiała

Sprawy nie chciał komentować Leszek Stroiński, wójt Sośna tłumacząc, że ma teraz na głowie mnóstwo ważniejszych spraw.

W podobnym tonie wypowiedziało się także kilka innych osób z miejscowości dotkniętych nawałnicą, bo - jak nieoficjalnie ustaliliśmy - nie tylko w Sośnie mogło dochodzić do podobnych przypadków. A Państwo się z nimi spotkali? Gdzie?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Maciej
Niestety podobnych problemów jest więcej. Zdarzało się, że ci sami ludzie prosili o pomoc w formie artykułów z darów kilka razy dziennie, korzystając z zamieszania. Zdarzało się, że ludzi mówili wprost, że chcą lepsze (droższe): konserwy, dżemy, proszki do prania, żele, mydła, płyny do naczyń czy papier toaletowy. Zdarzało się, że wolontariusze byli wzywani do pocięcia drzew leżących na nieużytku i które nikomu nie przeszkadzały albo do sprzątnięcia gałęzi, które zostały z pni, które proszący o pomoc ściągnął z drogi i pociął na opał.
Gorsze jeszcze moim zdaniem są historie o tym, jak to bogatsi gospodarze dysponujący ciągnikami, przyczepami i ładowarkami, usuwali pnie drzew leżących przy drodze w pewnej wsi. Całe uzyskane drewno opałowe zostało podzielone między nich, a nikt nie pomyślał o samotnej starszej kobiecie, mieszkającej przy samej drodze. Co więcej usłyszałem, że zabrano też pień leżący na należącej do niej działce, zostawiajac gałęzie.
Z drugiej strony pomagałem tam również ludziom, których prawie przygniotły walące się ściany i dachy, którzy stracili domy, budynki gospodarcze, plony... Były wśród nich dzieci, była młodzież, dorośli i osoby w wieku podeszłym, w oczach których widziałem lęk, przerażenie, ale też wdzięczność i nadzieję. Wielu z tych ludzi nie prosi o pomoc i z trudem ją przyjmuje. Wielu z nich ciężko pracuje i mówi, że dadzą sobie radę, a pomoc potrzebna jest gdzie indziej i innym ludziom, którzy jej bardziej potrzebują. To często ludzie zapomniani przez sąsiadów, sołtysów, ewidencje i statystyki. Natomiast to właśnie ci ludzie dali towarzyszącym mi wolontariuszom i mi najwiecej serca i jestem pewny, że najwiecej go też dostali. Dla nich często sama rozmowa, uścisk dłoni, przytulenie były ważniejsze od pocięcia drzew leżących na dachach. To oni dzielili się z nami skromnymi posiłkami, owocami z ogrodu, wodą ze studni. Nie wiem jak inni, ale ja właśnie takim Ludziom jeździłem tam pomagać i im oddałem tydzień ze swojego życia.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska