Kobieta ma 28 lat i dwóch synków, w wieku trzech lat i półtora roku. Nigdzie nie pracuje, bo nie miałby kto zająć się jej dziećmi, gdyby była w pracy. 28-latka korzysta z opieki społecznej. Zalegała od miesięcy z opłatami za prąd, więc energetyka jej go odcięła.
Prąd na doładowanie
Bydgoszczankę wsparł jednak ośrodek pomocy społecznej. - Postaraliśmy się o to, aby energetycy założyli jej licznik przedpłatowy - mówi jedna z pracownic Rejonowego Ośrodka Pomocy Społecznej na Szwederowie. - Teraz miesięcznie nasza podopieczna dostaje od nas od 50 do 150 złotych zasiłku celowego, który ma przeznaczać na "zakup" prądu.
Przeczytaj również: Pożar w Wąbrzeźnie. Lokatorzy mogli ogrzewać się świeczkami i zniczami.
Takie liczniki działają na zasadzie... kart doładowujących do telefonów komórkowych. Za doładowanie komórki można dalej dzwonić, a tutaj - kto zapłaci, ten będzie miał światło.
Na Szwederowie mieszkają jeszcze trzy inne rodziny, korzystające z ośrodka pomocy, które mają założone liczniki przedpłatowe.
Są jednak rodziny, które prądu nie mają w ogóle.
- U nas na 1100 rodzin, którym udzielamy wsparcia, prądu nie ma około 80 - mówi Renata Olżyńska, kierowniczka ROPS na Bartodziejach.
Grono tych osób mieszka w blokach socjalnych przy ul. Przemysłowej.
ROPS Fordon nie ma wśród podopiecznych osób, które są bez prądu. Na Błoniu są 33 takie rodziny.
- Na obszarze, który my obejmujemy pomocą, mieszkają trzy takie rodziny - mówi Hanna Jankowska z ROPS Wyżyny.
Znowu im świeci
Ewa Synakiewicz, zastępca kierownika ROPS w Fordonie, opowiada: - Mamy pod opieką 6-osobową rodzinę. Mama prowadziła własny interes, ale musiała zamknąć firmę, bo popadła w długi. Ojciec od września nie pracuje. Trzy tygodnie temu odcięto prąd tej rodzinie. Od wczoraj jednak ci państwo energię znowu mają. Postaraliśmy się o ponowne podłączenie ze względu na czworo dzieci.
Jedna z pracownic socjalnych (chce pozostać anonimowa) mówi, że w całym mieście rodzin pozbawionych prądu może być nawet ponad 200.
- To nie zawsze są podopieczni ośrodka pomocy społecznej, dlatego ta liczba jest trudna do ustalenia - tłumaczy. - Jeżeli budynek należy do ADM czy spółdzielni mieszkaniowej, to informację o tym, że w danym lokalu nie ma prądu uzyskamy szybciej, niż od właścicieli prywatnych kamienic.
Wojna z lokatorami
Ci ostatni często sami starają się o zdemontowanie licznika i odłączenie prądu, gdy lokatorzy są im winni grube tysiące za czynsz czy energię, a nie chcą opuścić dobrowolnie wynajmowanego mieszkania.
Niektórzy nie mają prądu od kilku lat. Jak na przykład samotny mieszkaniec prywatnej kamienicy przy ul. Chwytowo 13. Mężczyzna z rozpoznaną chorobą psychiczną w domu ma ciemno od siedmiu lat.
- Tam, gdzie są jednak dzieci, robimy wszystko, aby energetyka nie odcięła prądu. Gdy jednak tak się stanie, staramy się, aby jak najszybciej ponownie go podłączyć, wydzwaniamy do Enei, piszemy pisma - mówi Małgorzata Raczyńska, kierowniczka ROPS na Błoniu.
Prąd z innych źródeł
Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że osoby, które mają zdemontowane liczniki do prądu, podłączają się do innych źródeł. - Pracownicy socjalni, którzy regularnie odwiedzają takie rodziny, widzą, co jest grane.
- Ostatnio byłam u rodziny, której odcięto prąd pod koniec sierpnia. W mieszkaniu zastałam matkę i dwóch dorosłych synów, obaj są po 30-tce, obaj bezrobotni. Oglądali z mamą telewizję. Mówię im: cieszę się, że zapłacili rachunek za prąd, a matka chłopaków odpowiada, że rachunku nie zapłacili, tylko... podłączyli się do licznika w piwnicy - mówi pracownica socjalna. - Postraszyłam ich kontrolą z Enei i policją. Poskutkowało. Gdy po dwóch dniach bez uprzedzenia poszłam znowu do rodziny, w domu było ciemno.
Pracownicy socjalni na uregulowanie rachunków za prąd nie dają pieniędzy do ręki osobom, które są podejrzewane o to, że zamiast na zadłużenie, wydadzą fundusze na przykład na wódkę czy papierosy.
- W przypadku takich klientów należności wpłacamy bezpośrednio na konto Enei - mówi zastępca kierowniczki ROPS Fordon.
Udostępnij