Nie ma dekretu, ksiądz zostaje...
Kilka tygodni temu pojawiła się informacja, że ojciec Doniec odchodzi do innej parafii na Śląsku. Parafianie mieli go pożegnać pod koniec lipca. Informacja o planach przeniesiona proboszcza oburzyła nie tylko mieszkańców Markowic. Zwolennicy proboszcza "parafianie oraz pielgrzymi i przyjaciele Sanktuarium Królowej Miłości i Pokoju w Markowicach", wystosowali petycję do arcybiskupa Henryka Muszyńskiego.
Petycję zmieszczono w internecie. Czytamy w niej: "Proboszcza znamy już wiele lat, darzymy go ogromnym szacunkiem i sympatią. Z dumą spoglądamy na piękny kompleks religijny, doceniając także niezwykły wkład duchowy naszego Proboszcza. Jego starania znajdują odzwierciedlenie w postaci pielgrzymów, którzy coraz chętniej i liczniej nawiedzają markowickie sanktuarium".
Pół tysiąca podpisów pod petycją
Ponad pięćset osób opowiedziało się za tym, by ksiądz Doniec został w Markowicach, przeciwne zdanie wyraziło dziesięć osób. Nie jest tajemnicą, że na decyzji hierarchii kościelnej o pozostawieniu ojca Dońca mogły zaważyć głosy ludzi - sygnatariuszy petycji, ale też Rady Parafialnej i Rady Sponsorów markowickiego Sanktuarium.
Bez dekretu nie ma sprawy
Sam ksiądz Doniec mówi, że zostaje w Markowicach, bo nie ma decyzji o jego przeniesieniu.
- Nie mam żadnego dekretu arcybiskupa o moim przeniesieniu. To oznacza, że sprawa mojego odejścia nie istnieje - mówi ksiądz Doniec.
Choć ksiądz jest jednocześnie Oblatem o tym czy będzie poboczem decyduje, nie prowincjał zakonu, ale metropolita gnieźnieński.