Agnieszka Rekowska podkreśla, że Alan przeżył dzięki Panu Bogu, lekarzom ze szpitala w Szczecinie i braciszkowi. Gdy doszło do wypadku, 14-letni Fabian przytomnie zaprowadził Alana na pobliskie pole i zaczął go gasić piaskiem. - Lekarze mówili, że gdyby przybiegł do domu, a nie gasił, to Alan ... spaliłby się - opowiada mama.
Minął miesiąc od dramatycznego zdarzenia i kryzys pierwszych dni - przecież chłopiec miał poparzenia między 60 a 70 proc. ciała. Alana wybudzono ze śpiączki farmakologicznej i wdrożono leczenie. Rodzice mogą go odwiedzać od 15 do 18.
- Rozmawiam z synem codziennie. Cierpi, boli go i okrutnie swędzi - opowiada nam pani Agnieszka. - Ma zmiany opatrunku, a w poniedziałek przed operacją było też czyszczenie brzuszka. Był płacz. Jest to dla mnie bardzo trudne patrzeć jak mój syn cierpi, a ja nie mogę mu w niczym pomóc.
Więcej wiadomości z Chojnic i okolic na pomorska.pl/wiadomosci/chojnice/
Przed dzisiejszą operacją widzieli się wczoraj wieczorem. Niestety po niej mama nie zobaczy syna. To decyzja lekarzy. To trudne, tak jak i pierwszy tydzień, kiedy rodzice nie mieli wstępu do Alana. - Ale to będzie bardzo ważny dzień - słyszymy. - Alan będzie miał przeszczep z namnażanej swojej skóry, którą hodowano w Krakowie. Jednocześnie lekarze pobiorą mu drugi raz skórę, od kolan do kostek. Nakłada się ją od razu na rany. Pierwszy taki przeszczep był 11 kwietnia.
Alana zoperuje czterech lekarzy. A wcześniej, 17 kwietnia, skórę pobraną z nóg taty zastosowano u chłopca, jak informowano w szpitalu, jako najlepszy opatrunek. Kolejny taki zabieg był od razu dwa dni później. Zauważalne efekty zaobserwowano już po dwóch dniach. A 25 kwietnia konieczna była operacja usuwania martwicy.
Więcej wiadomości z Sępólna i okolic na: pomorska.pl/wiadomosci/sepolno-krajenskie/
Pani Agnieszka wyrzuca sobie - niesłusznie - że zgodziła się, by feralnego dnia chłopcy poszli do sąsiadów grać w piłkę. - Najpierw chłopcy przyszli do nas bawić się na plac zabaw. Po jakimś czasie mój Fabian przychodzi i pyta: - Mamusiu, możemy iść do chłopaków pograć w piłkę? No zgodziłam się. Niestety. Było tak. Fabian poszedł tam do garażu naprawiać 7-latkowi rower. Siodełko mu przykręcał, a ten chłopiec wziął stamtąd zapalniczkę. Zapytałam o to Fabiana.
Mówił, że nie wiedział po co ta zapalniczka, a on garaż zamykał. Za gołębnikiem była jakaś substancja. Ten chłopiec zaczął ją polewać i podpalać. Mój Fabian i drugi chłopiec, 9-latek, to gasili, ale on znowu podpalał. Alan nie gasił, stał najdalej, bo taki właśnie jest - ostrożny. Chyba za trzecim razem ogień poszedł na niego. Zapalił się Alan! A stał najdalej. Chłopcy spanikowali i uciekli. Fabian został i gasił brata. Dobiegłam, gdy chłopcy biegli już w moją stronę. Alan był cały czas przytomny. Krzyczał z bólu. Potem w domu też: - Kiedy wreszcie będzie ta karetka, kiedy helikopter?
Pani Agnieszka jest wdzięczna za wsparcie. Trwa zbiórka pieniędzy, ale ona podkreśla głównie moc modlitwy. Cieszą ją oznaki sympatii. Alan dostaje kartki, laurki ze szkoły. - Ja mu to czytam, pokazuję, mówię, że dużo osób się o niego modli i każdy o nim myśli - opowiada. - Dostał piękny list od pani wychowawczyni, laurkę od nauczycieli. Ludzie są z nami!
Alan nie miał poparzonych organów wewnętrznych. - Wierzę, że Opatrzność Boża czuwa nad synem - mówi mama.
Zobacz nasz nowy program: "Dojrzalsi" (odcinek 2)
