Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popłoch wśród mieszkańców Bydgoszczy. Na Facebooku wracają miejskie legendy

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
We współczesnej legendzie miejskiej zamiast czarnej wołgi może pojawić się, np. czarny SUV. Według socjologa Tomasza Marcysiaka pierwotna wersja mitu była w istocie łatwą do zakomunikowania przestrogą o czających się niebezpieczeństwach.
We współczesnej legendzie miejskiej zamiast czarnej wołgi może pojawić się, np. czarny SUV. Według socjologa Tomasza Marcysiaka pierwotna wersja mitu była w istocie łatwą do zakomunikowania przestrogą o czających się niebezpieczeństwach. Dariusz Bloch
Blondyn w czarnym SUV-ie grożący bronią kobietom, dzieci z ogolonymi głowami i tajemniczy szkielet rzekomo znaleziony na budowie. Legendy miejskie mają się świetnie.

Zobacz wideo: Głośne ekstradycje przestępców z Kujawsko-Pomorskiego

Kilka tygodni temu popłoch wśród mieszkańców Bydgoszczy wzbudziła informacja o niepokojącym zdarzeniu, do którego doszło na ulicy Podwale. Wieczorem do dwóch młodych kobiet, które szły tamtędy w kierunku ulicy Magdzińskiego, miał podjechać czarny SUV. Jak wynikało z relacji krążącej w internecie, samochód miał rejestrację zaczynającą się na CT.

- Mężczyzna w krótkich blond włosach otworzył szybę i zapytał: „Porwać was dziewczyny?”. Myślałyśmy, że to żarty, ominęłyśmy auto i poszłyśmy dalej, natomiast samochód ruszył za nami - informuje jedna z autorek wpisu na Instagramie. - Zatrzymał się ponownie i zapytał, czy na pewno nie chcemy wsiąść do nich.

Obok kierowcy miał siedzieć drugi mężczyzna, również „ubrany na czarno” i w czapce. - Grzecznie odmówiłyśmy, zachowałyśmy spokój i, delikatnie przyśpieszając, życzyłyśmy miłego wieczoru - informuje kobieta. - Mężczyzna odbezpieczył broń i powiedział, że chyba jesteśmy za młode. Facet mówił przerażająco spokojnym głosem, a atmosfera była gęsta.

Jak wynika z relacji internautek, potem mężczyźni szybko odjechali. Za autem miał jechać inny samochód. - Nie mieliśmy żadnego podobnego zgłoszenia z ulicy Podwale – mówi podkom. Lidia Kowalska, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Straszne historie

Czy wobec tego mamy do czynienia z plotką, zmyśleniem, legendą miejską? Czyżby to przebrana we współczesne szaty dawna opowieść o „czarnej wołdze”? W latach 60. po Polsce krążyła plotka o rozmaitych osobach, które miały jeździć tym wozem i porywać dzieci. Dopatrywano się w diabolicznym aucie agentów SB, rosyjskich mafiozów, księży, a nawet wampirów. Niektórzy twierdzili, iż czarnym wozem jeżdżą komuniści z NRD, a uprowadzane przez nich dzieci mają spuszczaną krew, której potrzebowali chorzy na białaczkę bogaci Niemcy. W latach 90. legenda zyskała drugą młodość, kiedy w Ostrowie Wielkopolskim wybuchła panika przez plotkę, jakoby czarnym BMW jeździł po mieście sam szatan.

Historii z dreszczykiem, krążących po Bydgoszczy tylko w ostatnich kilku latach było całkiem sporo. W 2011 roku Bydgoszcz obiegła informacja o zdarzeniu, do którego miało dojść w jednym z centrów handlowych w centrum miasta. W trakcie zakupów matka straciła z oczu kilkuletnie dziecko, przerażona wybiegła z butiku, by zgłosić zaginięcie w punkcie informacyjnym. Kilka minut później inny klient zauważył mężczyznę wychodzącego z toalety i trzymającego śpiące dziecko. Poinformował zapłakaną matkę, która rzuciła się w stronę wskazanego mężczyzny. Ten miał upuścić chłopca, który osunął się nieprzytomny na posadzkę. Mężczyzna zniknął. Chłopiec miał mieć częściowo ogoloną głowę i podobno był czymś odurzony.

Policja nie potwierdziła, by kiedykolwiek zgłoszono taki przypadek. Wkrótce okazało się, że bliźniaczo podobna sytuacja miała miejsce również w Gdańsku i w Białymstoku. I tak, jak w przypadku Bydgoszczy tamtejsza policja również nie odnotowała żadnego uprowadzenia.

Skąd się bierze plotka

- W każdej społeczności pojawiają się mity, legendy, które z czasem urastają do rangi dowcipu albo czegoś, czym możemy sprawować kontrolę nad wyobraźnią czy nad postawami ludzi – mówi Tomasz Marcysiak, socjolog z Wyższej Szkoły Bankowej w Bydgoszczy. - Historie z wołgą to były łatwe do zakomunikowania dzieciom przestrogi, że oto może czaić się niebezpieczeństwo. Zawsze, w każdej społeczności istniała jakaś taka granica, której przekraczanie wiązało się z ryzykiem, w związku z czym trzeba było wymyślić jakąś legendę.

Tworzono wizje psiogłowców, jednorożców i innych potworów, które czyhają za granicą danego terytorium. Głównie chodziło o to, by mieć kontrolę nad tymi, którzy, zanim dorosną, mogą wpakować się w coś strasznego. A czasami przybiera to wyraz komiczny. Jak w starym dowcipie opowiadającym o tym, jak rodzi się plotka. Mam na myśli opowieść o tym, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają samochody, po czym na końcu okazało się, że nie w Moskwie, tylko w Krakowie, nie samochody, tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną – mówi Marcysiak.

Socjolog podkreśla, że mamy potrzebę demonizowania pewnych zjawisk. Trzeba nadać im formę, by oddziaływały na wyobraźnię. - Większość demonów, które znamy z popkultury, nosi kaptury - opowiada dr Marcysiak. - Na myśl przychodzi film „Anioły i demony” albo dementorzy z „Harrego Pottera”. Czy tym dementorom jest zimno? Czy wiedzą, że boimy się ich bardziej w kapturze? - żartuje naukowiec. - Strach musi mieć wielkie oczy i być ubrany. Ale zupełnie serio, chyba każdy policjant potwierdzi, że im więcej świadków, tym bardziej rozbieżne zeznania. I tak samochód z niedoszłymi porywaczami mógł być biały, czarny i fioletowy, bo każdy zapamiętał inny szczegół. Widzi się coś, co przypomina broń, a nie pamięta się twarzy napastnika, który nie był zamaskowany.

To Cię może też zainteresować

Niedawno oglądałem program – mówi Marcysiak - w którym pokazywano pewną scenę, a potem kazano studentom powiedzieć, jak wyglądał napastnik. Jedni mówili, że był w kurtce, inni że w koszuli. Nikt z nich nie miał racji.

Czyżby w powstawaniu legend miejskich rolę grało to samo upodobanie do dramatycznych historii, które sprawia, że kochamy czytać kryminały i oglądać serialowe tasiemce? - Nie wiem, czy to taki mechanizm. Są opowieści, które tworzą się samoistnie, ale stanowią element ducha miejsca, genius loci – odpowiada Tomasz Marcysiak. - Ten duch może mieć oczywiście nie tylko charakter pozytywny, nie zawsze jest czymś, co wzmacnia lokalną tożsamość. To może być też legenda z dreszczykiem, to może być upiór, jeździec bez głowy czy jakieś cmentarne historie. Każdy zamek musi mieć swoją białą damę. A jeśli nie ma, to trzeba coś wymyślić.

Marcysiak wspomina opowieść zasłyszaną w Borach Tucholskich o właścicielu ziemskim, który jeździł po okolicy nosząc się bogato na koniu obwieszonym drogocennymi ozdobami. Kiedy zmarł, pochowano go z kosztownościami. Od czasu do czasu podobno podejmuje się próby odnalezienia tego grobu. Według legendy dwóch śmiałków znalazło go, ale gdy tylko wbili łopatę w ziemię, zerwała się wichura. Mieli budzić się potem w miejscach oddalonych o kilkanaście kilometrów, a jeden z nich oszalał.

- Można też odwołać się do kapitalnego obrazu, jakim jest „Konopielka” – mówi socjolog. - Ludzie wierzą, że na wzgórzu pogrzebany jest koń ze złota. Wierzą, ale boją się sprawdzić. Kiedy wreszcie jeden się odważy, wbija łopatę, to reszta się zastanawia: Ale jeśli tam naprawdę jest ten skarb, to znaczy, że cały będzie dla niego. To idziemy kopać razem z nim. Miejskie legendy odwołują się czasem do sfery związanej z przeżywaniem fantazji; czegoś, czego nie można do końca wytłumaczyć. Możemy powiedzieć, że nie ma UFO, ale chcielibyśmy w nie wierzyć.

Fikcja literacka

Jedna z krążących po Bydgoszczy opowieści ma ślad w literaturze. Łukasz Orbitowski w powieści „Inna dusza” opowiadającej o zbrodni na licealistce, do której doszło w 1999 r, przywołał postać niejakiego Fido. To ekshibicjonista, który miał upodobać sobie przejście pod mostem na ul. Focha. Czyhał rzekomo na dzieci skracające sobie drogę do szkoły. Powieściowy Fido za dnia występuje jako nieszkodliwy dziwak mogący co najwyżej przestraszyć kogoś, kto nigdy wcześniej go nie spotkał. Nocami natomiast przybiera wręcz demoniczną postać zwyrodnialca wabiącego nieletnich do pustostanu na rubieżach miasta.

Powieść Orbitowskiego ukazała się w 2015 roku. Postać zboczeńca pod mostem Solidarności pojawiła się w 2013 r. W mieście krążyły relacje świadków, którzy twierdzili, że pojawia się tam codziennie rano.

W lipcu 2014 r. głośno zrobiło się o rzekomym zabójstwie młodej aptekarki, do którego miało dojść na Wzgórzu Wolności. Policja tego nie potwierdziła, ale mieszkańcy okolicznych bloków wiedzieli swoje.

- Czasem zajęcia ze studentami zaczynam od zagadnienia, czym jest granica między nauką a „nienauką” – mówi dr Marcysiak. - Przypominam zdanie z Mickiewicza: „Czucie i wiara bardziej do mnie przemawia niż mędrca szkiełko i oko”. Przy czym jedno nie wyklucza drugiego. Parę lat temu, kiedy moje dziecko chodziło do podstawówki przy ul. Kruczej, dostaliśmy informację, że w okolicy kręci się pedofil. Dzieci zaczęły prowadzić własne „śledztwo” – nastolatkowie łatwo podłapują takie rzeczy, np. chodzą grupkami – i szybko w co drugim mężczyźnie, który szedł ulicą, już widziano pedofila. Potem pojawił się temat zwłok, kości znalezionych na placu budowy też obok szkoły. Nic nie znaleziono, ale ktoś wymyślił albo widział kawałek kości psa, dopowiedział historię. Oczywiście moja córka z koleżanką też zaraz podjęła śledztwo archeologiczne; zaglądały przez płot na budowę, czy aby tam nie ma tego szkieletu. Gdy byliśmy dziećmi, też szukaliśmy takich rzeczy. Nie może być próżni po czarnej wołdze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska