Gromy posypały się na posła Szymańskiego wczoraj. Ostro skrytykował go nie tylko jego kolega partyjny (obaj posłowie są z Grudziądza), ale również związkowcy z WZU.
Przeczytaj także:Ile grudziądzki samorząd wydał na "trzynastki"? Ponad 6,5 mln zł
W obawie o utratę miejsc pracy, sprzeciwiają się oni włączeniu ich zakładu do grupy Bumar. Twierdzą, że poseł Platformy rzucił im kłody pod nogi.
W jaki sposób?
Szymański spotkał się z Krzysztofem Krystowskim, prezesem Bumaru i publicznie poinformował m.in., że konsolidacja nie musi być równoznaczna z poważnymi zwolnieniami w WZU. Zdaniem Janusza Dzięcioła, jego partyjny kolega nie miał upoważnienia do takich negocjacji.
- Nawet w imieniu Kaduka nie prowadził tych rozmów - podkreślał Dzięcioł. - Nie ma zgody na to, aby poseł PO szkodził WZU!
Parlamentarzysta przypomniał, że pracuje tam 500 osób, a w Grudziądzu każdy etat jest na wagę złota.
W słowach nie przebierał też Wojciech Ostrowski, przedstawiciel związkowców: - Gościu pojechał do pana Krystowskiego i dał się podpuścić jak mały chłopiec.
Skąd ten hałas?
Szymański tłumaczył, że nie rozumie tego hałasu wokół jego wypowiedzi. Tym bardziej, że związkowcy wcześniej sami się do niego zgłosili z tą sprawą.
- Zależało mi na tym, aby wyjaśnić ją u podstaw. Musimy zrobić wszystko, żeby konsolidacja, a wiele wskazuje, że ona nastąpi, odbyła się bez najmniejszej szkody dla WZU - mówił "Pomorskiej" Szymański.
Jego zdaniem, decyzję w sprawie włączenia WZU i innych zakładów do grupy Bumar, rząd może podjąć w marcu.
- Zamierzam zaprosić prezesa Bumaru do Grudziądza. Dobrze byłoby, aby tu, na miejscu publicznie wypowiedział się na temat dalszego funkcjonowania WZU - zapewnił poseł Platformy.
Poza tym, zamierza on w czwartek zabrać głos w tej sprawie na forum parlamentu.