Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poseł Maciej Wydrzyński z Twojego Ruchu: - Stęchlizna polityczna jest wszędzie

Adam Willma
Maciej Wydrzyński
Maciej Wydrzyński Adam Willma
Siła koalicji jest taka, że wywołuje zgnuśnienie. Mówiliśmy podczas kampanii, że przewietrzymy korytarze, ale tam nie da się niczego przewietrzyć. Stęchlizna polityczna jest wszechobecna. Rozmowa z Maciejem Wydrzyńskim, posłem Twojego Ruchu

Czytaj: Trzaśnięcie drzwiami jednego posła i Janusz Palikot straci w Sejmie klub [wideo]

- W internecie furorę zrobił filmik, w którym Janusz Palikot tańczy z Anną Grodzką. Tańczył pan?
- Nie. Ani z Januszem Palikotem, ani z Anią Grodzką. Z Anią czułbym się w tańcu trochę nieswojo, bo ona jest wyższa i potężniejsza ode mnie. Przyznam, że nie mam z Anią jakiegoś specjalnie dobrego kontaktu. Nie jesteśmy wrogami, ale nie nadajemy na tych samych falach. Świetny kontakt z Anią ma Robert Biedroń, ale z Robertem też jakoś się nie zbliżyliśmy. Robert jest w kilku grupach międzynarodowych, sporo jeździ po świecie, korzysta z możliwości i spełnia się w tym, więc często nie ma go w Sejmie.

- A pan ile krajów pan zwiedził?- Zaskoczę pana, ale żadnego. Mam problem, bo boję się latać. Miałem propozycję, żeby polecieć do Peru, bo jestem przewodniczącym bilateralnej grupy polsko-peruwiańskiej i w tym przypadku prawie bym się złamał. Zaproponowałem jednak, żeby polecieć klasą ekonomiczną, wówczas moglibyśmy lecieć większą grupą. Okazało się, że nie ma takiej możliwości, bo wszystkie dalekie sejmowe podróże odbywają w klasie biznesowej. Tyle, że taka podróż kosztuje nie 5, ale od razu 20 tysięcy na osobę. Nie miałem ochoty, żeby mi ktoś później wypominał te podróże. - A co pana łączy z Peru?
- Głównie zainteresowania archeologiczne i paleoastronautyczne. Sporo rozmawiałem na temat Peru ze Stanisławem Rakowiczem, toruńskim konsulem honorowym tego kraju.
- Rozmawiacie sobie w grupie bilateralnej o archeologii?
- Nie, wybrano mnie na przewodniczącego, bo mam dużą wiedzę na temat Peru, ludzie mi zaufali.
- Ćwiczycie hiszpański na posiedzeniach?
- Nie znam hiszpańskiego. Nadal znam tylko niemiecki i w razie potrzeby od biedy dogaduję się po angielsku. Okazało się jednak, że niemiecki jest dziś bardzo przydatny. Ludzie, którzy są blisko spraw Ameryki Łacińskiej w większości mówią po niemiecku. Niemiecki z powodzeniem zastępuje mi hiszpański, bo to Niemcy ustanawiają dziś reguły, zwłaszcza w europejskiej gospodarce.
- Kto ma szczęście być szefem komisji polsko-polinezyjskiej?
- Tego nie wiem, bo komisji bilateralnych jest bardzo wiele, mniej więcej tyle ile mamy ambasad. Oprócz peruwiańskiej jestem też wiceprzewodniczącym grupy polsko-kubańskiej i wiceprzewodniczącym grupy polsko-norweskiej. Tę ostatnią uważam za osobisty sukces, bo innym poseł ustąpił mi miejsca, po tym jak zorientował się, że znam Norwegię i prowadziłem tam 5 lat działalność gospodarczą. Z ambasadorem Królestwa Norwegii również możemy rozmawiać po niemiecku.
- To muszą być ciekawe rozmowy.
- Żeby pan wiedział. Ostatnio na grupę polską-norweską przyjechali biznesmeni z Norwegii, pytali nas o możliwości, kontakty, partnerów. Wierzę, że jakieś wspólne inicjatywy z tego powstaną.
- Fajne kontakty. Przydadzą się, gdy już nie będzie pan w Sejmie.
- Nie mówię, że nie. Byłbym obłudny, gdybym powiedział, że nie wykorzystuje się kontaktów. Na pewno takich kontaktów, jakie mam dzięki parlamentowi, w normalnym biznesowym życiu bym nie nawiązał. Kiedyś może się przydadzą.
- Nie zamknął pan biznesu?
- Zapłaciłem wszystkie podatki i zamknąłem. Przekazałem klientów bratu, bo jednak szkoda jest marnować kontakty. Myślałem nawet przez chwilę, żeby jednak równolegle prowadzić biznes, ale to jest bardzo trudne, w praktyce wręcz niemożliwe, bo jak się prowadzi interesy, trzeba im się oddać w całości, na pół gwizdka się nie da. A tu co drugi tydzień trzeba być w Sejmie, trzeba występować, pracować w komisjach. Trzeba też dyżurować w biurach, bo ludzie mają bardzo różne problemy, od błahych na kryminalnych kończąc.
- Żona nie ma pretensji, że pracuje pan za waciki?
- Zgrzeszyłbym, gdybym powiedział, że pracuję za waciki, ale rzeczywiście, inaczej postrzegają pracę w parlamencie ludzie, których dotychczasowa kariera ograniczała się do szkoły czy urzędu. Dla nich dieta poselska jest złapaniem Pana Boga za nogi, chcieliby zostać na Wiejskiej do końca​ życia. Jeśli ktoś, tak jak ja, przyszedł do polityki z biznesu, to patrzy na to trochę inaczej. Nie muszę tu być za wszelką cenę. Osiem tysięcy diety łącznie z dodatkiem za komisję to jest oczywiście sporo, ale w Warszawie życie kosztuje nieporównywalnie więcej niż w Toruniu. Poza tym trzeba się spotkać z kolegami, czasem postawić jakąś wódkę czy obiad, bo inni tez stawiają. A w Warszawie nie wyda się na tę wódkę 20-30 zł tylko od razu 100 czy 200. Takie są realia
- Ile kosztuje schabowy "U Sowy"?
- Nie byłem nigdy "U Sowy", więc mogę spać spokojnie [śmiech]
- To się panu udało. Znajomi przychodzą, żeby załatwił im pan robotę?
- Nie. Może dlatego, że mam lojalnych znajomych, a być może z tego powodu, że zdają sobie sprawę, że jestem posłem opozycyjnym, więc nawet gdybym chciał, moje możliwości w tym względzie są bardzo ograniczone.
- Partia się wam ostatnio mocno rozjechała. Nawet na sali obrad plenarnych siedzi pan w towarzystwie zdrajców.
- Po lewej stronie mam Adama Rybakowicza, który został wierny ideałom, po prawej - Romka Kotlińskiego, który odszedł z klubu.
- Anna Grodzka tez znalazła się w kategorii "zdrajców".
- Poglądy Ani są bardzo lewicowe i tu się z nią trochę mijaliśmy. Tym bardziej, że ona często nie konsultowała z nami tych wygłaszanych przez siebie poglądów. Na koniec jeszcze to przejście do Zielonych... Nasz statut mówi wyraźnie, że wystąpienie z partii jest jednoznaczne z wyjściem z klubu parlamentarnego. Na to nałożyły się niektóre działania Ani, na przykład próby kaptowania naszych posłów do Zielonych.
- Nie rozmawia pan z odszczepieńcami?
- Bez przesady, to są w końcu moi koledzy. Z częścią tych ludzi, którzy odeszli się przyjaźniłem. Trudno, wybrali inną drogę, krążą słuchy, że będą próbowali zakładać inny klub, ale łatwo im nie będzie, bo wśród tych, którzy odeszli jest 3-4 liderów, a to nie rokuje dobrze.
- Zagrały ambicje?
- Na pewno przyczyną nie była osoba Janusza Palikota. Przyczyną były podjazdowe wojenki, różnice charakterów, zmęczenie materiałów.
- Okazało się, że jesteście zbieraniną rekrutów z ochotniczego zaciągu?
- Bo to przecież fakt. Ja też nie miałem wcześniej nic wspólnego z polityka. Nie wydrapałem sobie tej jedynki na liście, nie mam na koncie kariery samorządowej. Cieszę się z tego, bo nadal mogę patrzeć na politykę z dystansem. Widzę w Sejmie tych, którzy w polityce są od dawna, którzy po trupach doszli do tego upragnionego parlamentu. Sporo jest ludzi kompletnie pozbawionych godności i honoru. Przykład pierwszy z brzegu - rozmawiam ze znajomym posłem, umawiamy się, on coś obiecuje. Na drugi dzień spotykam tego człowieka: "Stary, ja coś takiego mówiłem? Coś ci się pomyliło. To nie ja". Takie rzeczy zdarzają się również w biznesie, ale tam taki numer możesz wywinąć tylko raz, bo nikt już nie będzie z tobą współpracował. Jesteś na czarnej liście i koniec.
- A pan miał nadzieję, że w Sejm to miejsce, gdzie spotykają się ludzie honoru?
- Miałem nadzieję, że chociaż dotrzymuje się słowa. Ale interes partyjny jest tu wszystkim.
- To porozmawiajmy o honorze. Publikowanie zdjęć półnagiego kolegi leżącego na podłodze w toalecie to chyba niezbyt honorowa sprawa.
- Ja tych zdjęć nie publikowałem ani ich nie robiłem. Swoją drogą tłumaczenie Kępińskiego w tej sprawie było co najmniej dziwne.
- Tłumaczył, że krew leciała mu z nosa.
- Jeśli nie był pijany, to chyba powinien wiedzieć kto robił mu zdjęcie. Ja bym zapamiętał, kto podaje mi wacik.
- Często widuje pan posłów na podłodze w toalecie?
- O ile się nie mylę to zdjęcie zostało zrobione w toalecie w jego pokoju w hotelu poselskim. Tam nikt przypadkiem nie wszedł. Ale ja z Adamem normalnie rozmawiam. Pracujemy nawet w grupie do spraw przestrzeni kosmicznej.
- Jakiej, przepraszam?! Przecież pan się boi latać.
- Astronomia jest moją pasją od lat. Gdy rozmawialiśmy trzy lata temu, widział pan mój teleskop.​ Akurat ta grupa ma na koncie duże osiągnięcie, bo udało nam się powołać do życia Polską Agencję Kosmiczną.
[
Anna Grodzka wyrzucona z klubu Twojego Ruchu. "Palikot się mnie pozbył" [wideo]](http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20140925/KRAJSWIAT/140929546)

- Wróćmy do sejmowego hotelu. Jakie zdjęcia Wydrzyńskiego mają koledzy w telefonach?
- Kompromitujące? Żadnego, tego jestem pewny. Tym bardziej, że nie mieszkam już w hotelu poselskim.

- No to luzik.
- Mieszkałem przez pół roku, ale tam nie ma warunków do pracy.

- Bo robią zdjęcia w ubikacjach.
- Jeśli ktoś nie daje powodu, to nie wpakuje się w kłopoty. W hotelu po prostu nie ma warunków do pracy. Ludzie imprezują, krzyczą hałasują. Mój kolega Marek Poznański apelował swego czasu, że ludzie w hotelu poselskim bardzo głośno uprawiają seks. Tak to wygląda, bo Sejm to przecież zbieranina różnych ludzi.

- Rozumiem - mieszka pan na co dzień w zacisznym domu jednorodzinnym i nie jest pan przyzwyczajony do takich hałasów.
- Nie jestem przewrażliwiony, ale wolałem wynająć osobne mieszkanie, 200 metrów od parlamentu zresztą. Komfortu zbyt wielkiego tam nie mam, bo mieszkamy we dwójkę z kolegą z Sejmu. Teraz zresztą pojawił się kolejny problem, bo mój sublokator jest w grupie, która odeszła z naszego klubu. Trzeba będzie znowu zmienić miejsce zamieszkania, bo będą pewnie w naszym mieszkaniu spotkania tamtej grupy, a ja nie chciałbym w nich uczestniczyć.

- Proszę bardzo, więc miał pan okazję z bliska przyjrzeć się casusowi kryzysu wiary w Janusza.
- To jest ciekawe zjawisko, bo ten kolega był jednym z najbardziej oddanych żołnierzy Palikota. Mało tego, to jest człowiek, który bardzo dosadnie wyrażał się o tych, którzy odeszli wcześniej. Nie chciał im ręki podawać. I po kilku miesiącach do nich dołączył.

- Teraz czas na pana.
- Honor ponad wszystko. Cztery lata temu dałem słowo Palikotowi, że choćby się paliło, zostanę z nim na tym okręcie.

- Inni też przyrzekali.
- Są ludzie małej wiary, są tacy, którzy nie potrafią sobie radzić z sytuacjami stresu, ale większość chyba chciałaby kontynuować przygodę sejmową. Niestety, sondaże pokazują, że jest słabo i niektórzy się przestraszyli. Cóż, powstaliśmy jako partia o 10, a może nawet 20 lat za wcześnie. Prędzej czy później ludzie docenią to, co zrobiliśmy na scenie politycznej. Polska przecież nam zawdzięcza przełom światopoglądowy. Nadal wierzę, że jesteśmy w stanie ugrać 6-7 procent.

- Pan wierzy, a Leszek Miller działa. I połyka jednego ruchersa [copyright by SLD] za drugim.
- Ci, którzy przeszli do SLD to nie jest jakaś wyjątkowa wartość. Przeszli, bo dostali obietnice dobrego miejsca na liście w wyborach. Tak było również z ostatnim transferem Marka Domaradzkiego. Przecież on miał być usunięty lada dzień, bo jego problem alkoholowy jest tak duży, że nie widziałem czegoś podobnego nawet u ludzi, którzy nie są są przedstawicielami w parlamencie.

- Na sali sejmowej też bywał w takim stanie?
- Zdarzało się. Ale ja nie mam do niego żalu, bo to jest człowiek chory.

- Zwykłych ludzi chorych na takie schorzenie zatrzymuje przy wejściu do zakładu straż przemysłowa i wzywa policję.
- Dlatego bardzo żałuję, że nie wszedł w życie postulat kontroli posłów alkomatem. Okazałoby się, że niemała część parlamentarzystów bywa w Sejmie pod wpływem alkoholu.

- Wróćmy do Janusza Palikota. Niezależnie od pana wiary, jako przywódca poległ z łomotem.
- Popełnił jeden zasadniczy błąd. Wszystkie partie w Polsce są partiami wodzowskimi. Dziś widzę, że w Polsce to jest jedyny możliwy do realizacji model. Tymczasem my - wbrew temu, co o nas pisano - nie byliśmy taką strukturą. Nie było trzymania za mordę, walenia pięścią w stół, nie było wyciągania konsekwencji. Każdy mógł podejść i porozmawiać z Palikotem. Na przykład w PiS na rozmowę z Kaczyńskim musisz umówić się przez Hofmana. Janusz chciał być dobrym szefem, ale danie posłom nadmiaru swobody doprowadziło nas na skraj upadku. Ale mnie Janusz Palikot nigdy nie zawiódł. Zawiodły mnie media, które przedstawiały nas jako happenerów bez pomysłu.

- Hola, hola, w roli happenerów ustawiliście się na własne życzenie. I garściami zgarnialiście czas antenowy.
- Później jednak te happeningi ustały, gdy staliśmy się posłami. Ale nie wiem, czy zechce pan o tym napisać.

- Zechcę.
- Jesteśmy najaktywniejszym klubem poselskim. Napisaliśmy ponad 100 bardzo przydatnych ustaw.

- A pan osobiście nabił ponad 100 interpelacji. O wszystkim - począwszy od węgla, przez uzdrowisko w Ciechocinku, mecz Brazylia-Japonia, po identyfikację ciał w Smoleńsku.
- Źródłem interpelacji są wyborcy. To nie są moje pomysły, które pojawiają się w nocy. Ale tych 100 ustaw to był naprawdę kawał dobrej gospodarczej roboty.

- I gdzie są te ustawy?
- W większości w zamrażarce.

- Szefowa sejmowej zamrażarki odeszła do innej pracy, więc jest szansa, że wyjdą na powietrze.
- Nowy marszałek, Radosław Sikorski obiecał to publicznie Januszowi Palikotowi. Ja jestem tym osobiście zainteresowany, bo "uwalony" został między innymi mój projekt o firmie na próbę. Rozmawiałem na ten temat prywatnie z posłem z rządzącej frakcji, który moją ustawę wcześniej zmieszał z błotem. Przyznał w końcu, że "uwalili" tę ustawę tylko dlatego, że nie wyszła od nich. To jest norma w Sejmie, że ustaw, które wychodzą od opozycji z zasady się nie przyjmuje. Można ewentualnie taką ustawę podkraść.

- ???
- "Uwala" się projekt opozycji, za kilka miesięcy przepracowuje się go w którejś z partii koalicyjnych, zmieniając kilkanaście zdań i wystawia jako swój. Po kilku takich akcjach miałem dosyć. Jeśli nie jesteś w partii rządzącej, nie zmienisz nic. To jest wkurzające, bo siedzisz na tym zielonym fotelu i wiesz, że ludzie oczekują często jakichś drobnych zmian, które można szybko i łatwo wprowadzić. Ale mam wrażenie, że w parlamencie niewielu ludziom na tym zależy. W biznesie człowiek ma przynajmniej satysfakcję, że każdy jego ruch ma przełożenie na rzeczywistość. A tu panuje jakieś odrętwienie. Patrzę na te gadające głowy w telewizji i słucham jak oni mówią o niczym. Politycy mówią jedno, media ogrywają to jak chcą, a obywatel nic z tej zabawy nie ma.

- To może nie trzeba było bawić się w spektakle "Czarni kradną" i "Gandzia pod strzechy", tylko zająć się właśnie tymi małymi rzeczami.
- Tego naprawdę się nie da. Siła koalicji jest taka, że wywołuje zgnuśnienie. Mówiliśmy podczas kampanii, że przewietrzymy korytarze, ale tam nie da się niczego przewietrzyć. Stęchlizna polityczna jest wszechobecna.

- Może Korwinowi się uda. Nie kusił pana powrót do dawnych kompanów?
- To był epizod w moim życiu, przyciągnęły mnie kiedyś ich liberalne poglądy gospodarcze. Ludzie głosują dziś na partię Korwina, bo oni nie są establiszmentem. Na nas chwilowo przestali głosować, bo staliśmy się częścią tej menażerii.

- Z której strony przyjdzie miotła, która nada sens polskiej polityce?
- Najgorsze, że wyborcy przestali wierzyć, że taka zmiana jest możliwa. A oni są przecież jedynym motorem zmian. Jeżeli oni nie zechcą tego zmienić, będziemy w tym tkwili i zapadali się coraz bardziej.

- Bardziej się nie da. Jeśli chodzi o poziom zaufania, poniżej polityków są już tylko szefowie grup przestępczych.
- Zdaję sobie sprawę. I dlatego nie będę opowiadał ludziom bajek, żeby tylko dostać się do władzy. Chociaż przecież mógłbym, bo siedząc w ławach opozycji człowiek może opowiadać cokolwiek, nikt tego nie zweryfikuje. Pewnie gdybyśmy opowiadali bajki, nadal słupki poparcia wskazywałyby nam 10 procent.

- Jest coś przerażającego w tym, co pan mówi. Ta retoryka bezsilności pojawia się u polityków​ władzy, opozycji i u wyborców. Kto w takim razie ma realny wpływ na to, co dzieje się z krajem?
- W centrum każdej władzy jest wielka dziura budżetowa, którą trzeba zapełnić za wszelką cenę. Dlatego władza nie myśli o małym obywatelu, tylko wszelkimi możliwymi sposobami zatyka tę dziurę. Nikt na przykład nie będzie się przejmował ludźmi, których rujnuje się dziś rzekomo nieopłaconą akcyzą za sprowadzone samochody typu pick-up, bo to są konkretne wpływy do budżetu.

- Za 30 lat będzie miał pan długą siwą brodę. Wnuczek wejdzie do internetu, wpisze "Wydrzyński", "Sejm". I co mu wyskoczy?
- ???

- Wyskoczy mu zdjęcie posła Wydrzyńskiego oglądającego gołą babę na służbowym tablecie podczas posiedzenia Sejmu.
- No więc może wreszcie będę mógł to sprostować. Po pierwsze - to było tylko popiersie kobiety i w dodatku można polemizować, czy nagie. Po drugie, jeśli się pan dobrze przyjrzy, przeglądam swój profil na Facebooku, gdzie setki ludzi wklejają swoje informacje bez jakiejkolwiek kontroli. Ale oczywiście stało się to pożywką dla dziennikarzy nie tylko w Sejmie.

- Dla żony nie?
- Żona jest tolerancyjna, wspierała mnie w czasie tej nagonki, widziała, że to żadne porno, portal społecznościowy, a zdjęcie zrobiono w przerwie w obradach Sejmu Tym bardziej, że ja naprawdę nie mam sobie nic do zarzucenia. Ale wracając do pytania. Ja wierzę, że pozostanie po mnie ustawa o "firmie na próbę", którą docenią młodzi ludzie. Da ona im szansę spróbować swoich sił w biznesie, zanim kupią bilet do Anglii i wyjadą do pracy na zmywak.

- Dziękuję za rozmowę. A teraz proszę poprawić krawat, będziemy robić zdjęcia.
- Wiem do czego pan pije.

- Jakoś się przeprosiliście z krawatami.
- Tylko na niektóre okazje.

- Błękitny, czerwony, czarny... Który jest ulubiony?
- Wszystkie lubię. Może za wyjątkiem czerwonego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska