Kiedy w 1968 roku odbywał się festiwal w Woodstock, mieli po trzynaście lat. Kiedy muzyka i wiedza o tym wydarzeniu przedzierała się przez żelazną kurtynę - dojrzewali w systemie totalitarnej szarości, poszukiwali niszy, która zapewniłaby im wolność. Niektórzy znaleźli ją wśród polskich hippisów. Ruch hippisowski rozwijał się w wielu kierunkach, również religijnych, a wielu muzyków rockowych związało się ze wspólnotami chrześcijańskimi, buddyjskimi czy hinduistycznymi. Wystarczy tu wspomnieć Leonarda Cohena czy Van Morrisona.
W drodze do nieba
Do klasztoru benedyktynów w wielkopolskim Lubiniu zapukałem w sobotę. Mieszka i pracuje tu kilkunastu zakonników. Ojciec Maksymilian Nawara prowadzi właśnie szkołę medytacji, do której - sądząc po tablicach rejestracyjnych - przyjechali ludzie z całego kraju. Szkołę zakładał przed laty ojciec Jan Bereza, czyli Mirek ze zdjęcia warszawskich ośmioklasistów. Późniejszy pierwszy fotograf zespołu „Maanam”, hipis praktykujący medytację zen, mnich i autor książek.
Właśnie ukazały się „Posty i tosty” - książka o zwyczajach żywieniowych i postach w chrześcijaństwie, ale także w innych tradycjach religijnych. Autor nie podaje gotowych rozwiązań czy jadłospisów, ale zmusza czytelnika do refleksji nad własnym sposobem odżywiania i inspiruje do przemyślenia na nowo praktyki postu. Sięgając niekiedy do współczesnych badań naukowych potwierdza sensowność wielu dawnych i zapomnianych praktyk. Trwa wielki post, termin wydania książki, zapowiadanej jako bestseller (jest jej współ autorem), okazał się nieprzypadkowy.
Czytaj też: Niektóre sposoby na odchudzanie są naprawdę absurdalne...
Ewa Awdziejczyk, współautorka książki „Tosty i posty” przypomina, że współczesny świat kręci się wokół stołu. Mamy już 29 tys. teorii odchudzania, dwa tysiące diet dostępnych w internecie, a 22 procent kobiet kończy lub rozpoczyna odchudzanie. Końcówka ubiegłego wieku to był prawdziwy szał poszukiwań „cudownej” diety, której praktykowanie niekiedy kończyło się u psychoterapeuty. Autorzy podkreślają indywidualny charakter każdej diety czy postu i potrzebę ich konsultacji nie tylko z kierownikiem duchownym, ale i dietetykiem czy lekarzem. Dzięki temu post może okazać się nie tylko wysiłkiem duchowym, ale i zdrowym sposobem odżywiania.
Muzyka zmienia ludzi
W ubiegłym roku ojciec Jan Bereza obchodził 25-lecie ślubów monastycznych. „Dziś wiem, że niekiedy musimy przejść przez wielką burzę i ciemność, aby zobaczyć, kim jesteśmy naprawdę” - napisał na pamiątkowym obrazku. „Dziś wiem, że musimy czasem dotknąć bram piekła, aby dojść do nieba”.
W towarzystwie ojca Jana Berezy byłoby dobrze obejrzeć, goszczący od kilku dni na ekranach kin, film „Zew wolności” o fenomenie muzyki rockowej w Polsce. Brytyjski dziennikarz muzyczny pyta w nim m.in. Tomka Lipińskiego (kolegi ze zdjęcia ojca Jana) z „Tiltu”, czy muzyka może zmieniać historię? - Muzyka zmienia ludzi, a oni zmieniają historię - uśmiecha się Lipiński.
- W filmie występują ludzie, z którymi się przyjaźniłem i nadal przyjaźnię - mówi ojciec Bereza.
Bereza do fryzjera!
Czytaj też: Toyota Rafała Blechacza
Kumple poszli do liceum, a on do technikum fotochemicznego, z którego szczególnie zapamiętał lekcje przysposobienia obronnego. Nauczyciel zwykle na początku zajęć rzucał komendę: „Baaaczność! Spocznij. Bereza do fryzjera!”
- A włosy leżały mi tylko trochę na uszach - śmieje się serdecznie.
Było tak. Włosy odrastały w czasie wakacji. We wrześniu w szkole miał wiele nieobecności, gdyż wychowawczyni zwykle wpisywała do dziennika: „Bereza ma się ostrzyc”. No i każdy nauczyciel sprawdzał, czy to zrobił. Walczył cały wrzesień. Nieobecności rosły. Później się poddawał i dla świętego spokoju obcinał ze 2 cm włosów. Nie zawsze to wystarczało. Pielęgnował w sobie wolność, także słuchając muzyki.
Zdarte płyty
- Zachodnie płyty były w tamtych czasach czymś wyjątkowym. Marzeniem był magnetofon szpulowy, kasetowy to już inna epoka (na archiwalnych taśmach z Jarocina, przedstawionych w filmie „Zew wolności” widać młodych ludzi, którzy w czasie koncertów nagrywali muzykę na swoje Kasprzaki produkowane w Polsce na licencji Grundiga). - Kolega miał płytę brytyjskiej grupy rockowej „Deep Purple”. Chodziliśmy do niego prawie codziennie, aby jej słuchać - wspomina ojciec Jan.
Do dziś rocka słucha w samochodzie (-Trudniej zasnąć w czasie jazdy przy takiej muzyce - żartuje), a ostatnio był na koncercie „Ten Years After”, która dała się poznać na festiwalu Woodstock w 1968 roku. Koncercie, który zorganizował znajomy z dawnych lat.
Kosmonauci i „dzwony”
- Technikum fototechniczne nosiło imię Jurija Gagarina - wspomina. - Kiedy do Warszawy przyjeżdżał z wizytą jakiś radziecki kosmonauta, to tacy jak ja byli wysyłani najpierw do fryzjera, a później próbowano nas skłonić do zakładania szkolnych garniturków czy przynajmniej białych koszul. Próbowałem zastępować je białym swetrem, ale to nie przechodziło. Rzadko więc widziałem radzieckie gwiazdy.
Czytaj też: Kobiety i coś więcej
Hipisowska moda charakteryzowała się kolorowymi strojami. Najmodniejsze spodnie w tamtych czasach miały rozszerzane nogawki - tzw. „dzwony”.
- Mama była krawcową i szyła mi wszystko, o co poprosiłem - zakonnik wraca do wspomnień. - Także spodnie w kwiatki, ale w nich nie mogłem chodzić do szkoły, bo spodnie musiały być przepisowo granatowe. No to nosiłem granatowe, ale „dzwony”.
Kiedyś matematyczka o wdzięcznym przezwisku „Szczurek” powiedziała mu: „Bereza, nie mogę patrzeć na to, co piszesz na tablicy, bo całą moją uwagę przyciągają twoje spodnie”...
Bezmięsny jadłospis
Opowiada, że - jak większość Polaków - był przeciwnikiem dyktatury proletariatu, choć pochodził z rodziny robotniczej. Ruch hippisowski opierał się na pacyfizmie, to była ich wolność. Natomiast dzięki wychowaniu w rodzinie katolickiej nie miał proble-mów z przestrzeganiem postów.
- Mama opowiadała, że przed wojną, nim rozpoczął się wielki post, szorowało się garnki, by nie został w nich ślad tłuszczu - opowiada ojciec Jan. - Idee pacyfistyczne skłoniły mnie do prób z dietą bezmięsną. A studia filozoficzne na Akademii Teologii Katolickiej przekonały do praktyk postnych. Chrześcijaństwo, islam, buddyzm bardzo podkreślają rolę diety w jadłospisie. Kiedy wydawnictwo „Znak” zaproponowało mi udział w pisaniu książki „Posty i tosty”, zgodziłem się, miałem w tym zakresie pewne doświadczenie i wiedzę.
Dietę wegetariańską musiał przerwać, kiedy z wirusowym zapaleniem wątroby trafił do szpitala. - Tam mnie skrzyczeli, że nie jadam mięsa, a do odbudowy wątroby potrzebne jest białko. Zacząłem jeść mięso, choć i tak w ograniczonej ilości. Później jednak dowiedziałem się, od młodszych lekarzy, że w naszym klimacie powinno się jadać trochę mięsa, ale jeśli ktoś ma chorą wątrobę, to nie jest to wskazane, bo białko roślinne jest bardziej przyswajalne. Produkty sojowe mają go więcej niż mięso. Wciąż u nas pokutuje XIX wieczna teoria białkowa
Skandale seksualne
- W regule świętego Benedykta znajduje się zapis, żeby nie spożywać mięsa chyba, że mnich jest chory. Do dziś w polskich zakonach mięsa nie jedzą kameduli i karmelitanki bose - mówi ojciec Jan Bereza. - Ojcowie pustyni, pierwsi mnisi chrześcijańscy, zalecali, aby nie jadać mięsa. Jeden z nich mówił wprost, że kto się najadł do syta i rozmawiał z chłopcem, to już w myśli popełnił z nim grzech nieczysty.
Stąd refleksja: gdyby duchowni częściej pościli, jedli mniej mięsa, które - zdaniem wielu - pobudza energię seksualną, to może byłoby mniej skandali seksualnych w Kościele?
Może warto tu dodać, że w islamie i innych tradycjach post dotyczy także powstrzymania się od współżycia seksualnego.
- Trzeba zrozumieć jedność psychofizyczną człowieka - tłumaczy ojciec Jan. - To, co jemy, wpływa na nasze ciało i ducha, także na nasze emocje. Bardziej ociężale myśli się i działa z pełnym żołądkiem, a zupełnie inaczej w czasie diety jarskiej. Jednak, jeśli nasza dieta nie jest motywowana religijnie, to zwykle mamy większe trudności, żeby w niej wytrwać.
Zdjęcia i rock’n’roll
Z ruchem hipisowskim sympatyzuje do dziś. Kiedy przed laty hippisi z księdzem Andrzejem Szpakiem byli w klasztorze franciszkanów, przyjechał do nich i opowiadał o medytacji. Był pierwszym fotografem zespołu „Maanam”. Jego zdjęcia można znaleźć w albumach Kory. O swoich fotografiach usłyszał: - „Robisz dobre zdjęcia, bo czujesz tę muzykę”. Niedawno ukazała się książka Kamila Sipowicza (obecnego partnera Kory) zatytułowana „Hippisi PRL”. Znajduje się tam kilka zdjęć wykonanych przez ojca Jana.
Wcześniej słuchał muzyki zespołu „Osjan”. Przyjaźni się z Johnem Porterem, który praktykował buddyzm zen w tradycji koreańskiej.
- Buddyzm i medytacje zostawiły ślad w muzyce wielu twórców - opowiada ojciec Bereza. - To prawie temat na książkę. - W klasztorze buddyjskim zamknął się na siedem lat i praktykował zen Leonard Cohen. Płyta Van Morrisona „Oświecenie” nawiązuje również do ZEN, hinduizm słychać u Beatlesów. Cały „Osjan” (poza Markiem Jackowskim) praktykował buddyzm i zen.
Czytaj też: Kapłanka fado
W książce „Posty i tosty” pisze, że „wiele europejskich stolic zmienia swój normalny rytm życia w dniu, w którym rozpoczyna się muzułmański post - ramadan. Miasta zmieniają się nie dlatego, że jest tam tak wielu wyznawców islamu, ale dlatego, że dostrzega się ich brak. Wolą praktykować post w swoim kraju, chociażby dlatego, że europejskie restauracje zamykane są w chwili, kiedy oni mogą przerwać ścisły post”.
Liczy się tylko miłość
Kiedy ojciec Bereza założył swoje konto na Facebooku, odnaleźli go koledzy z młodości. - Do klasztoru przyjeżdżają przyjaciele z tamtych lat, szanowani muzycy, biznesmeni - opowiada ojciec Jan. - Razem zaczynaliśmy praktykować medytację. A kiedy biorę udział w spotkaniach międzyreligijnych, to również spotykam ludzi, którzy mają odmienne poglądy na wiele spraw, ale są to przyjaciele sprzed lat i łatwiej się z nimi rozmawia.
„Dziś wiem, że trzeba niekiedy upaść, aby powrócić. Dziś wiem, że liczy się tylko Miłość” - napisał ojciec Jan.
