https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Potomkowie świata snów

Michał Woźniak
Michał Wo?niak
Już pierwsze chwile w Alice Springs, usytuowanym w samym sercu Australii miasteczku, pokazują, czym jest życie w tym miejscu. Mimo że dochodzi godzina 17, wystawiony na słońce termometr wskazuje 78 stopni Celsjusza!

     Gdyby nie wszechobecna klimatyzacja biały człowiek nie miałby szans na przeżycie. Zabójczy klimat w ogóle zdaje się jednak nie przeszkadzać aborygenom - rdzennym mieszkańcom tych terenów. To jedno z niewielu terytoriów kontynentu, gdzie czarni jak smoła tubylcy mogą z wyższością spojrzeć na spoconych, zmęczonych emigrantów ze wszystkich stron świata.
     W wielkich miastach**- Sydney, Melbourne czy Brisbane wciąż traktowani są jak zwierzęta, choć coraz większą popularnością cieszy się ich sztuka - zwłaszcza zaś tradycyjne malarstwo na korze, które osiąga dziś niebotyczne ceny. Nikt też nie potrafi wyobrazić sobie Australii bez kolejnego aborygeńskiego wynalazku - bumerangu...
     - Wiesz, skąd się wzięły bumerangi? - pyta Andrzej Janczewski, mieszkający w Melbourne artysta plastyk, emigrant z podbydgoskiego Łabiszyna. - Na pustyni panują potworne upały. Więc trzeba było znaleźć skuteczną broń, która zabiłaby zwierzę lub w przypadku chybienia powróciła do właściciela. Pobiegaj sobie w 60-stopniowym upale, to pewnie jeszcze ciekawsze rzeczy wymyślisz!
     
W świecie snów
     Przed pojawieniem się białego człowieka rdzenna ludność Australii żyła w idealnej harmonii z naturą. Mimo że ich cywilizacja niewiele zmieniła się od czasów epoki kamiennej, stworzyli niesamowity świat magii, pełen duchów i świętych miejsc. W świecie snów**- jak określają go aborygeni - przebywają duchy przodków, zwierząt, skał czy roślin. W tym świecie żyją też duchy wielkich praprzodków, którzy stworzyli świat i wszystko co się w nim znajduje. Mimo coraz większych wpływów cywilizacji tubylcy wciąż potrafią kontaktować się ze światem duchów, nie potrzebują nawet do tego halucynogenów czy innych środków wprawiających w trans!
     - Jedziemy jeepem w okolicach Darwin, na północy Australii - wspomina Andrzej. - To ostatnie terytoria, gdzie aborygeni żyją według dawnej tradycji. Towarzyszy mi Malcolm, zdolny plastyk, aborygen z tych właśnie stron. W pewnej chwili nakazał zatrzymać auto. "Właśnie zmarła moja ciotka". Przyjąłem to z niedowierzaniem. Skąd możesz o tym wiedzieć? "Przyszła do mnie i to powiedziała". Odruchowo spojrzałem na zegarek. Było dość późno, nas zaś czekała długa droga. Przez kolejne kilka godzin Malcolm siedział markotny, milczący. Nad ranem dojechaliśmy do jego rodzinnej wioski. Tam pierwszą wiadomością była właśnie ta, o śmierci ciotki, z którą mój przyjaciel był bardzo mocno związany. Byłem w szoku.
     Podczas rytualnych obrzędów poświęconych zmarłym aborygeni malują swe ciała na biało. - To właśnie stanowiło największą przeszkodę w pierwszych kontaktach z białym człowiekiem - dodaje Andrzej. - Tubylcy traktowali białych przybyszów jak zmarłych przodków, częściej jednak utożsamiano ich ze złymi duchami. Jak się później okazało, obawy nie były bezpodstawne. Takiego systemu ludobójstwa i psychicznego znęcania się nad człowiekiem, jaki jeszcze kilkanaście lat temu panował w Australii, nie wymyślili nawet hitlerowcy!
     Ukradzione pokolenie
     
Zasiedlenie Australii przez Europejczyków nastąpiło w 1788 roku. Największe imperium ówczesnego świata - Wielka Brytania poszukiwała nowych terenów, gdzie mogłyby powstać więzienia dla nieprawomyślnych i groźnych przeciwników monarchii. Antypody nadawały się do tego znakomicie.
     Już pierwsze lata wspólnego życia pokazały tubylcom, do czego zdolni są przedstawiciele zachodniej cywilizacji. Przybysze z Europy zasiedlali coraz większe połacie ziemi, wysiedlając siłą pierwotnych właścicieli. Aborygeni próbowali się bronić, jednak wyposażeni w bumerangi, łuki i proce z kamiennymi pociskami niewiele byli w stanie zdziałać. W końcu wycofali się na tereny, które białym wydawały się zupełnie nieatrakcyjne.
     Biali jednak nie próżnowali. Uznając swą wyższość nad prymitywnym ludem postanowili ucywilizować go według własnych kanonów. Na początku XX wieku powstała ustawa "O segregacji i ochronie aborygenów". Jeden z najważniejszych punktów ograniczył prawa aborygenów do posiadania ziemi i szukania pracy. Kolejny dokument - "Ordynacja aborygeńska" z 1918 roku ostatecznie pokazał, do czego zdolni są przedstawiciele zachodniej cywilizacji. Ordynacja nakazała odbieranie matkom dzieci "o ile tylko zajdzie podejrzenie, że ojciec nie był aborygenem". To prawo skrzętnie wykorzystywane było jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych! Dzieci trafiały zaś do "domów dziecka" lub rodzin zastępczych, faktycznie zaś umieszczane były w obozach pracy, wykorzystywane do eksperymentów medycznych. Z czasem aborygeni zaczęli mówić o zabranych dzieciach "ukradzione pokolenie".
     Bici, gwałceni, mordowani...
     
Musiało minąć jednak wiele lat, by o niechlubnym procederze usłyszał świat. Przyczyniły się do tego wieloletnie demonstracje tubylców pod gmachem parlamentu w stolicy Australii - Canberze. Aborygeni domagali się oficjalnych przeprosin i przywrócenia im pełnych praw obywatelskich. Przy okazji całemu światu opowiadali o swym losie.
     - Zabraliśmy was z rodzinnych domów dla waszego dobra - tłumaczyli biali. Chcemy zapewnić wam dostęp do edukacji, stworzyć szanse rozwoju, którego nigdy nie osiągniecie w waszych wioskach. A jak było naprawdę? Zrobiono z nas kaleki - pozbawiono korzeni, miłości, tożsamości. Dlaczego nie mówi się o dzieciach, które odebrane rodzinom trafiły do obozów koncentracyjnych na obrzeżach wielkich metropolii? Niech cały świat pozna prawdę - jak zmuszano nas do przerastającej dziecięce siły pracy, jak buszowaliśmy po śmietnikach szukając czegokolwiek do zjedzenia. Ile dziewcząt zostało zgwałconych, zamordowanych podczas pseudomedycznych doświadczeń?
     - Zabrali mnie z domu, kiedy miałam 3 lata. Podobno miałam szczęście - trafiłam do rodziny zastępczej. Faktycznie, mogłam się uczyć. Marzyłam, by zostać pielęgniarką. Kiedy przyznałam się do tego mojemu szkolnemu wychowawcy, ten odparł tylko, że jestem czarną dziwką i mogę najwyżej oporządzać krowy albo owce. Uparłam się, co roku na moim świadectwie były najwyższe oceny. Zamiast pochwał słyszałam tylko, że tracę czas. I tak moim jedynym zadaniem będzie usługiwanie białym i ścisłe wykonywanie ich poleceń - jak głupie by nie były. Czułam się jak śmieć! - wspomina jedna z uczestniczek wiecu.
     Młody, zdolny, cenny
     
Krótko przed północą ląduję w gościnnym domu Andrzeja i Grażyny Janczewskich w Melbourne. Na rozgrzanej blasze barbeque przypiekają się przepiórki i steki wołowe. Dopiero po chwili widzę, że mają jeszcze jednego gościa - prawdziwego, choć nieco już cywilizowanego aborygena. - To plastyk, od kilku tygodni tworzy w mojej pracowni. Niedługo będzie bardzo sławny, jego obrazy będą kosztować dziesiątki tysięcy dolarów.
     Ocenia się, że w wyniku "akcji asymilacyjnej" aborygeńskim rodzinom odebrano od 2 do 7 tysięcy dzieci. Do oficjalnych przeprosin ze strony rządu australijskiego doszło dopiero we wrześniu 1999 roku, jednak już od połowy lat 70. rząd próbował zadośćuczynić wyrządzone krzywdy przyznając dożywotnie renty. Stały przypływ gotówki doprowadził do zupełnej demoralizacji, alkoholizmu, narkomanii. Kiedy brakowało pieniędzy, aborygeni nie wahali się przed rozbojami na białych Australijczykach. To tylko pogłębiało przepaść między obydwiema grupami.
     W magicznym świecie aborygenów nic nie dzieje się przypadkowo. Nie mająca wyraźnej przyczyny przedwczesna śmierć, krzywda, choroba - to efekt działania duchów i magii stosowanej przez nieprzyjaciół. Aborygeńscy szamani potrafią ugodzić swą ofiarę na odległość - rzucając w jej kierunku kością i wypowiadając jednocześnie zaklęcia.

Wybrane dla Ciebie

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Poniemiecki schron odkopany po 80 latach pod Grudziądzem. Zobacz, co jest w środku

Poniemiecki schron odkopany po 80 latach pod Grudziądzem. Zobacz, co jest w środku

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska