Wiesław Chojnowski jest młodym rolnikiem. Mieszka w Sumówku, wsi w gminie Zbiczno. Gospodaruje na 32 hektarach. Znaczna część jego ziemi sąsiaduje z lasem. A las, to nie tylko połacie pięknych drzew, ale także
jego mieszkańcy
I to z nimi od lat pan Wiesław ma coraz większe kłopoty.
- Mój teren znajduje się pod lasem. Ale z tego pięknego położenia mam więcej problemów niż radości. Powodem są liczne szkody powodowane przez leśną zwierzynę, określane jako szkody łowieckie. To problem, narastający z roku na rok. Lubię las i zwierzęta, które w nim mieszkają. Ale nie wiem, jak poradzić sobie z dewastacją pól uprawnych. Zwierząt leśnych przybywa, lasów także. Tylko co mają zrobić rolnicy, tacy jak ja, których treny stają się jadłodajnią dla dzików czy jeleni? Oczywiście nie mam pretensji właśnie do nich, bo idą tam, gdzie mogą żerować na uprawach, które im smakują. Mam jednak spore zastrzeżenia do ludzi, którzy poniesione przez rolników straty później szacują - opowiada gospodarz z Sumówka.
Wykonawcami tych czynności są wytypowani członkowie kół łowieckich, ludzie w jakimś stopniu zainteresowani jak największym "pogłowiem" zwierząt w lasach. Powstaje więc pytanie, czy osoby takie są w stanie
zupełnie uczciwie
i obiektywnie oceniać rodzaj, wielkość szkód wiarygodnie sporządzać ich wycenę? Wielu rolników ma co do tego wątpliwości.
- Mało tego. Myśliwi przychodzą do poszkodowanego rolnika w cztery osoby, a rolnicy nie mają żadnego swojego przedstawiciela. Jeden gospodarz drugiemu nie chce świadczyć co do poniesionych szkód, bo się boi, że jak do niego przyjdą to w jakimś sensie się zemszczą. Była nowa ustawa mająca te sprawy uregulować. Chodziło o to, że w komisji taksującej zniszczenia razem z myśliwymi mieli być także obecni przedstawiciele izb rolniczych. Sam, jako przewodniczący powiatowych izb rolniczych uczestniczyłem w pracach tych kół. Niestety, niewiele dobrego z tego wynikło. Odnoszę wrażenie, że ludzie lasu od samego początku starali się zdyskredytować kompetencje rolników. Pytam się, czy człowiek z miasta, chodzący po lesie z flintą ma jakieś pojęcie i doświadczenie w sprawach rolniczych? Nie mamy więc żadnego oparcia w ludziach znających się na problemach strat ponoszonych w uprawach z powodu penetrowania ich przez leśną zwierzynę - szczegółowo relacjonuje Wiesław Chojnowski.
W przypadku, kiedy rolnik stanowczo nie zgadza się z wysokością wycenionego przez koło łowieckie odszkodowania - może sprawę oddać do sądu. Większość poszkodowanych jednak
drogi sądowej unika
Wiąże się to z niezwykle długą, żmudną i kosztowną procedurą jakiej rolnik się boi i zwyczajnie w natłoku pracy nie ma na nią czasu.
Gminy dzierżawią swoje tereny kołom łowieckim. Jeśli zaistnieje przypadek, że od dłuższego czasu rolnicy skarżą się na ich nieodpowiednią działalność, gmina może wypowiedzieć taką dzierżawę.
- Przez lata nie spotkałem się z taką postawą gmin. Może też dlatego, że wielu przedstawicieli władz gminnych jest myśliwymi? Sam słyszałem, jak tacy panowie oburzali się, że chłopi specjalnie pod lasem sieją kukurydzę żeby wyłudzić odszkodowanie! Pytam, gdzie mam ją siać kiedy posiadam pola wyłącznie położone pod lasem? Takie postępowanie uważam za wysoce krzywdzące nas, rolników - kontynuuje pan Wiesław.
Jak wybrnąć
z tego impasu? Poszkodowani uważają, że straty poniesione przez nich za skutek żerowania na polach leśnej zwierzyny powinny być w inny sposób taksowane. Nie przez koła łowieckie, bo trudno od nich oczekiwać obiektywności, tylko inne organizacje ubezpieczeniowe. Zaś koła łowieckie i ponoszący straty rolnicy w tych przypadkach mogą być stronami. Wówczas nawet ostateczne odwołanie się do sądu będzie miało inny, bardziej wiarygodny wymiar.
- W łowiectwie mamy zasady gospodarki leśnej.
Nadmiar zwierzyny
powinien być przez myśliwych eliminowany i te plany są zwykle wykonywane. To nie jest tak, jak niektórzy myślą, że jest to puszczone na żywioł. Zawsze będzie różnica zdań pomiędzy rolnikami, którzy z powodu leśnej zwierzyny są poszkodowani, a myśliwymi szacującymi szkody. Poszkodowanym rolnikom zawsze należy współczuć i pomagać na tyle, na ile prawo dopuszcza. I my staramy się to robić. Wiem, że pewne niedoskonałości w tym względzie występują. Ale po to są działacze i politycy, aby istniejące przepisy udoskonalać. Sam popieram wszelkie ruchy mające na celu usprawnienie tych procedur - mówi Krzysztof Jasieniecki, myśliwy z gminy Zbiczno.