Los nie oszczędzał pani Heleny. Pochodzi z Bistuszowej koło Ryglic. Dwa lata po ślubie - w 1941 roku pochowała męża. Została sama z siedmiomiesięcznym synem. Z narażeniem życia pełniła rolę łączniczki w AK, za co przyznano jej tytuł kombatanta w randze podporucznika.
Po wojnie wyszła ponownie za mąż i zamieszkała w Tarnowie. - Przetrwałam Hitlera i Stalina, czasy okupacji niemieckiej i sowieckiej. Walczyłam o wolną Polskę, a teraz urzędnicy potraktowali mnie tak bezdusznie - kręci głową z niedowierzaniem.
Od lekarza do lekarza
Kobieta z pomocą 79-letniego syna postanowiła wyrobić sobie legitymację inwalidy. Wydane w 1993 roku zaświadczenie o przyznanej I grupę inwalidzkiej mocno się już bowiem podniszczyło. - Udaliśmy się do ZUS-u, gdzie znajduje się komplet dokumentacji chorobowej, na podstawie której od ponad 25 lat wypłacane są mamie świadczenia. Tam okazało się, że nam takiego dokumentu nie wystawią, bo jest to obecnie w gestii Miejskiego Zespołu do spraw Orzekania o Niepełnosprawności - opowiada Andrzej Zassowski, syn.
Jakież było ich zdziwienie, kiedy urzędnicy, poza wnioskiem o wydanie legitymacji, zażyczyli od pani Heleny dostarczenia dokumentacji chorobowej. Co gorsza nie tylko tej, na podstawie której otrzymała uprawnienia inwalidzkie, ale - pod rygorem nie rozpatrywania sprawy - również masy badań na temat aktualnego stanu zdrowia. Na ich wykonanie wyznaczono jej... trzy tygodnie. - Rozpoczęła się nasza wędrówka po lekarzach i wystawanie w kolejkach na szpitalnych korytarzach. Zaczynając od ortopedy odwiedziliśmy kolejno: kardiologa, naczyniowca i rentgenologa. Na koniec pojawiliśmy się u lekarki rodzinnej mamy, która napisała dosadnie, że pacjentka z racji wieku nie powinna stawać osobiście przed komisją, bo chodzi przecież o zwykłą formalność. Stan zdrowia mamy z pewnością się nie poprawił w stosunku tego, co stwierdzono komisyjnie już w 1993 roku, a z racji wieku stopniowo pogarszał - opowiada Andrzej Zassowski.
Gorzej niż w PRL-u
Tarnowianka początkiem lat 90-tych przeszła dwie skomplikowane operacje, będące skutkiem poważnego złamania kości biodrowej. 6 lat temu kardiolodzy zdiagnozowali u niej tętniaka na aorcie, nie nadającego się do operacji ze względu na ryzyko, że kobieta może się nie wybudzić z narkozy. - Całe te hece z kompletowaniem wyników badań to jedna wielka paranoja. Mam już swoje lata i zdaję sobie sprawę z tego, że długo po tym świecie nie pochodzę. No chyba, że jestem w błędzie i komisja uzna, że nagle ozdrowiałam - mówi 97-latka.
Czy wiek i posiadana I grupa inwalidztwa, sygnowana przez ZUS, nie były wystarczające, aby wydać pani Helenie legitymację inwalidy? - Orzeczenie organu orzecznictwa rentowego - w przedmiotowej sprawie ZUS - nie stanowi podstawy do wydania takiej legitymacji - tłumaczy MZoN w Tarnowie, w przesłanej nam odpowiedzi. Urzędnicy twierdzą, że dokumentacja medyczna wraz z wnioskiem były niezbędne do tego, aby można było wszcząć takie postępowanie. Ich zdaniem nie ma podstawy prawnej, aby wystąpić do ZUS o przekazanie dokumentów, na podstawie których kobiecie przyznano I grupę.
Z tym z kolei nie zgadza się Anna Szaniawska, regionalny rzecznik ZUS w Krakowie.
- Miejski zespół mógł zwrócić się do ZUS o udostępnienie kopii orzeczenia potwierdzającego zaliczenie pani Heleny do jednej z grup inwalidów. Mówi o tym obwieszczenie ministra rodziny, pracy i polityki socjalnej z października ubiegłego roku- precyzuje.
Marnym pocieszeniem dla 97-latki jest łaskawy gest urzędników, że skoro już dostarczyła całą dokumentację, nie musi osobiście stawiać na posiedzeniu komisji. W kontekście całej sprawy uzasadnienie zakrawa na ironię: „To standardowe postępowanie w przypadku osób starszych czy schorowanych, które mogą mieć problem z dotarciem na posiedzenie”.
FLESZ: Koniec papierowego L4. Twoje zwolnienie w internecie
ZOBACZ KONIECZNIE
