
- Po przybyciu pierwszych jednostek pożar był już widoczny na dachu. W trakcie przyjechali funkcjonariusze z drabiną z Bydgoszczy (40 metrową) oraz kolejni z podnośnikiem z Inowrocławia (też 40 m). Oczywiście wcześniej pracowaliśmy na podnośniku ze Żnina (25 metrów).

- Akcja prowadzona z ziemi nie miała szans dotrzeć na dach. Nie sposób było dosięgnąć. Chociaż wiadomo, że miejscowi strażacy robili, co w ich mocy. Od razu też weszli do środka świątyni w aparatach do ochrony dróg oddechowych.

Zdążyli wynieść tabernakulum, ale później sytuacja zaczęła się robić niebezpieczna dla ich zdrowia i życia, wieże zaczęły się palić i walić, dlatego zarządziliśmy wycofanie się.

- Dodatkowo akcję ratunkową utrudniało to, że wokół kościoła nie ma przejazdu. Praca odbywać się więc mogła praktycznie od ulicy (wokół jest cmentarz, dalej jezioro).