Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożegnali produkcję mleka i nie żałują. Strat nie ma, rodzina zyskała

Lucyna Talaśka-Klich
Przez miesiąc Piotr Pawlikowski kalkulował, zastanawiał się, konsultował z rodziną, by wreszcie zdecydować o zmianie profilu produkcji. Dziś wie, że zrobił dobrze.

 

- To była bardzo trudna decyzja - wspomina Piotr Pawlikowski, który w Łążynie (gm. Zławieś Wielka, pow. toruński) prowadzi 62 -hektarowe, rodzinne gospodarstwo, utworzone w 1926 roku przez jego pradziadka. - Mąż przez miesiąc bił się z myślami - potwierdza jego żona Elżbieta. - Wyliczał, co bardziej się nam opłaci, prowadziliśmy długie rozmowy.

 

- Kiedy już byłem pewien, że na produkcji roślinnej zyskam więcej niż na produkcji mleka, miałem przed sobą najtrudniejsze zadanie - powiedzieć o tym tacie - dodaje pan Piotr. 

 

I rzeczywiście, szczególnie dla gospodarza -seniora to była niepokojąca wiadomość. - Dla mamy Haliny także, bo w czasie gdy oni prowadzili gospodarstwo, zwierzęta zawsze w nim  były - mówi Piotr Pawlikowski. - Wszystkiego było po trochu - potwierdza Halina Pawlikowska. - Świnie, krowy, a nawet owce. W latach 70-tych, przez kilka lat, mieliśmy niewielkie stadko  owiec, wtedy ta produkcja się opłacała. 

 

Tych zwierząt nie mają od dawna, z trzodą chlewną pożegnali się w 2008 roku. Potem specjalizowali się w produkcji mleka.

 

Niska cena mleka przelała czarę goryczy

- Do 2015 roku mieliśmy około trzydziestu krów mlecznych - mówi pan Piotr. - Dwa lata temu była bardzo niska cena mleka w skupie, branża przeżywała kryzys. Wtedy zdecydowaliśmy o zmianie profilu produkcji.

 

Gospodarze przyznają jednak, że to nie kryzys w mleczarstwie aż tak bardzo ich zniechęcił. - Z moich wyliczeń wynikało, że nawet w niezbyt dobrym dla produkcji roślinnej roku, uprawiając na przykład zboża, rzepak, kukurydzę i buraki, mogę uzyskać lepszy dochód niż zajmując się produkcją mleka - wyjaśnia rolnik. - Doszedłem do wniosku, że przez obory „przepływa” dużo pieniędzy, ale rolnikom niewiele z tego pozostaje w portfelach. W produkcji roślinnej finansowo jest łatwiej. 

Przeczytaj też: Maliny są o 1/4 tańsze niż przed rokiem, za to borówka podrożała

 

- Poza tym produkcja mleka jest wciąż bardzo pracochłonna - dodaje Elżbieta Pawlikowska.  On, z wykształcenia zootechnik (uczył się w Gronowie, studiował w Olsztynie, potem w Bydgoszczy) wiedział jak fachowo zająć się zwierzętami, co zrobić by były zdrowe. Krowy w ich stadzie osiągały wydajność 8-8,5 tys. litrów rocznie. - Może gdyby ta wydajność była wyższa, albo krów było więcej, to produkcja mleka mogłaby się nam bardziej opłacać - dodaje. 

 

Odbudowali po pożarze

Jednak po zdarzeniu sprzed kilku lat, nie chcieli już rozwijać produkcji mleka. - W 2013 roku w naszej oborze wybuchł pożar - wspomina pani Elżbieta. - Dzięki pomocy  sąsiadów i rodziny udało się uratować niemal wszystkie zwierzęta - dodaje. Jednak koszty odbudowania obory były duże. - Niepotrzebnie się na to zdecydowaliśmy - uważa pan Piotr. - Dużo nas to wówczas kosztowało, a już wtedy mogliśmy zrezygnować z produkcji mleka. 

Pożegnali produkcję mleka i nie żałują. Strat nie ma, rodzina zyskała

Piotr Pawlikowski uprawia między innymi zboża. Te ozime dobrze przetrwały zimę i chłodną wiosnę

__________________________________________________________________________

Obora zamieniona w magazyn

- Informację o zmianie profilu produkcji, wbrew naszym obawom, rodzice przyjęli dosyć dobrze - przyznają obecni gospodarze. - Może dlatego, że tata lubi jak się coś dzieje i widać tego pozytywne efekty.

 

Dziś w gospodarstwie Pawlikowskich rośnie kukurydza (na 25 ha), buraki cukrowe (15 ha), pszenica (14 ha) i rzepak (8 ha). - Plony zapowiadają się dosyć dobrze - twierdzi pan Piotr. - Co  prawda wiosna była bardzo chłodna, na przykład buraki tym razem sialiśmy późno, ale przyroda nadrabia zaległości. Na szczęście  wilgoci w tym roku jest pod dostatkiem.

 

A jeśli w takich warunkach plony będą większe niż w poprzednich latach i dojdzie do nadprodukcji? Albo, jeśli opadów będzie tym razem za dużo i rolnicy znowu poniosą straty?

 

- Powiem coś niepopularnego - produkcja pod  chmurką zawsze wiązała się z dużym ryzykiem i to się na pewno nie zmieni, ale zmieniły się oczekiwania polskich rolników - mówi gospodarz z Łążyna. - Niektórzy oczekują pomocy od państwa, bo zdążyli się do tego przyzwyczaić. A przecież plony są dziś znacznie lepiej zabezpieczone przed stratami niż na przykład dwadzieścia lat temu. Czy ktoś się wtedy przejmował, że grad zniszczył rolnikowi plony?

 

Wie, że nie wie wszystkiego

Piotr Pawlikowski lubi się uczyć, wiedzę na temat rolnictwa ma sporą, więc przed laty dał się namówić doradcy rolnemu, by wystartować w olimpiadzie wiedzy rolniczej. Potem brał w nich udział jeszcze kilkukrotnie. Największy sukces odniósł w 2010  roku, gdy zajął pierwsze miejsce w etapie wojewódzkim olimpiady. - Ale nie uważam się za eksperta w rolnictwie! - podkreśla. - Popełniam wiele błędów, tak jak każdy. 

 

Poluje, bo czuje się odpowiedzialny

Elżbieta i Piotr Pawlikowscy prowadzą gospodarstwo w Łążynie od 1995 roku, zaś od 2004 roku pan Piotr jest myśliwym. Dziś kieruje Zarządem Koła Łowieckiego „Szarak” w Łążynie. Zatem jako prezes koła bierze czynny udział w szacowaniu strat wyrządzonych w uprawach przez zwierzynę łowną. - Nie jestem zawodowym myśliwym, to wyłącznie moja pasja - podkreśla. - Poluję, bo jestem odpowiedzialny za przyrodę, podchodzę do niej z szacunkiem. 

 

Bardzo bolą go stereotypy na temat myśliwych.  - Wiele osób myśli, że nas interesuje tylko strzelanie do zwierząt, a tak nie jest - podkreśla. - Rolnicy często narzekają na myśliwych twierdząc, że zaniżają oni szkody, czasami obrzucają  ich nawet wyzwiskami. Niektórzy myślą, że koła łowieckie dysponują dużymi pieniędzmi, ale to też nie jest prawda, bo koszty odszkodowań są często wysokie. My nie mamy problemów z szacowaniem strat, bo tutejsi rolnicy rozumieją, że gdyby nie myśliwi, to mieliby znacznie większe problemy z dziką zwierzyną. Ona już nie żyje wyłącznie w lasach - te  czasy dawno minęły. Tereny leśne są tak penetrowane przez ludzi, że zwierzęta szukają  schronienia na polach, w uprawach. 

 

Rolnik z duszą społecznika

Pan Piotr ma naturę społecznika. Jest m.in. radnym i przewodniczącym Rady Gminy Zławieś Wielka, członkiem rady nadzorczej banku spółdzielczego w Toruniu, druhem wspierającym OSP KSRG Łążyn. - Dzięki temu, że zrezygnowaliśmy z produkcji mleka, mąż ma więcej czasu na działalność społeczną - dodaje pani Elżbieta. A on podkreśla, że ma przede wszystkim więcej czasu dla rodziny: - Mamy pięcioro dzieci, z którymi wreszcie możemy pojechać na wakacje, nawet dwa razy w roku, bez obaw, że coś złego może się stać w oborze. 

 

- Gdy mieliśmy krowy, z wyjazdami był problem - dodaje jego żona. - Poza tym pracy było tyle, że mąż wracał do domu tak zmęczony, iż nawet na rodzinne rozmowy brakowało mu sił . 

 

Teraz mają też więcej czasu także na zabawy z dziećmi. Są rodzicami 15-letniej Agaty i czterech synów: Mateusza (12 lat), Janka (9  lat), Stasia (7 lat) i Kuby (5 lat). Synowie chcieli mieć boisko do gry w piłkę nożną, więc na terenie byłych silosów, dziś stoją bramki. 

 

Z kolei była obora zamieniła się w magazyn, w którym przechowują zboża. - Jesteśmy zadowoleni z decyzji o zmianie produkcji - podsumowują gospodarze z Łążyna. - Czasami warto zaryzykować. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska