https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy Bioetanolu w Chełmży idą na wojnę z celnikami, by mieć z czego żyć

agad
24 marca załoga Bioetanolu głośno protestowała przed Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy w obronie swojego zakładu i miejsc pracy.
24 marca załoga Bioetanolu głośno protestowała przed Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy w obronie swojego zakładu i miejsc pracy. Tomasz Czachorowski
Urzędnicy nie mówią do nas po ludzku, a paragrafami, byśmy nic nie rozumieli i siedzieli cicho - mówi Eugeniusz Kałamarski, pracownik Bioetanolu w Chełmży. - Niby cwanie sobie wymyślili, ale tu nikt głupi nie jest! Ludzie od razu połapali się, o co chodzi.

Chodzi o duże pieniądze, bo aż 70 mln złotych. Aż tyle zaległej akcyzy musi zapłacić chełmżyński producent alkoholu etylowego z przeznaczeniem na wyroby chemiczne.

- To jest dla nas jak śmierć na miejscu - z trudem łapie oddech Roman Mierzwa,prezes Bioetanolu AEG.

Toruńscy celnicy nagle uznali, że firma nie może korzystać ze zwolnienia z podatku, gdyż z jej wyrobu da się - ich zdaniem! - wyprodukować alkohol. Taki do spożycia. Da się, ponieważ etanol z Chełmży jest zbyt mało skażony. Akcyzę więc zapłacić należy i koniec.

Ciekawa sprawa, bo jeszcze w 2012 roku urzędnicy uważali, że alkohol do picia z tego nie wyjdzie. Wtedy wydali decyzję o zwolnieniu z podatku. To jest niemożliwe - potwierdziły również opinie Państwowego Zakładu Higieny i nawet biegłego urzędu celnego.

Choć w Polsce znane są przypadki, gdy biurokraci doprowadzali firmy do ruiny, naszej "rzeczywistej rzeczywistości" zupełnie nie rozumie szwedzki właściciel Bioetanolu. W 2006 roku wykupił firmę z upadłości. Wyłożył 25 mln zł w gotówce. W liczącej prawie 2 tys. bezrobotnych Chełmży (na 15 tys. mieszkańców) witano go niemal z honorami. Zatrudnił 80 osób. Rozpoczął produkcję. Nie dość, że dotąd nic jeszcze nie zarobił, a tylko ciągle dokładał do interesu, teraz kłody pod nogi rzucili mu celnicy. Zakazali produkcji, żądają pieniędzy. Szwed zamierza skarżyć państwo polskie. Oczywiście, jeżeli wygra, za błędy urzędników zapłacimy wszyscy - podatnicy. 

 

Problemy zaczęły się w 2013 roku, gdy firma dostała nakaz dostosowania się do nowych unijnych zasad, na podstawie których jej wyroby mogą być zwolnione z akcyzy.

CZYTAJ I ZOBACZ: Protest pracowników chełmżyńskiego Bioetanolu przed Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy [wideo i foto]

- Zrobiliśmy to, czyli zaczęliśmy dodawać do produktów więcej substancji chemicznych, by były jeszcze bardziej skażone - wspomina prezes Mierzwa. - Nie można naszych rozpuszczalników, płynów zapobiegających zamarzaniu czy środków do dezynfekcji dla szpitali, przerobić na alkohol do picia. Produkujemy legalnie, nie pojmuję więc, za co zostaliśmy ukarani?!

"To tak jakby wszystkich producentów noży winić za to, że jednym z nich szaleniec zabił człowieka" - oto fragment obszernego listu anonimowych (szeregowych) pracowników służb celnych, który trafił do burmistrza Chełmży. Są przeciwni decyzjom zwierzchników i uważają, że produkcja Bioetanolu jest zgodna z przepisami.

- Gdzie ja już nie pisałem w tej sprawie! Do parlamentarzystów, premiera, prezydenta, chyba jeszcze tylko nie do papieża - rozkłada ręce Jerzy Czerwiński, burmistrz Chełmży. - Bioetanol to drugi co do wielkości, zaraz po cukrowni, zakład w naszym mieście. Problem dotyczy 80 pracowników, ich rodzin i 200 kooperantów firmy. Dramat!

 

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Miły 123
Twój opis mówi wiele ale wynika z niego że te wypociny pisał Grzegorz E. pracownik służby celnej pewnie na zlecenie tylko czyje.......
c
czytelnik 9
Po prostu urzędnik za nic nie odpowida i może pisać -interpretować prawo jak mu się podoba . W  zdrowym społeczeństwie powinna być możłiwość pozwać do sądu celnika który wydał decyzję i  ustalić prawdę .
B
Były pracownik
To, że pseudo instytucje państwowe takie jak np.Urząd Celny działają na szkodę obywateli, jak i inne do tego powołane np.straż miejska, wiemy nie od dziś, ale trzeba przyznać, że firma, a raczej jej też pseudo prezesik Roman Mierzwa i pseudo dyrektorek Krzysztof Grabowski, od samego początku prowadzili jawnie firmę do bankructwa. Prawie każdy o tym wiedział, ale nikt głośno nic nie mówił, bo trzymali się "pracy". Produkcja tutaj, to jakiś żart. Jak byśmy mieli się utrzymać z tej produkcji i sprzedaży, to nawet by nie wystarczyło na pensje, dla jednej trzeciej pracowników, zarabiających najniższą krajową, takie mieliśmy pensje, a produkcji prawie zero. Wiedzieliśmy o tym, już pół roku, po rozpoczęciu działalności. Siedzenie po kątach i prawie bez zamówień. Prezes i dyrektor dobrze o wszytkim wiedzieli , że firma nie przynosi żadnego zysku i ciągnęli to tylko dla tego, że nie obciążali tym siebie, tylko Pana właściciela ze Szwecji. Sam pan nasz dyrektorek od finansów wyznaczył sobie pensje 12 tys.zł.miesięcznie. Takich dyrektorów było dwóch lub trzech + masę kierowników i prezes firmy, który wyznaczył sobie pensje jeszcze wyższą (w granicach 20tys.zł.miesięcznie), a nie robili nic. Ciągnęli to jak najdłużej, by tylko się na kraść ile się da. Zanim urząd celny, też dobrał się do koryta, już prezes i spółka doprowadzili do 4,5 mln.długu. Taka sobie firma "krzak" - wydoić i zostawić. Aż dziwne, że jeszcze nie zainteresowała się tym całym przekrętem prokuratura. Szkoda tylko tych biednych pracowników, dla których było to jedyne miejsce pracy.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska