– Chcemy bardzo mocno przeprosić społeczeństwo, które w tej chwili najbardziej odczuwa brak naszej komunikacji. Wcześniejsze rozmowy prowadzone były od grudnia ubiegłego roku. Nie przynosiły żadnego efektu. Spotkań było naście, jak nie kilkadziesiąt, łącznie z Radą Nadzorczą, bez efektów – tłumaczył podczas porannej konferencji prasowej Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej
– Załoga zdecydowała podjąć najbardziej drastyczną formę protestu. Nie mieliśmy innego wyjścia. Żadne argumenty nie działały, więc załoga stwierdziła, że jedynym argumentem jest bunt – dodał.
Wyjadą dopiero, gdy będzie porozumienie
W piątek załoga przekonywała, że co najmniej do środy nie wyjedzie na ulice miasta. Przez weekend nie skontaktował się z nimi nikt z Urzędu Miasta, co powoduje wydłużenie akcji aż do odwołania – Nie wyjedziemy do momentu, kiedy nie podpiszemy porozumienia z żądaniem tych pieniędzy, o których mówimy. Nie mówimy o podwyżce, tylko oddaniu nam pieniędzy, które nam się należą – stwierdza Andrzej Arndt.
W poniedziałek przewodniczący wysłał pismo do przewodniczącej Rady Miasta, aby do środowej sesji dopisany został punkt o przedstawieniu problematyki funkcjonowania komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. Pracownicy chcą pokazać radnym, od kiedy problemy w spółce narastały i skąd taka forma buntu.
Dodatkowo zapowiadają organizację zgromadzenia publicznego. Ma się ono odbyć w niedzielę (3 lipca) pod ratuszem o godzinie 15. Termin nie jest przypadkowy, bo załoga liczy na wsparcie mieszkańców. Jak mówią spotykają się z wieloma oznakami wsparcia – niektórzy bydgoszczanie przychodzą pod zajezdnię, by zapytać, czy czegoś im nie potrzeba.
Wsparcie mieszkańców
– Protestujemy przeciwko podburzaniu społeczeństwa. Nie może być tak, że po spotkaniu z panem prezydentem nagle czytamy, że to my załoga chcemy zniesienia ulg, przywilejów. To kompletna nieprawda. Życzymy, żeby społeczeństwo jeździło za darmo. Życzymy, żeby prezydent podjął decyzję, żeby jeździli nieodpłatnie – przekonywał przewodniczący Arndt.
To odpowiedź na komunikat Urzędu Miasta zamieszczony po spotkaniu w ratuszu. „Pracownicy w swoich postulatach podważyli celowość obowiązujących w mieście ulg, z których korzystają m.in uczniowie bydgoskich szkół czy seniorzy. Wskazywali także, że cena biletów komunikacji jest zbyt niska” – napisano po spotkaniu. Karolina Kamińska, kierowca MZK, podziękowała „Expressowi Bydgoskiemu”, że w sobotę zamieścił informację od załogi, która kategorycznie zaprzecza, że przedstawiała takie postulaty.
– Ta spółka nie jest własnością pana prezydenta Bruskiego, ale miasta, nas, społeczeństwa, więc ono powinno decydować, jak ta komunikacja powinna wyglądać – uważa Andrzej Arndt. – Drodzy pracownicy MZK, byliśmy z wami, jesteśmy z wami i będziemy was wspierać tak długo jak to będzie konieczne – przekazał Dawid Dziuba, wiceprezes Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Rozwoju Transportu Publicznego.
Determinacja załogi jest coraz większa i nikt nie chce nawet mówić o obniżeniu postulatu dotyczącego wynagrodzenia. Tym bardziej po ukazaniu się informacji o szukaniu kierowców przez Irex Trans. – Dziś wiemy, że firma prywatna, która obsługuje linie zdobyła środki finansowe, prawdopodobnie z budżetu miasta, gdzie mogą zaoferować kierowcom 60 zł za godzinę. Na pewno pracodawca nie wyciągnął tych pieniędzy z własnej kieszeni. Dajcie nam 35 zł za godzinę, też to wykonamy, może lepiej – powiedział Andrzej Arndt.
Załoga MZK, która cały czas stawia się do pracy w zajezdni, zgłosiła chęć oddawania krwi. Pracownicy jeżdżą do RCKiK grupami. Poprosili też służby medyczne o przeszkolenie w zakresie udzielenia pierwszej pomocy dla pasażerów mdlejących w pojazdach.
