Prof. Andrzej Kowalczyk już w IV Liceum Ogólnokształcącym interesował się naukami ścisłymi, zwłaszcza matematyką. Mimo, że skończył na UMK fizykę teoretyczną zawsze interesowały go jej praktyczne zastosowania. Rozważał pracę w Przemysłowym Instytucie Elektroniki, ostatecznie został jednak na uniwersytecie i zajął się pracą naukową - początkowo wykorzystaniem zjawiska fluorescencji w chemii, biologii i medycynie. Tytuł doktora uzyskał w 1979, a doktora habilitowanego w 1994 roku.
Znudzenie i pomysł
- Zbliżałem się do pięćdziesiątki. Niektórzy w tym wieku zmieniają żony, a ja tematykę. Zacząłem rozglądać się za czymś nowym - mówi półżartem.
Zainteresowało go zastosowanie technik fizycznych w diagnostyce medycznej. Od 1996 roku jest kierownikiem założonego przez siebie Zespołu Fizyki Medycznej.
Rok później wyłowił wśród studentów Macieja Wojtkowskiego, który w ramach pracy magisterskiej opisał i skonstruował prototyp spektralnego tomografu optycznego - urządzenia znajdującego zastosowanie w wyznaczaniu topografii rogówki, diagnozowaniu i ocenie stanu zaawansowania jaskry i starczego zwyrodnienia plamki żółtej (o samym wynalazku wkrótce napiszemy więcej).
Odbył liczne staże za granicą (m.in. w USA i w Wielkiej Brytanii). Jego szeroki opublikowany dorobek wynosi ponad 100 pozycji i jeden patent.
Toruński fizyk jest także organizatorem i opiekunem studenckiego koła International Society for Optical Engineering.
Za działalność naukową, dydaktyczną i organizacyjną prof. Kowalczyk był kilkukrotnie nagradzany nagrodą rektora, brązowym krzyżem zasługi oraz medalem za zasługi dla rozwoju UMK.
Lubi... marudzić
Prywatnie prof. Andrzej Kowalczyk lubi podróżować i zwiedzać restauracje. Chętnie korzysta też z oferty toruńskich knajpek. W każdy piątek wieczorem można go zastać z przyjaciółmi w jednej z nich. A co poza tym lubi? - Marudzić - odpowiada ze śmiechem.
Ma żonę prawniczkę, córkę chemiczkę (mieszka w USA) oraz ośmioletniego wnuczka.
