PPZ w Bronisławiu aż 80 proc. swego eksportu kierowało do niedawna na Ukrainę. Eksport załamał się, gdy kraj ten dotknął kryzys. W konsekwencji zakład zaczął tracić płynność finansową.
Branża działa w ramach unijnych przepisów, które narzucają sztywno ceny za surowiec (przez co jego koszt stanowi aż 80 proc. kosztów produkcji). - Nie mogąc ich obniżyć wpadliśmy w pułapkę - tłumaczy Marek Kazimierski, szef rady nadzorczej przedsiębiorstwa. - Nie tylko zakład, ale i rolnicy, którzy muszą swój produkt przywieźć właśnie do nas, bo nie mają żadnej alternatywy. Będziemy prosić rolników o podpisanie aneksów do umów, by wywiązać się ze zobowiązań wobec nich, co jest jednym z warunków otrzymania dopłat tak przez nich (skrobiowych), jak i przez nas (produkcyjnych).
Wyprodukowanie kilograma skrobi kosztuje 1,05 zł, jeśli uwzględnia się jedynie cenę surowca, koszty energii i pracy. Tymczasem cena sprzedaży kształtuje się w tym roku na poziomie 1,1 zł (w połowie ubiegłego roku było to 1,8 zł). Cena sprzedaży nie pokrywa nawet wszystkich kosztów, na przykład podatków. - Na chłopski rozum trzeba by po prostu zamknąć zakład - mówi Marek Kazimierski.
Branżę ziemniaczaną uratować choć w pewnej mierze mogłyby dopłaty eksportowe. Sięgały one 30-50 euro za tonę. Przyznawane były w przypadku wyeksportowania skrobi poza unię. Niestety, rok po naszym wejściu do UE zostały zniesione.
- Chcemy, by minister rolnictwa podjął kroki, by te dopłaty przywrócić, bo cała branża tonie - dodaje Marek Kazimierski. Byłem na rozmowie u Franciszka Złotnikiewicza, wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego. Uzgodniłem, że złożymy w tej sprawie interpelację na ręce przewodniczącego sejmiku wojewódzkiego, by nadać jej bieg.
(Małgorzata Grosman)