Zdaniem organizatorów Manify przekrzykiwali oni ich zgromadzenie, zablokowali drogę. Doszło do przepychanek, ucierpiały dzieci. - Składając baner przedstawiciele Fundacji Pro-prawo do życia zrzucili go prosto na głowę 12-letniej dziewczynki - informują organizatorzy Manify. - Dlaczego miasto nie wysłało obserwatora, który może zakazać demonstrowania stronie eskalującej konflikt? - pytają.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
Anna Kulbicka-Tondel, rzeczniczka magistratu, informuje że obserwatora wysłano. - Może on zareagować jedynie w sytuacji, kiedy dojdzie do zagrożenia życia, zdrowia lub niszczenia mienia znacznych rozmiarów. Zaistniała sytuacja była krótkotrwała, nie pozwalała w świetle przepisów na przerwanie zgromadzeń.
Jak zaznacza Kulbicka, UMT nie wydaje zgód na manifestację i nie może zakazać ich przeprowadzenia w tym samym miejscu przez różne organizacje. Może jedynie poprosić o zmianę miejsca tych, którzy zgłosili manifestację później. - Do organizatorów antyaborcyjnego protestu zwróciliśmy się dwa razy. Raz bezskutecznie, drugim razem otrzymaliśmy informację, że miejsca protestu nie zmieni - dodaje Kulbicka.
Policja informuje, że podjęła interwencję. - Efektem było wylegitymowanie osób. Nikt z biorących udział w manifestacji, ani osoby postronne, nie zgłosiły się na komisariat celem złożenia zawiadomienia jako osoba pokrzywdzona - mówi Wioletta Dąbrowska.