Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przewodniczący Palikot i prezes Ziobro albo... Girzyński

Jacek Deptuła
W PiS-ie tyka bomba z opóźnionym zapłonem, podłożona przez jej lidera Jarosława Kaczyńskiego, a zdetonowana przez wiernego niegdyś Marka Migalskiego i ambitnego Zbigniewa Ziobrę.

Natomiast lont pod Platformą usiłuje podpalić polityk - celebryta Janusz Palikot. Eksplozja być może nastąpi w październiku na "zjeździe" jego zwolenników. Jakkolwiek oceniamy trójkę tych partyjnych dysydentów, pewne jest to, że w wielu sprawach mają rację. I sporo odwagi. W Platformie panuje patologiczny marazm, natomiast PiS tonie w wirach smoleńskiej katastrofy i agresji prezesa wobec wszystkich, którzy myślą inaczej.

Pierdel, serdel i nasz burdel

Marszałek Piłsudski tłumacząc przyczyny zamachu majowego w 1926 roku mówił, że miał dość największego polskiego zła: durnego partyjniactwa. I oceniał ten bałagan żołnierskim językiem - polityka nad Wisłą to "pierdel, serdel i burdel".
Po z górą dwudziestu latach od upadku socjalizmu zamach stanu nam nie grozi. Natomiast polityczny "burdel" rozkwita w najlepsze. Puka nawet - co niedawno było wręcz niewyobrażalne - do gabinetów szefów największych partii: Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. - Zamach liberałów w PiS? Przeciw prezesowi Kaczyńskiemu? - zdumiewa się wiceszef partii Adam Lipiński. - Czyli niby ja również... Nieeee, to bzdury.
Ale Lipiński wrócił właśnie z urlopu i nie jest za bardzo na bieżąco, co piszczy w partii. Przynajmniej sprawia takie wrażenie. Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk też śmieje się serdecznie słysząc spekulacje o wewnętrznych kłopotach PiS. Natomiast lider regionalnej organizacji partyjnej Tomasz Latos podkreśla wyraźnie, że na razie jest spokój. Na razie...

Źródeł "abdykacji" Jarosława Kaczyńskiego należy szukać w jego wypowiedzi z 5 lipca na wąskim forum partyjnym. Prezes nie wykluczył ustąpienia ze stanowiska po to, by zająć się wyłącznie wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej. I lawina ruszyła. Migalski, europoseł PiS otwartym tekstem obarczył całą winą za spadek notowań lidera partii. A uporczywe milczenie Jarosława Kaczyńskiego jest pożywką wielu spiskowych teorii, z których najgłośniejsza jest ta o przejęciu władzy przez Zbigniewa Ziobrę.

Ględzenie PO o reformach

- Partia Palikota? Nie wierzę w to. On w taki sposób tylko buduje swój specyficzny wizerunek - tłumaczy Paweł Olszewski z bydgoskiej Platformy. I przekonuje, że wszystkie dotychczasowe próby stworzenia nowych ugrupowań skończyły się fiaskiem. Tak byłoby i z tą. Dla szefa regionalnej PO Tomasza Lenza manifestacja Palikota to gra polityczna: - Będziemy z nim rozmawiać zaraz po wakacjach, ale sądzę, że on doskonale wie, iż Polacy nie lubią rozłamowców. Nie wierzę w wersję o jego partii.
Problem jednak w tym, że wcale nie jest tak dobrze. Duża część regionalnych działaczy PiS i PO, z którymi rozmawiałem, też jest szczera. Pod jednym warunkiem: anonimowości.

- Bo partie wodzowskie rządzą się swoimi prawami, a właściwie jednym - mówi funkcyjny działacz PiS z Torunia. - Prawem prezesa. Tymczasem wielu z nas naprawdę ma dosyć najdłuższej żałoby nowoczesnej Europy czy fundamentalizmu posła Girzyńskiego.

Również wojewódzcy działacze PO nie ukrywają obaw przed przyszłością. Jeden z nich twierdzi nawet, że Donald Tusk trwoni bezcenny czas na "ględzenie o reformach, których rząd nawet nie rozpoczął". - A o aferze Chlebowskiego i Drzewieckiego mówić się nie chce. Komisja hazardowa i jej szef z PO to była kpina...

Dla Jana Rulewskiego, senatora z listy PO, sprawa jest prosta. W dwóch największych partiach III RP rządzą królowie i ich dworzanie. A to równia pochyła: - Brak dyskusji programowej demobilizuje dwory, które przekonują króla: chłopie, mamy rację od początku do końca. Co więcej, często w parlamencie dzieje się tak, by coś robić, ale na złość przeciwnikom.

A mogło się wydawać, że po wyborach prezydenckich Platforma zacznie nadrabiać trzy lata nijakich rządów, natomiast PiS skupi się na konstruktywnej, merytorycznej opozycji. Nic z tego. Ważne są krzyże, pomniki, tablice, rosyjski spisek i ciągłe obietnice Donalda Tuska.

Na domiar złego ludowcy Waldemara Pawlaka - języczek u parlamentarnej wagi - zajęci są głównie rozliczaniem prezesa. Uzyskał on więcej niż żałosny wynik podczas wyborów prezydenckich (1,7 proc.), a PSL ma dziś zaledwie 3-procentowe poparcie. Zanosi się więc na kolejną wymuszoną abdykację. Pewny czuje się jedynie Grzegorz Napieralski i jego ugrupowanie, jednak lewica nie dostrzega, że wyborczy sukces szefa budowany jest na wyjątkowo słabym fundamencie. Jego spoiwem jest w gruncie rzeczy sprzeciw wobec kłótni prawicowych partii i ich liderów. To za mało, by stać się sensownym centrolewicowym ugrupowaniem marzącym o przejęciu władzy.

Obietnice i propagandowy jazgot

Być może nie warto byłoby powoływać się na "dziadka" Piłsudskiego, gdyby nie zagrożenia wynikające ze współczesnego durnego partyjniactwa III RP. Strach myśleć, co może się dziać jesienią - przed wyborami samorządowymi.
Później, w lipcu 2011 roku Polska przejmuje przewodnictwo w Unii Europejskiej. Nie będzie wprawdzie bitwy o miejsce w samolocie czy krzesło przy stole obrad, ale rozpocznie się kluczowa dla partii i kraju kampania wyborcza do parlamentu.
Jeszcze dwa lata temu trwały nieśmiałe dyskusje, czy nie przełożyć polskiej prezydencji na półrocze 2012 roku, ale to dawno wykluczył rząd. Szkoda, bo w 2005 roku ze względu na wybory prezydencjami zamienili się Niemcy z Finami. W tej sytuacji wyjścia mogą tylko być dwa - też się o nich mówiło w ubiegłym roku. Pierwsza możliwość to skrócenie tej kadencji parlamentu i druga - wybory zgodnie z kalendarzem - w październiku 2011. Czy można wyobrazić sobie sensowne kierowanie unijnymi pracami w samym środku wyniszczającej jak zwykle kampanii wyborczej? Pośród fali obietnic i propagandowego jazgotu? Politycy zajęci walkami partyjnymi unikają tego tematu jak ognia.
Jeśli dodać do tych problemów kiepski stan finansów państwa i czekające nas wkrótce podwyżki cen energii, VAT-u (nawet na książki!), ślepą uliczkę niereformowanej służby zdrowia i niebezpiecznie wysokie zadłużenie państwa - jest się czego bać. Bo przecież na rozwiązanie tych kwestii ponad partyjnymi podziałami nie ma żadnej, nawet najmniejszej szansy.

A tuż po listopadowych wyborach do samorządu PiS - prawem opozycji - zacznie bezlitośnie punktować rząd. Donald Tusk stracił bowiem istotną wymówkę - prezydenckie weta wobec rządowych ustaw.

A w najbliższych tygodniach czeka nas kolejny element partyjnego piekła - walka o przejęcie państwowych mediów. O ich sile i możliwościach przekonaliśmy się podczas wyborów prezydenckich.
Jest się o co bić.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska