- Sytuacja w naszej branży jest zła, wręcz dramatyczna i dlatego, po spotkaniu w Bydgoszczy, podjęliśmy decyzję o wznowieniu naszego protestu. Rząd o nas zapomniał – mówią nam jednym głosem Grzegorz Chełminiak z Włocławka, wiceprezes Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych im. Dionizego Woźnego i Maciej Kasprzyk, członek stowarzyszenia, przedsiębiorca z podbydgoskiego Lisiego Ogona, jeden ze współorganizatorów protestu.
Ich zdaniem zrozumienie i pomoc ze strony państwa muszą przyjść natychmiast, bo każdy dzień zwłoki oznacza osłabienie kondycji przedsiębiorców i ich pozycji w przewozach krajowych i międzynarodowych.
Ich postulaty są nieodmiennie takie same: skarżą się na wchodzącą na polski rynek zagraniczną konkurencję, na zbyt wysokie koszty spedycji i pośrednictwa w przewozach, na wzrost obciążenia składkami ZUS za pracę kierowców, wreszcie na brak dopłat do wymienianych tachografów najnowszej generacji.
To też może Cię zainteresować
Przewoźnicy drogowi dali rządowi, któremu – jak podkreślają – są przychyli, więcej czasu niż wynikało z ostatnich oficjalnych ustaleń, ale fakt ten wynikał z klęski powodzi na południu Polski, na której politycy „koalicji 15 października” w dużej części skupili swą uwagę i wysiłki. Przewoźnicy nie chcieli tego trudnego okresu zakłócać swoimi problemami. Ale czas minął…
- Zostało nam tylko protestować i to ze zdwojoną siłą, bo nasze dotychczasowe wołanie nie zostało wysłuchane – kontynuują Grzegorz Chełminiak i Maciej Kasprzyk. I zapowiadają wyjazd cięgnikami siodłowymi do Warszawy, co ma nastąpić jeszcze w listopadzie. Jeśli odzewu ze strony rządu nie będzie, powrócą blokady na drogach.
Minęły nie jeden, a trzy miesiące
Ostatni protest przewoźników, związany z blokadą ciągnikami siodłowymi, odbył się 27 lipca na drodze krajowej nr 25 na trasie do Koronowa, tuż za węzłem S5 Bydgoszcz Opławiec. Ruch pojazdów odbywał się wahadłowo.
Uczestnicy protestu zaproszeni zostali przez wojewodę kujawsko-pomorskiego Michała Sztybla do swojego urzędu w Bydgoszczy, gdzie przedstawili mu wszystkie postulaty.
- Rozmowa z panem wojewodą była sensowna. Myślę, że znaleźliśmy wspólny język, dogadaliśmy się, bo on rozumie naszą sytuację i obiecał przekazać nasze postulaty wyżej – mówił nam wtedy Maciej Kasprzyk.
Protestujący dali rządzącym miesiąc na spełnienie swych żądań. Minęły ponad 3 miesiące, ale – jak twierdzą - nic się nie zmieniło i dlatego chcą wznowić blokady.
Kierunek Warszawa
Na razie jednak swoimi ciągnikami siodłowymi i pod flagą „Transport Polski” wybierają się do Warszawy, aby na ręce przedstawiciela rządu (być może samego premiera Donalda Tuska) złożyć petycję z żądaniami uzdrowienia sytuacji. Data jest dopiero ustalana, ale ma to być jeszcze listopad.
- Liczymy na to, że w Warszawie na ulicy Chałubińskiego (przed gmachem Ministerstwa Infrastruktury – dop. autora), pojawi się ponad tysiąc przewoźników. Jesteśmy zdeterminowani. Jeśli nasz głos nie zostanie usłyszany, nasz protest, blokady, zostaną wznowione ze zdwojoną siłą – zapewnia Grzegorz Chełminiak.
